[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Słowiańszczyzny, a przecież  wywodził Dima  Polska to też Słowiańszczyzna, wychodzi więc na to,
że Polska sama siebie nienawidzi. W polskości Dima widział jad i nieszczerość, ciągłe knucie i
kopanie dołków.  Nacjonalizm  wzdychał i dawał mi łyka. Brałem i też wzdychałem. Pokazał mi,
gdzie mam wysiąść, pożegnał jak brata i powiedział, że dałby mi całe piwo na drogę, ale sam ma tylko
dwa, a tu jeszcze ponad godzina jazdy do Sewastopola.
W Bakczysaraju, gdy tylko wysiadłem, dostałem po pysku upałem. Jakby ktoś mnie gorącą ścierą
zamalował. Ale popękany beton peronu i bielone krawężniki działały na mnie kojąco. Chciało mi się
głośno krzyczeć ze szczęścia. Babuszka, która podeszła z kartką, że ma kwatery na wynajem, musiała
kiedyś być śliczna. Było w niej coś wzruszającego. Powiedziałem, że pójdę z nią choćby na koniec
świata, a ona spytała, ile nas jest i na ile nocy. Odpowiedziałem, że jest mnie jeden, a co do nocy, to
nie wiem, ale raczej nie za dużo. Bez słowa zostawiła mnie na peronie i podeszła z karteczką do grupy
polskich plecakowców, którzy właśnie wygrużali się z wagonu.
Kolejna babuszka jednak się na mnie zdecydowała. Przez cała drogę na kwaterę jojczyła, że inne
babuszki od kwater są złe, bo podbierają jej wszystkich klientów. %7łe się zmówiły przeciwko niej.
Pewnie dlatego, wywodziła, że ma najlepszą kwaterę w całym Bakczysaraju. Co tam w Bakczysaraju 
na Krymie całym! Słuchałem jej jednym uchem, bo podziwiałem okolicę. Przykurzone marszruciny
stojące zad przy zadzie na majdanie pod dworcem. Chłopaki w dresach i klapkach drapiący się po
jajach przed kawiarenką internetową. Panny starające się nie złamać tykowatych obcasów na tym
niesamowitym koktajlu gruzu, zaschniętego błota i kamyków, który uparł się, że będzie udawał ulice i
chodniki. Spytałem, czy daleko do centrum, na co babuszka odparła zdecydowanie, że centrum to jest
tam, gdzie ona mieszka, bo to dokładnie pomiędzy dworcem kolejowym a autobusowym. Opowiadała
o tym swoim idealnym położeniu między dworcami, jakby chodziło o jakąś kosmiczną harmonię, o
centrum Wszechświata, w którym panuje wszechporządek wszechrzeczy i niebiańskie ukojenie. Tam
natomiast, mówiła, gdzie wszyscy mylnie sytuują centrum miasta, czyli w starym mieście  tak
naprawdę nic nie ma. Tylko stare miasto. Dlatego, wywodziła, we wszystkich przewodnikach po
Krymie powielony jest ten sam idiotyczny błąd. %7łe centrum nie jest w centrum. I że jeśli będę miał
kiedyś możliwość, to żebym wpłynął na odpowiednie osoby i doprowadził do zmiany tego błędnego
stanu rzeczy. %7łebym list napisał albo co.
Dostałem pokój w domu babuszki. %7łył tam, oprócz niej, dziadek. Oraz syn dziadka i babuszki 
Nikołaj. Babuszka, jak się okazało, była Ukrainką i dziadek mówił do niej  Chachłaczka . Dziadek był
Rosjaninem i babuszka mówiła na niego  Kacap . Syn miał swoją tożsamość w dupie. To znaczy,
twierdził, generalnie jest z niego Ruski, ale nie w sensie, że od razu Rosjanin, że Federacja, Moskwa,
Kreml i tak dalej. Ukrainiec też nie jest. Ot tak, wywodził, normalnie  Ruski jestem i tyle. Jak
wszyscy.
Było cudownie. W sadzie było gęsto jak w dżungli. Przed domem rosły pomidory i ogórki. Na
podwórzu było pełno wszystkiego. Jak na starym strychu. Zardzewiałe części od samochodu, jakieś
deski, żelastwo, cholera wie co. Wyglądało to tak, jakby można było z tego skonstruować armię
przerdzewiałych robotów i podbić świat. Obłaziły to wszystko koty. Naprawdę obłaziły, jak włochate i
ruchliwe larwy, bo było ich mnóstwo.
Zostawiłem plecak, umyłem się w dziwnej prysznicoidalnej konstrukcji, którą Nikołaj z ojcem
postawili w ogrodzie, i wyszedłem w brzęczącą ciszę. Dom babci Chachłaczki, dziadka Kacapa i
Nikołaja stał w bardzo sielskiej okolicy. Domy sąsiadów były do niego podobne. Wszystkie otaczały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl