[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słów. Zakochał się, został porzucony itd. Może i wystarczyło to dla widowni i Briana,
lecz dla niej było oczywiste, że... jeszcze się po tym nie pozbierał. Tym bardziej upodla-
jące wydało się, że dla jej spokoju odkrył część prawdy.
Hunter nadal milczał.
- Nie podałeś żadnych szczegółów, ale wystarczyło, żeby odwrócić uwagę Briana
ode mnie.
Jego wymijające spojrzenie doprowadzało Carly do szaleństwa. Choć dziś nie mia-
ło to już większego znaczenia, bo i tak się tam dawno znalazła... na widok olśniewające-
go, nagiego torsu.
Zeskoczył z ringu, stanął tuż przed nią, wziął kapelusz.
- Może... - powiedział.
- Nie bądz taki cholernie tajemniczy. Dla mnie to jasne. Niesłusznie oskarżono cię
o wyciek informacji. Potem założyłeś firmę, która miałaby pomagać ludziom właśnie w
ochronie danych. Zwietna historia. Ludzie chętnie by o tym czytali.
Spojrzał na nią ostro.
- Moje życie nie jest specjalnie interesujące. Mówiąc to, odwrócił się i ruszył w
kierunku szatni.
Po chwili rozległo się stukanie obcasów Carly, gdy próbowała go dogonić.
- Może różnimy się definicją tego słowa...
- Jeszcze nie masz mnie dość?
- Jeszcze długo nie... Hunter nawet nie zwolnił.
- Czy zamierzasz wejść mi pod prysznic?
- Jeśli będzie trzeba...
L R
T
Wtedy odwrócił się na pięcie. Z trudem zdołała wyhamować. Po raz pierwszy wi-
dać było po nim jakieś emocje: ciekawość, rozbawienie, zniecierpliwienie.
- Czy ty kiedykolwiek przestajesz być dziennikarką?
- Nie. Bo jestem nią naprawdę, w głębi serca, to nie tylko mój zawód, ale pasja,
powołanie. Tak jak chronienie ludzi jest twoją misją, choć już dawno odszedłeś z FBI.
Przecież cię oczyszczono, więc mogłeś zostać.
Zachmurzył się, ale nie przerwał ciszy. Odezwał się po dłuższej chwili.
- Twoja wścibska natura musiała ci już przysporzyć wielu kłopotów.
- To nie jest odpowiedz.
- Okej. Po prostu nadszedł czas, by ruszyć dalej.
Wzruszyła ramionami. Znów zapanowała długa, męcząca cisza, którą przerwał,
mówiąc coś zupełnie zaskakującego:
- Dzień przed pierwszym wspólnie zaplanowanym urlopem wróciłem do domu i
zrozumiałem, że Mandy spakowała się i odeszła. Zostałem z pierścionkiem zaręczyno-
wym w kieszeni.
Carly znieruchomiała. Nie usłyszała co prawda odpowiedzi na swoje pytanie, ale
po tym, co usłyszała, straciła grunt pod nogami.
Hunter stał oparty o drzwi do szatni i bawił się kapeluszem kowbojskim.
- Mieszkaliśmy już ze sobą trzy miesiące, a to miał być nasz pierwszy wspólny wy-
jazd. Na początek zaplanowałem obiad w pewnej restauracji, o której zawsze marzyła.
Miejsce było tak drogie, że nieosiągalne dla faceta pracującego w rządowej instytucji i
utrzymującego się z państwowych pieniędzy. Ale uznałem, że mi się opłaci. Bo normal-
ny człowiek żeni się tylko raz.
Carly chciało się płakać.
- Gdy zadzwoniłem do Mandy i pochwaliłem się, dokąd zamierzam ją zabrać, zga-
dła chyba, co się święci. Przypuszczam, że było jej łatwiej zniknąć niż odmówić mi, pa-
trząc w oczy.
Carly nadal walczyła ze łzami. Nikt nie zasługuje na to, by go porzucano w głupi
czy okrutny sposób. Ludzie powinni umieć się rozstawać.
- Co wtedy zrobiłeś? - zapytała cicho.
L R
T
- Upiłem się i nie poprzestałem na jednym takim wieczorze.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Kontynuował jednak, patrząc jej prosto w
oczy.
- Chyba około tygodnia pózniej, w trakcie niekończącej się libacji, wpadł do moje-
go mieszkania Booker, ściągnął mnie z kanapy i w ubraniu wstawił pod prysznic. Pamię-
tam tylko, że darłem się na niego, bo chciałem, by zakręcił wodę. Chicago w środku zi-
my to nie Floryda i woda bywa zimna. Ale Booker po prostu trzymał mnie pod tym
prysznicem.
Z trudem przychodziło wyobrazić sobie chłopięcego, kruchego Bookera, który
zmaga się pod prysznicem z postawnym Hunterem.
- Jak on dał radę?
- Powiedziałem ci przecież. Rozum mi odebrało. Alkohol ogłupia, ale też znieczu-
la. Niestety, nie trwa to wiecznie.
- Co się stało po zimnym prysznicu?
- Wytrzezwiałem na tyle, by przebrać się w suche ciuchy. Siadłem na kanapie i za-
cząłem wrzeszczeć do Bookera, żeby się wynosił, ale się nie ruszył. - Słowa Huntera by-
ły lakoniczne, ale po twarzy mogła łatwo poznać, ile znaczyło dla niego to doświadcze-
nie i moment, w którym Booker został jego dozgonnym przyjacielem. - Po godzinie de-
monstracyjnej ciszy Pete powiedział, że Mandy nie może dalej rujnować mi życia i że
mam zacząć robić coś produktywnego... nawet gdyby to miało oznaczać zemstę.
- I wtedy powstał Zrywacz.
- %7łebym miał się czym zająć.
- I odegrać na Mandy?
- Raczej dać upust złym emocjom. Pete pomagał mi przy tworzeniu programu.
Pierwotnie zaprojektowaliśmy go tylko na użytek poczty elektronicznej. Kiedy skończył
się urlop i musiałem wracać do roboty, spotykaliśmy się codziennie wieczorem i roz-
budowywaliśmy go. Nad samymi piosenkami spędziliśmy ponad miesiąc, prześcigając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl