[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiem i oczami wyobrazni ujrzała surową twarz ojca.
Dlaczego nie mogę chociaż raz zrobić czegoś porząd-
nie? Dlaczego zawsze muszę cię rozczarować?
- Nic nie możesz dla mnie zrobić. I nie mamy
o czymrozmawiać. Obiecałamcoś ojcu i dotrzymam
słowa. Jakoś tego dokonam.
Wpatrywał się wnią skonsternowany.
- Co mu takiego obiecałaś, że to jest ważniejsze od
dziecka? - Eve wyswobodziła się z jego objęć, wzięła
szklankę z sokiemi wyszła na balkon.
Ostatnie promienie słońca kryły się właśnie za
drzewami rosnącymi naprzeciwko. Usiadła przy stoli-
ku i w milczeniu patrzyła na rzekę.
- Eve? Porozmawiajmy.
Musi się przemóc. Przecież nie mogą tak siedzieć
w nieskończoność.
janessa+Endra
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
144
- Mój ojciec był strasznym despotą - zaczęła.
- Nie, nie, jestem niesprawiedliwa - poprawiła się
natychmiast. - Był chirurgiem, utalentowanym, zręcz-
nym, nowatorskim. Wiele wymagał od siebie i od
innych. Wysoko stawiał poprzeczkę. Obojętnie jak
bardzo się starałam, nigdy nie był ze mnie zadowolony.
Byłamdziewczynką, a on chciał, żeby to syn poszedł
w jego ślady. Lecz mój brat był nicponiem, który
wszystko olewał. Usiłowałamgo ojcu zastąpić, ale nie
potrafiłam.
- Czyli tu leży pies pogrzebany? Starasz się za-
służyć na pochwałę ojca. - Hugh westchnął i zajął
drugie krzesło przy stoliku. - Posłuchaj, sam jestem
ojcem. Nigdy w życiu nie wymagałbym od swojej
córki niczego, co by ją do tego stopnia unieszczęś-
liwiło.
- Nie jestemnieszczęśliwa. Kochammedycynę...
- Mówię o dziecku - przerwał jej. Z ust Eve
wyrwało się łkanie. - Powiedz mi - ciągnął - czy
gdybyś nie złożyła ojcu tej obietnicy, i gdybyś znalazła
się wtakiej sytuacji jak teraz, nadal chciałabyś pozbyć
się tego dziecka?
Spojrzała na niegoprzerażona.
- Ja nie chcę pozbyć się tegodziecka!
- Więc wyjdz za mnie.
Eve potrząsnęła gwałtownie głową.
- Nie, Hugh. Nie! Nie mogę!
- Zpowodu jakiejś cholernej obietnicy?
Zamknął oczy, zakrył twarz dłońmi. Widząc, jak
cierpi, Eve poczuła, że serce jej się rozdziera.
- Nie mogę go zawieść, Hugh.
- I to, że nosisz włonie jegownuka, niczegonie
janessa+Endra
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
145
zmienia? Nie pomyślałaś, że nie możesz zawieść
własnego dziecka? A co ze mną? Eve, on był twoim
ojcem. Kochał cię.
- Kochał? Nigdy mi tegonie mówił.
Na twarzyHugh odmalowałosię zdumienie.
- Co? Ja codziennie, za każdym razem, kiedy
z nimi rozmawiam, mówię moim dzieciom, że je
kocham. Nigdy w to nie wątpili.
- Wiem.
Poczuła wzbierający wniej płacz. Jej dziecko mog-
łoby mieć to samo co Lucy i Tom. Mogłoby mieć Hugh
za ojca, wiedzieć, co to miłość, co to poczucie bez-
pieczeństwa. Gdyby tylko...
- Eve, proszę cię, przemyśl to sobie. Nie musisz
rezygnować z pracy. Nie musisz rezygnować ze swo-
ich planów zawodowych. Samotnie wychowywałem
dwójkę dzieci, a jednak wwieku trzydziestu dwóch lat
zostałemkonsultantem. Możesz dokonać tego samego,
jeśli to naprawdę jest dla ciebie takie ważne.
- Jest ważne! To jestem ja! Kochamswój zawód,
i moje dziecko... moje dziecko... - Wstrząsnął nią
szloch. Hugh zaklął pod nosem, wziął ją na ręce
i zaniósł do pokoju. Usiadł z nią na kanapie i pozwolił
jej się wypłakać. - Dlaczego nie mógł mnie pokochać?
Dlaczego nie mógł być ze mnie dumny? Dlaczego nie
mógł być w stosunku do nas taki jak ty? Dlaczego
musiał mnie nienawidzić? - pytała przez łzy.
Nie wierzę, że cię nienawidził - zaprzeczył
Hugh. - Prawdopodobnie nie potrafił rozmawiać
o uczuciach. Wielu ludzi tego nie potrafi. Amoże nie
czuł się dobrze? Jak długo chorował?
Eve pociągnęła nosem. Podał jej chusteczkę.
janessa+Endra
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
146
- Latami. Miał coś z sercem. A Andrew tylko
dokładał mu zmartwień. Nie był aż taki zły, jakby się
wydawało, bo już by było po nim, ale wpadł wniecie-
kawe towarzystwo i... zachowywał się okropnie. Oj-
ciec nie mógł sobie z nim poradzić. Całymi łatami
łagodziłam konflikty między nimi, pilnowałam, żeby
się nie pozabijali. Co noc kładłamsię spać i wuszach
dzwięczały mi ich wrzaski. Obojętne, jak bardzo się
starałam, nic nie mogłamzaradzić. Pragnęłamjedynie,
żeby powiedział, że mnie kocha, żeby mama była
szczęśliwa, ale ona była uwięziona wdomu i okropnie
sfrustrowana. Jak sobie wyobrażę, że mnie miałby
spotkać taki samlos...
- Czyli o to chodzi? - przerwał jej z niedowierza-
niem. - Nie chodzi o obietnicę daną umierającemu,
a nawet gdyby o nią chodziło, to już byłoby wystar-
czająco zle. Jesteś dobrymlekarzem, nawet więcej niż
dobrym, świetnym, i jeśli ojciec nie był z ciebie
dumny, to znaczy, że nie zasługiwał na taką córkę. Ale
ja jestemz ciebie dumny, Eve - przekonywał. - I ko-
cham cię. Problem w tym, że ty mnie nie chcesz.
Dlaczego? Boisz się wyjść za mnie, bo nie chcesz
mieszkać z moimi dziećmi?
Eve wzruszyła bezradnie ramionami, już zupełnie
nie wiedząc, co czuje. Narastała wniej panika. Wstała,
podeszła do okna, objęła się ramionami, jak gdyby
dosłownie chciała wziąć się w garść.
- Nie wiem. Przeraża mnie myśl, że mogłabym
skończyć jak moja matka, zamknięta w domu niczym
w pułapce z nastolatkiem potworem...
- Lucy i Tomnie są potworami. Lubisz ich, a oni
cię kochają. Ja też cię kocham. I nie oczekuję od ciebie,
janessa+Endra
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
147
że będziesz siedziała wdomu i zajmowała się dziećmi.
Oni tego nie potrzebują. Od jedenastu lat wychowu-
ją się bez matki. Dlaczego mieliby jej nagle potrzebo-
wać?
Hugh patrzył na nią z miłością. Jego oczy nie mogły
kłamać. Czy odważy się mu uwierzyć?
- Pozwolisz mi dalej pracować? - spytała ostroż-
nie.
- Pozwolę? - zdumiał się. - Oczywiście, że po-
zwolę ci - urwał i prychnął - kontynuować pracę,
chyba że sama zdecydujesz inaczej. Ale to będzie twój
wybór. Nawet jeśli zechcesz wyjechać, przenieść się
do innego szpitala, znajdziemy jakieś wyjście.
- Adziecko?
- Też sobie poradzimy. Zaangażujemy opiekunkę,
która będzie się z nami wymieniać. Możemy wziąć
nianię na stałe, domjest wystarczająco duży. Możemy
się przeprowadzić. Wszystko da się załatwić. Dziecko
nic będzie cierpiało. Postaramy się, żeby to się na nim
nic odbiło. Lucy i Tom cię kochają. Wszystko się
ułoży. Postaramy się, żeby się ułożyło.
Eve zaczerpnęła powietrza.
Wtwoichustachwszystkobrzmi tak prosto.
Potrząsnął głową i uśmiechnął się odrobinę smutno.
Ochnie, Eve, tonie będzie proste, ale poradzimy
sobie, bosię kochamy, bobędziemykochać nasze
dziecko, bo będziemysię wspierać.
I nie poczujesz się złapany w pułapkę? Już raz
zostałeś zmuszony do małżeństwa, kiedy Jo zaszła
wciążę...
Nie, nie - zaprzeczył. - Doniczegonie zostałem
zmuszony. Bardzo kochałemJo. Potrzebowaliśmy
janessa+Endra
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
148 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl