[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odezwała się do mnie?!
- Och, Mike! - wyszeptała Sally. - Gdybym mogła w to wierzyć...
- Jak w ogóle możesz wątpić? - przerwał Mike, przyciągając ją do siebie. - Nigdy nie kochałem nikogo prócz ciebie,
Sally. I zupełnie przypadkiem spotkaliśmy się tutaj! To zakrawa na cud! Do tej chwili prawie nie mogę uwierzyć.
Powiedz, że ciągle jeszcze mnie kochasz. Kochasz mnie, Sally, prawda? Nie masz nikogo innego? A ten Austriak?
Nie znaczy chyba wiele dla ciebie?
Czując ramiona Mike'a wokół siebie, jego usta tuż przy swoich, Sally zapomniała prawie o istnieniu Johanna. To był
całkowity powrót do przeszłości, do pamiętnych, szczęśliwych dni sprzed wypadku, do marzeń i nadziei. Oto był jej
Mike. Spragniony, kochający, stęskniony, taki jak w dawnych, dobrych czasach.
Przytulił ją mocniej. Serce Sally biło tak gwałtownie, że nie mogła oddychać. Pukanie do drzwi rozdzieliło ich
niwecząc nastrój chwili. To był kelner z kawą i koniakiem. Sally nie jadła jeszcze kolacji, więc Mike zamówił dla
niej posiłek. Nie mogła
95
prawie nic jeść, ale skosztowała odrobinę, by zrobić mu przyjemność. Wypiła trochę wina, lecz odmówiła koniaku.
W końcu Mike sam go wypił. Jego twarz, blada, kiedy Sally przyszła, teraz była zaczerwieniona. Przyjrzała mu się
zaniepokojona.
- Czy powinieneś pić, Mike, kiedy bierzesz leki? - spytała. Zirytował się.
-Przestań mi matkować! - powiedział. - Biorę tylko środki przeciwbólowe. W ogóle to żałuję teraz, że je wziąłem.
Robię się strasznie śpiący. Wolałbym być w lepszej formie, kiedy tu
jesteś!
Ciężki dzień zrobił jednak swoje. Po środkach przeciwbólowych i podwójnym koniaku z trudem utrzymywał oczy
otwarte.
-Myślę, że powinieneś się zdrzemnąć - powiedziała Sally widząc, jaki zrobił się senny. Poprawiła mu poduszkę.
- Nie zostawiaj mnie - błagał zamykając oczy. Uśmiechnęła się.
- Wrócę jutro. Mogę spędzić z tobą cały dzień - obiecała. -Jest prawie dziesiąta, więc i tak muszę już iść. Przyjdę
zaraz po
śniadaniu. . .
Próbował przytrzymać jej rękę, lecz palce nie miały juz siły i po chwili spał jak zabity. Sally odgarnęła mu włosy z
czoła spoglądając z czułością. Zpiący wyglądał tak młodo i bezbronnie. To nie mógł być ten drugi Mike,
niespokojny, wykrętny, okrutny w swej chęci porzucenia jej wtedy, gdy tak rozpaczliwie go potrzebowała. Może to
był jednak jej własny, głupi błąd? Może ubzdurała sobie, że to on pragnął być wolny i że jej widok wzbudzał w nim
odrazę? Może to ona, pełna obaw, podsunęła mu tę myśl i gdyby wtedy nie mówiła takich rzeczy, nigdy by jej nie
zostawił?
Bardzo chciała wierzyć, że tak właśnie było, zaś patrząc teraz na niego wręcz nie mogła pomyśleć inaczej. Zawsze ją
kochał. To ona spowodowała rozpad ich związku - nie on.
Nachyliła się i pocałowała go. Nie drgnął. Zaciągnęła zasłony, otworzyła okno i pogasiła światła. Zabrała z pokoju
tacę, by kelner nie zbudził Mike'a. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na śpiącą postać, spokojna i zamyślona, zamknęła
drzwi i zjechała
96
windą na dół. Nie ma co walczyć z przeznaczeniem. Jeżeli los chciał, by byli znowu razem, widać tak jest im pisane.
Wydawało się, że to jakaś potężna siła stara się ich połączyć. Nawet dzisiejszy wypadek Mike'a wydawał się
uśmiechem szczęścia, próbą zbliżenia ich do siebie.
Wracała do hotelu w zimną noc, oddychając głęboko. Wydychane powietrze zamieniało się na mrozie w obłoczki
pary. Zastanawiała się przez chwilę, gdzie też może być teraz Bobbie i czy Johann będzie bardzo zmartwiony, jeśli
nie pójdzie jutro na lekcję? Lecz myśli ciągle wracały do Mike'a. Teraz, kiedy bolesna przeszłość ustępowała w cień
pod naciskiem wielokrotnych zapewnień Mike'a o nieustającej miłości, Sally mogła wreszcie, ku swemu wielkiemu
zdziwieniu i nieopanowanej radości, rozmyślać nad ich ponownym połączeniem. Mogła pozwolić sobie na luksus
wspomnień sprzed wypadku, z czasów, gdy byli tak bardzo szczęśliwi razem.
Bez wątpienia - pomyślała wchodząc do hotelu i idąc do pokoju na górę - zdarzały im się nawet wtedy i gorsze dni".
Chwile, kiedy kłócili się, gdy wątpiła czy rzeczywiście dobrze do siebie pasują. Mike miał taki żywy, artystyczny
temperament i już wtedy wiedziała, że musi mu ustępować w wielu sprawach. Zdawała sobie sprawę, że ich
małżeństwo nie byłoby równoprawne. Mike zapewne dominowałby, lecz ona chętnie zgadzała się pozostawać w
jego cieniu. Większość ich kłótni, krótkich, burzliwych i gwałtownych, spowodowana była zazdrością Mike'a o jej
sukcesy jako modelki. Nie znosił dzielić się sławą. Rozumiała to, ponieważ jego kariera była dla niego wszystkim, a
ona nie przywiązywała wielkiej wagi do swojej. To on, a nie jej praca, był tą jedyną sprawą, która liczyła się na
świecie. Sally sądziła staroświecko, iż kariera mężczyzny jest ważniejsza i nie szukała sławy dla siebie. Pragnęła jej
dla Mike'a. Czuła się więc nieco dotknięta, gdy czasami wyrzucał jej zdobyte uznanie, podczas gdy ona pragnęła
tylko jego sukcesów.
Stanęła w oknie zapatrzona w wygwieżdżoną ciemność. Przeszłość wróciła nagle z całą mocą. Pamiętała, jak te
sprzecz-
97
ki się kończyły - pojednanie było równie gwałtowne, jak sama kłótnia. Próbowali wzajemnie swych sił: Mike
dowodził swej czysto fizycznej dominacji, Sally zaś ze wszystkich sił czepiała się resztek samokontroli, by się nie
poddać. A przecież nie bała się seksu... Natomiast lękiem przejmowało ją na wpół uświadomione pożądanie, które
raz rozbudzone, mogło wymknąć się spod kontroli i wtedy oddałaby się bez reszty mężczyznie, którego kochała. Jej
poddanie byłoby absolutne, zupełne, bez możliwości odwrotu. Wiedziała to i z jakiegoś nie w pełni zrozumiałego
powodu obawiała się nadejścia takiej chwili. Jakby miała przeczucie tego, co się wydarzyło. Z pewnością długie
miesiące czarnych dni byłyby sto razy gorsze, gdyby zostali wcześniej kochankami.
Powoli rozebrała się, wykąpała i położyła do łóżka. Leżąc wygodnie pod ciepłym przykryciem, spokojnie puściła
wodze wyobrazni fantazjując na temat małżeństwa. Przypomniała sobie pierwsze spotkanie z Mike'em. Tak
naprawdę, na początku nie spodobał jej się jako człowiek. Uważała wtedy, że jest zarozumiały, apodyktyczny i
trochę afektowany. W końcu jednak nie mogła zlekceważyć licznych telefonów i zaproszeń, wyraziła więc zgodę na
spotkanie. Od tamtej pory przepadła, niezdolna odróżnić miłości od fizycznego zainteresowania. Od początku
przeważającą siłą w ich związku był pociąg fizyczny. Z czasem Sally nauczyła się dostrzegać tylko dobre strony
charakteru Mike'a, choć nie zapominała i o tych, które z początku jej się nie podobały.
Kiedy już zasypiała, jej myśli zwróciły się ku towarzyszowi ostatnich dni. Jak inna była przyjazń z Johannem.
Poznała go tutaj i polubiła, ponieważ był taki, a nie inny, i dopiero pózniej odkryła, że on także mógłby ją pociągać.
Byłoby głupotą udawać, że jego pocałunek nie sprawił jej przyjemności; albo gdy mocno przytuleni tańczyli w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]