[ Pobierz całość w formacie PDF ]
coś, o czym miała zaledwie mgliste pojęcie?
Musiał zauważyć jej zmieszanie. Westchnął i przez chwilę mocniej
zacisnął palce na jej talii. Nagle cofnął dłoń i powiedział:
- Powinnaś uważać, jak chodzisz. Jeszcze tylko brakowało nam
jakiegoś wypadku.
Jego chłodny i obojętny ton zmroził ją natychmiast. Odwróciła się,
by ukryć swój ból. Przecież James MacAllister nigdy nawet nie
udawał zainteresowania jej osobą. Była tu za karę, po to, by
wynagrodzić swe domniemane winy. Dlaczego więc tak bardzo
zraniła ją jego rezygnacja z tej przelotnej chwili bliskości?
Przybrała chłodną maskę sztywności.
- Możesz być pewien, że w przyszłości będę bardziej uważała. Co
teraz robimy?
Odsunął się od niej i spojrzał w zamyśleniu w stronę kawiarenki.
- Oczywiście kontynuujemy naszą podróż. Rozumiem, że nie padła
67
RS
żadna wzmianka na temat planów Catherine? - Kiedy zaprzeczyła
ruchem głowy, ciągnął dalej: - Dobrze, możemy więc jedynie przyjąć,
że postanowili trzymać się wytyczonej drogi. Skoro zatrzymali się
tutaj, powinni także zatrzymywać się w innych zaplanowanych
miejscach. Proponuję więc wrócić do hotelu i spakować się.
Odwrócił się i zaczął iść, ale Sarah podążyła za nim dopiero po
dłuższej chwili.
Patrząc na jego prężny krok, myślała, że jeśli wszystko dobrze się
powiedzie, on osiągnie swój cel - odzyska córkę. A co z nią? Jaka
będzie jej nagroda? Czy potrafi wrócić do swego poprzedniego życia,
spokojnej ustabilizowanej egzystencji? Czy też odkryje, że zmiana,
jaka w niej zaszła, jest zbyt drastyczna, by uznać takie życie za
wystarczające?
Zasłoniła oczy przed słońcem i raz jeszcze popatrzyła za
odchodzącym. Poczuła nagle ostre ukłucie w okolicy serca. Czym
będzie jej życie, kiedy zabraknie w nim Jamesa MacAllistera?
Doprowadzał ją do szału swą arogancją i niezachwianym
przekonaniem, że racja leży zawsze po jego stronie. Przerażał ją swą
męskością, ale teraz, kiedy nareszcie przestała się go bać,
uświadomiła sobie, że zostawi po sobie tylko pustkę i samotność.
Słońce zachodziło, oświetlając ośnieżone wierzchołki Pirenejów.
Byli w odległości sześciuset kilometrów od Paryża, ale Sarah
wydawało się, że podróżują po obcej planecie. Krajobraz pełen
wartkich górskich strumieni, przepastnych dolin i zbudowanych na
szczytach średniowiecznych zamków okazał się dla niej czymś
zupełnie nowym. Nigdy przedtem nie była w tych okolicach i
marzyła o krótkim postoju. Chciała nacieszyć się widokami i ciszą,
ale James odmówił marnowania czasu. Zatrzymali się tylko
dwukrotnie: raz, by wypytać mieszkańców małego miasteczka, które
było zaznaczone na mapie, a drugi raz po to, by kupić chleb z serem.
Sarah poczuła ogromne zmęczenie i odrętwienie od długotrwałego
siedzenia. Mimo iż postanowiła nie prosić go o nic, zdrowy rozsądek
wymagał, by zatrzymali się przed zachodem słońca.
- Dokąd chcesz dzisiaj dojechać? - spytała.
68
RS
- Wkrótce się ściemni.
Spojrzał na nią zimnym wzrokiem i włączył światła.
- Nie zamierzam się zatrzymywać. Już niedaleko do domu
Philippe'a. Za jakieś dwie-trzy godziny powinniśmy tam dojechać.
- Ale jak znajdziemy tę wioskę po ciemku? Z mapy wynika, że jest
daleko od głównych dróg. Jeżdżenie w takim terenie po ciemku to
głupota.
- Nie zamierzam pozwolić mojej córce na spędzenie jeszcze jednej
nocy w obecności tego typa. Jasne? Jeśli trzeba, będę jechał całą noc i
musisz się z tym pogodzić. Nie jesteśmy tu po to, by się bawić i
spędzać czas w luksusowych hotelikach. Jedziemy odnalezć
Catherine.
- Bawić się w twojej obecności? Zwietny żart! Uśmiechnął się
lekko.
- Mam rozumieć, że nie podobała ci się wczorajsza scenka?
Zaskakujesz mnie, Sarah. Miałem wrażenie, że moje towarzystwo nie
było ci szczególnie wstrętne?
Wiedziała oczywiście, co ma na myśli, ale nie śmiała na niego
spojrzeć, by się nie zdradzić. Odwróciła głowę i wyglądała przez
okno, starając się uspokoić rozszalałe serce. Usłyszała jego głęboki,
miękki i dziwnie intymny śmiech, który sprawił, że krew zawrzała w
jej żyłach.
- Naprawdę powinnaś nauczyć się lepiej skrywać swe uczucia,
Sarah. Ile masz lat? Trzydzieści osiem... dziewięć? A jednak nie
rozumiesz podstawowych zasad gry pomiędzy kobietą a mężczyzną.
Czy naprawdę jesteś taka zielona i dziewicza, czy to tylko zasłona
dymna?
Kiedy zawyżył jej wiek, poczuła tylko złość. Kiedy jednak padły
kolejne słowa, przeszył ją nagły, palący ból. Zielona i dziewicza!
Gdyby tylko wiedział, jak bardzo pragnęła, by tak było! Koszmar
powrócił z nie znaną jej dotąd siłą. Walcząc z nim, westchnęła
głośno.
- Co się stało? Nic ci nie jest? - James odwrócił wzrok od szyby i
spojrzał na nią.
69
RS
Spuściła oczy, by nie dostrzegł jej cierpienia,
- Na miłość boską, kobieto, odpowiedz mi! - W jego szorstkim
głosie było tak wiele zniecierpliwienia, że ze zdziwieniem rzuciła mu
krótkie spojrzenie. Przecież to wszystko była jego wina. To on
wkroczył w jej życie i przełamał wszystkie bariery, przywołując
dawne cierpienie. To dlatego przy nim pozwoliła sobie na
uwolnienie całej, długo tłumionej frustracji.
- Nic! O co ci chodzi, James? Dlaczego zawsze uważasz, że masz
prawo wiedzieć rzeczy, które nie powinny być przedmiotem twojego
zainteresowania? Dlaczego nie zajmujesz się własnymi...? -
przerwała, po czym krzyknęła głośno, widząc, jak jakiś ciemny cień
przebiega przez drogę tuż przed maską samochodu. - Uważaj!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]