[ Pobierz całość w formacie PDF ]

domu, a sama zobaczysz, jak doskonale tam pasujesz.
- Nie mogę cię poślubić dlatego, że pasuję do twojego domu, Kenneth!
- Och, może niefortunnie się wyraziłem...
- To bez znaczenia. Wyjeżdżam na wakacje z... przyjacielem.
- Z przyjacielem? - Kenneth zacisnął usta.
- Tak. - I pod wpływem nagłego ożywienia dodała: - On podróżuje po
całym kraju i organizuje pokazy sztucznych ogni. Wyjeżdżam z nim na
miesiąc.
- Czyżbyś postradała rozum? - Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
- Tak właśnie się stało - potwierdziła bez wahania. - Postradałam rozum i
jestem z tego powodu ogromnie szczęśliwa.
- Ależ na twoim stanowisku miesiąc urlopu to wielkie ryzyko! Mam
nadzieję, że nie zwróciłaś się jeszcze z tą prośbą do Morgana? Znam go.
Wprost nie odmówi, ale przy twoim nazwisku postawi czarny znaczek.
Jane poczuła się nagle tak, jakby uszło z niej powietrze.
- Nie ma to dla mnie znaczenia, Kenneth - zapewniła otwarcie. - I
naprawdę nie mogę cię poślubić.
68
S
R
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że porzucasz mnie dla tego obieżyświata?
Jakoś nie mogę sobie ciebie wyobrazić wałęsającej się po bezdrożach. Ale
muszę już uciekać. Wpadłem tylko na chwilę, żeby przekazać ci wiadomość od
mamy. Powiem jej, że tym razem masz inne plany, ale kiedy indziej z
pewnością nas odwiedzisz. Do widzenia, kochanie. Aha, i nie zrób fałszywego
ruchu, prosząc o czterotygodniowy urlop, dobrze? Nieodwracalnie
nadwerężyłabyś swoją reputację.
Wyszedł, nim zdążyła wybuchnąć. Ale po chwili irytacja ustąpiła miejsca
rezygnacji. Oczywiście pomysł wakacji z Gilem był zupełnie szalony... Jakże
mogła się na to zgodzić? Och, to było tylko marzenie - marzenie nie do
zrealizowania, a w wyniku swych nieostrożnych zabiegów będzie miała czarny
znaczek przy swoim nazwisku...
Gdy już całkiem zdążyła pogrążyć się w rozpaczy, zadzwoniła sekretarka
z wiadomością, że Henry Morgan wyraził zgodę na jej czterotygodniowy
urlop.
Kilka dni pózniej, wynosząc bagaże do przedpokoju, Jane zastanawiała
się nad szybkością wydarzeń minionego tygodnia. Gil, dowiedziawszy się, że z
nim wyjeżdża, uszczęśliwiony, po prostu chwycił ją w ramiona i podniósł do
góry. Sara zaś, wielce podekscytowana, od razu wybrała się po zakupy, aby
wnuczkę odpowiednio wyposażyć. Wróciła z kilkoma parami dżinsów,
płaszczem przeciwdeszczowym i kaloszami, twierdząc, że właśnie tych rzeczy
Jane brakowało.
I wreszcie Jane była gotowa na spotkanie z przygodą. Miała przeczucie,
że będzie to najważniejsza podróż w jej życiu.
Przyjechał Gil i zabrał na dół część jej bagażu. Jane rozglądała się z
niepokojem po mieszkaniu.
69
S
R
- Niczego nie zapomniałaś? - spytała życzliwe Sara, obejmując wnuczkę
ramieniem. - Cieszę się, że jedziesz i, pamiętaj, baw się dobrze!
W tej samej chwili rozległ się od drzwi donośny głos:
- Ach, zdążyłem na czas!
- Co tutaj robisz, Kenneth? - zawołała zaskoczona Jane.
- Martwiłem się o ciebie... - odpowiedział zatroskanym tonem. - Dzień
dobry, pani Landers.
- Cieszę się, że pana widzę - odrzekła uprzejmie, aczkolwiek niezgodnie
z prawdą Sara.
- Pragnę wyrazić moje współczucie z powodu ostatnich tragicznych
wydarzeń w pani życiu. Mam nadzieję, że powoli wszystko się dobrze ułoży...
- Tragicznych wydarzeń?! - zdziwiła się Sara. - O czym pan mówi?
Bawię się przecież cudownie!
- Dzielna z pani kobieta - powiedział Kenneth z uśmiechem pełnym
najwyższego współczucia. - Z drugiej strony jestem spokojniejszy, wiedząc, że
Jane ma przy sobie kogoś rozsądnego... Toteż trochę się dziwię, że pozwoliła
jej pani na tę niedorzeczną eskapadę.
- Pozwoliłam? Ja ją do tego zachęcałam! - pochwaliła się Sara. - Bardzo
lubię Gila.
- Oczywiście, jeśli pani go poznała i akceptuje... - Kenneth nie krył
zdziwienia.
- To wspaniały młody człowiek - zachwyciła się Sara.
W ciemnych oczach Gila, który w tym samym momencie pojawił się w
drzwiach, zabłysły złośliwe ogniki. Ale po chwili, gdy niedbale opierał się o
framugę, wyglądał jak całkiem inny człowiek.
- No, idziesz, mała, czy mam czekać przez cały dzień? - rzucił
zawadiacko, przybierając ton opryszka z przedmieścia.
70
S
R
Kenneth odwrócił się i popatrzył na niego przerażonym wzrokiem. Gil -
w obcisłych spodniach, rozchełstanej koszuli i z naszyjnikiem na szyi - w
istocie mógł zbulwersować kogoś tak statecznego jak Kenneth.
- Kenneth, to jest właśnie Gil... - bąknęła Jane. - Gil, mój przyjaciel,
Kenneth - dodała po chwili.
Gil ostentacyjnie przyjrzał się swoim dłoniom, a potem wytarł je o
spodnie, nim wyciągnął rękę do Kennetha.
- To twoja bryka stoi na dole? - spytał. - Ta granatowa?
- Tak, jeżdżę granatowym mercedesem - odpowiedział sztywno Kenneth.
- Niezła maszyna. Chyba nie ma lewych papierów, co?
- Z pewnością nie jest kradziony...
- Ile za niego dałeś, koleś?
Cierpliwość Kennetha się wyczerpała. Odwrócił się do Jane i
wymamrotał:
- Miałem o tobie lepsze zdanie. Do widzenia! - rzucił, zamykając za sobą
drzwi.
- Gil, kochanie, zachowałeś się bardzo złośliwie - zbeształa go lekko
Sara.
- Wiem, ale nie potrafiłem się powstrzymać. On z pewnością kogoś
takiego się spodziewał. Gdy więc zareklamowałaś mnie jako uroczego
młodzieńca, musiałem sprostać jego oczekiwaniom.
- Saro, czy jesteś pewna, że dasz sobie radę beze mnie? - wtrąciła Jane z
troską w głosie.
- Doskonale dam sobie radę, moja droga - zapewniła Sara. - A teraz
zmykajcie już! - zakomenderowała.
71
S
R
Gil stał spokojnie w drzwiach i czekał na Jane, która jeszcze kilka razy
upewniała się, czy babka poradzi sobie sama. Wreszcie zniecierpliwiony objął
ją ramieniem.
- A to co takiego? - zdziwił się, wyczuwając w kieszeni spodni Jane jakiś
twardy przedmiot.
- Telefon komórkowy.
- Och, tylko nie to! - zawołał z udawanym przerażeniem.
- Zostaw go! Nie chcesz chyba rozmawiać z pracownikami banku?
Uważaj, Sal, łap! - Po czym bezceremonialnie rzucił telefon, a Sara zręcznie go
złapała.
- Zabierz ją wreszcie, Gil! - powiedziała z uśmiechem.
Gil posłał jej jeszcze pocałunek, po czym stanowczym gestem zamknął
frontowe drzwi.
- Gil, muszę jeszcze sprawdzić... - tłumaczyła się Jane.
- Jeśli o czymś zapomniałaś, to trudno - rzekł stanowczo i poprowadził ją
do windy. - Jeżeli natychmiast nie podejmę decyzji, zostaniemy tu do jutra.
Gdy drzwi windy się zamknęły, wziął ją w ramiona. Jane, równie
szczęśliwa, objęła go za szyję.
- To nie jest właściwe miejsce do całowania, ale nie marnujmy okazji -
wyszeptał prosto w jej usta.
Trwali chwilę w zmysłowym uniesieniu i nie zauważyli nawet, jak
otwierają się drzwi. Dopiero głębokie westchnienie Kennetha, stojącego przed
windą, przywołało ich do porządku.
- Witaj ponownie, Kenneth - rzucił uprzejmie Gil, wyciągając Jane z
windy.
Kenneth w geście najwyższej rozpaczy chwycił ją za ramię.
72
S
R
- Wróciłem, żeby przemówić ci do rozsądku. Jane, nie jest jeszcze za
pózno...
- O wiele za pózno, Kenneth - powiedziała zdyszana. - Od dawna...
Usiłowałam ci to już wcześniej powiedzieć. %7łegnaj, Kenneth! Zapomnij o
mnie i znajdz sobie kobietę godną ciebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl