[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bestii, dziewczynko.
Pomknął na górę po sznurowej drabince, a Ivy weszła za nim,
czerpiąc satysfakcję z fizycznego wysiłku, dotyku szorstkiej liny
ocierającej jej dłonie i tego, jak wiatr oraz jej własne ruchy
kołyszą drabinką. Wspięli się dwa poziomy powyżej głównego
piętra i zatrzymali, żeby złapać oddech.
- Aadnie tu w górze, czarodzieju.
- Tu jest bezpiecznie - odparł Philip. - Chyba że zbliża się
srebrzysty wąż.
Pięćdziesiąt jardów za nimi wznosiło się niskie kamienne
ogrodzenie wyznaczające granicę posiadłości Bainesów. Stamtąd
grunt opadał stromo, przechodząc w osuwisko poszarpanych
skał, splątanych zarośli i patykowatych drzew, wyginających się
pod dziwacznymi kątami, żeby utrzymać się w kamienistej ziemi.
Daleko w dole poniżej posiadłości znajdowała się maleńka stacja
kolejowa Stonehill, ale z domku na drzewie można było usłyszeć
jedynie gwizdy pociągów przejeżdżających między rzeką a
urwiskiem.
Dalej na północ Ivy mogła dojrzeć niebieski pas, wijący się
niczym wstążka wycięta z nieba i upuszczona pomiędzy drzewa,
zaś obok niego sunący z mozołem pociąg, od którego odbijały się
promienie słońca.
Wskazała na niego ręką.
- Co to takiego, czarodzieju Andrew?
- Srebrzysty wąż - odpowiedział bez wahania.
- Czy on gryzie?
- Tylko jeżeli staniesz mu na drodze. Wtedy cię pożre i
wypluje do rzeki.
- Fuj.
- Czasami w nocy wspina się na wzgórze - mówił Philip z
niewzruszenie poważną miną.
- Niemożliwe.
- Robi tak! - oburzył się Philip. -1 trzeba być bardzo
ostrożnym. Można go rozgniewać.
- Dobrze, nie pisnę ani słówka. Skinął głową z aprobatą, ale
ostrzegł:
- Nie możesz dać mu poznać, że się boisz. Musisz wstrzymać
oddech.
- Wstrzymać oddech? - Ivy przyjrzała się bratu.
- Zobaczy, jeśli się poruszysz. On cię obserwuje, nawet kiedy
ci się wydaje, że na ciebie nie patrzy. Dzień i noc.
Skąd mu przyszły do głowy takie rzeczy?
- On potrafi wywąchać, że się boisz.
Czy Philip naprawdę się czegoś boi, czy to tylko zabawa? -
zastanawiała się Ivy. Zawsze miał bujną wyobraznię, ale wydało
jej się, że ta zabawa staje się zbyt przesadna i mroczna. Ivy ża-
łowała, że jego przyjaciel Sammy nie wrócił jeszcze z letniego
obozu. Jej brat miał teraz wszystko, czego mógł zapragnąć, ale
był zbyt odizolowany od innych dzieci. Za bardzo żył w swoim
własnym świecie.
- Wąż mnie nie dopadnie, Philipie - odezwała się niemal
surowo. - Nie boję się go. Nie boję się niczego - dodała -
ponieważ jesteśmy bezpieczni w naszym domu. W porządku?
- W porządku, dziewczynko, zostań tutaj - odparł. - Nie
wpuszczę nikogo więcej. Pójdę do mojego drugiego domu i
przyniosę magiczne szaty dla ciebie. Dzięki nim będziesz
niewidzialna.
Ivy uśmiechnęła się nieznacznie. Jak miała zagrać
niewidzialność? Potem podniosła sfatygowaną miotłę i zaczęła
zamiatać podłogę.
Raptem usłyszała piskliwy jęk Philipa. Obróciła się i
zobaczyła go balansującego na krawędzi wąskiego pomostu,
szesnaście stóp nad ziemią. Upuściła miotłę i rzuciła się naprzód,
ale wiedziała, że nie zdoła złapać go w porę.
I wtem, równie nieoczekiwanie, chłopiec odzyskał
równowagę.
Opadł na czworaki i oglądał się przez ramię. Wyraz zachwytu
na jego twarzy sprawił, że Ivy stanęła jak wryta. Już wcześniej
widziała u niego taki wyraz twarzy: zdumienie, aura radości, usta
na wpół otwarte w nieśmiałym uśmiechu.
- Co się stało? - spytała Ivy, powoli przysuwając się do niego. -
Potknąłeś się?
Pokręcił głową, a następnie uniósł nadłamany koniec deski.
Ivy pochyliła się, żeby mu się przyjrzeć. Pomost został
skonstruowany niczym miniaturowy chodnik zbudowany z
dwóch długich cienkich desek zamocowanych między dwoma
drzewami oraz szeregu ułożonych na nich krótkich deszczułek.
Krótsze deski wystawały poza długie po kilka cali z obu stron. Ta
konkretna była luzno przybita po jednej stronie - Ivy mogła wy-
ciągnąć gwózdz rękami - zaś po drugiej stronie widniała dziura,
ale brakowało gwozdzia.
- Kiedy tutaj stanąłem - wskazał Philip - drugi koniec się
podniósł.
- Jak w huśtawce - stwierdziła Ivy. - To dobrze, że nie straciłeś
równowagi.
Philip pokiwał głową.
- Dobrze, że mój anioł akurat tu był. Ivy wstrzymała oddech.
- Bo czasem go nie ma. Chociaż zwykle jest, kiedy ty jesteś w
pobliżu.
Zamknęła oczy i pokręciła głową.
- Teraz zniknął - oznajmił Philip. Dobrze, pomyślała Ivy.
- Philipie, już o tym rozmawialiśmy. Nie ma czegoś takiego
jak anioły. Wszystko, co masz, to tylko figurki.
- Twoje figurki - przerwał jej. - Dobrze się nimi opiekuję.
- Mówiłam ci... - zaczęła. Poczuła ściskanie w gardle, a jej
głowa zaczynała pulsować. - Mówiłam ci, że jeżeli chcesz
zatrzymać te figurki, nie wolno ci nigdy więcej wspominać przy
mnie o aniołach. Czy tak nie było? Zwiesił głowę i przytaknął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl