[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Helen absolutnie nie widziała w tym niczego cudownego.
- To doprawdy niezwykły przypadek, ale co sprowadza
pana tutaj a\ z hrabstwa Hertford w niedzielny poranek?
- Proszę się nie obawiać, mam całkowicie uzasadnione
powody. Przyjechałem odwiedzić mego chorego wuja.
- Wuja? - Delikatne brwi Gillian gwałtownie uniosły
się ze zdumienia. - Nie mówił pan, \e ma pan wuja
mieszkającego w okolicy.
- W istocie, mo\e zapomniałem o tym wspomnieć -
rzekł nieco nieśmiało pan Wymington. - Wuj mieszka tu\ za
Abbot Quincey.
- Ale\ właśnie byłyśmy w Abbot Quincey - rzekła
Gillian, której twarzyczkę rozjaśniała radość. - Czy\ to nie
zadziwiający zbieg okoliczności, panno de Coverdale?
- Wysoce zadziwiający - przyznała Helen - ale
obawiam się, \e nie mo\emy tu dłu\ej pozostawać, panie
Wymington. Czekają na nas w szkole. Jeśli pan wybaczy. ..
- Och, ale czy musimy ju\ odchodzić? - spytała Gillian
błagalnym tonem. - Pan Wymington przejechał taki kawał
drogi, \eby się ze mną zobaczyć...
- śeby odwiedzić chorego wuja - przypomniała Helen.
- Ale w ka\dym razie jest tutaj. Doskonale się zło\yło,
\e ma okazję poznać panią.
Młodzian skłonił się z wdziękiem.
- Czuję się niezmiernie uszczęśliwiony, \e mogłem
spotkać dwie tak piękne panie. - Spojrzał na Helen z
niekłamanym zainteresowaniem. - Jakich przedmiotów pani
naucza, panno de Coverdale?
- Włoskiego i malowania akwarelek - wyrwała się
podniecona Gillian. - Jedno i drugie ma w małym palcu.
Twarz Helen oblała się rumieńcem.
- Panna Gresham lubi przesadzać, sir.
- Pod niektórymi względami, ale nie pod tym. Gdyby
nie znała się pani tak dobrze na tych przedmiotach, nie
zatrudniono by pani w tak znamienitej szkole.
Helen spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Słyszał pan cokolwiek o szkole pani Guarding, panie
Wymington?
Je\eli Helen spodziewała się, \e przyłapie adoratora
Gillian na drobnym kłamstewku, to spotkało ją
rozczarowanie. Młodzieniec nie był głupcem. Opowiedział
jej, kiedy szkoła została zało\ona, kim jest dyrektorka, a
potem zaskoczył ją znajomością niektórych artykułów pani
Guarding oraz jej przekonań i zasad, według których ta
placówka działa.
Helen zrozumiała, czym młody człowiek tak ujął Gillian.
Nie mogła jednak pozbyć się wra\enia, \e spotkanie
bynajmniej nie było przypadkowe.
- Jak długo zamierza pan zabawić w Abbot Quincey,
panie Wymington? - zapytała.
- To zale\y całkowicie od mego wuja. Nie cieszy się
najlepszym zdrowiem i dlatego właśnie przyjechałem go
odwiedzić. Nie potrafię powiedzieć, jak długo będzie chciał
mnie przy sobie trzymać. - Pan Wymington przybrał
wzruszająco pokorny wyraz twarzy. - To bardzo niezale\ny
starszy pan i nie zdziwię się, jeśli odeśle mnie do Londynu
najszybciej, jak będzie mógł, z zapewnieniem, \e sam
doskonale potrafi się o siebie zatroszczyć.
- Wiem, \e gdybym była chora, bardzo bym chciała,
\eby to pan się mną opiekował - wypaliła bez namysłu
Gillian.
Helen z trudem zachowała niewzruszony wyraz twarzy.
- Niezmiernie mi przykro, panie Wymington, ale
naprawdę musimy ju\ iść.
- Naturalnie. Najmocniej przepraszam, \e pozwoliłem
sobie zatrzymać panie. Nie przeczę, \e to spotkanie sprawiło
mi niezwykłą przyjemność. - Uśmiechnął się i zło\ył ukłon. -
Do usług, panno de Coverdale. Kłaniam się, panno Gresham.
Mam nadzieję, \e niedługo będę miał okazję znowu panie
zobaczyć.
Gillian ochoczo skinęła głową.
- O, tak, musimy się umówić...
- Do widzenia, panie Wymington - rzekła Helen, zanim
Gillian zdą\yłaby jeszcze z czymś wyskoczyć.
Pan Wymington uchylił kapelusza, po czym powrócił do
swego powozu i ruszył w kierunku, z którego przybył. Gillian
odprowadzała powóz wzrokiem, a\ skręcił i zniknął im z
oczu. Dopiero wówczas wydała przeciągłe westchnienie.
- Och, czy\ nie jest to najprzystojniejszy ze wszystkich
d\entelmenów, panno de Coverdale? Doprawdy, wydaje mi
się jeszcze powabniejszy, ni\ gdy go widziałam ostatnim
razem. Czy uwa\a pani, \e mo\na jeszcze wyprzystojnieć w
ciągu trzech tygodni?
- Bardzo w to wątpię - mruknęła Helen pod nosem, o
wiele mniej zadowolona z przebiegu dnia ni\ Gillian.
- Lecz musi pani przyznać, \e jest przystojny. A jaki
czarujący! Nie uwa\a pani?
- Owszem, maniery ma niezwykle ujmujące.
- To dlaczego była pani dla niego taka szorstka?
Helen odwróciła się i zaczęła szybko podą\ać w kierunku
szkoły.
- Nie byłam szorstka.
- Owszem, była pani. Znam panią, panno de Coverdale,
i wiem, kiedy zachowuje się pani oschle.
- Jeśli potraktowałam pana Wymingtona bez ceregieli,
to dlatego, \e nie byłam zadowolona z jego obecności tutaj.
Kiedy pan Brandon się o tym dowie, te\ nie będzie z tego rad.
Twarzyczka Gillian pobladła.
- Och, ale\ on nie mo\e się dowiedzieć! Niech mu pani
nic nie mówi. Je\eli do Olivera dojdzie, \e pan Wymington tu
był, nie wiadomo, co mo\e zrobić.
- Nie mogę mieć sekretów przed twoim opiekunem,
panno Gresham. Zwłaszcza w tej sprawie.
- Ale słyszała pani, co pan Wymington powiedział.
Przyjechał, by odwiedzić chorego wuja. - Gillian niemal
biegła, usiłując dotrzymać jej kroku. - To szlachetny powód i
nie mo\e pani mieć mu tego za złe.
- Nie mam mu tego za złe. Tylko podejrzanie utrafił w
samą porę, kiedy wracałyśmy z kościoła. Czy nie uwa\asz za
niepokojące, \e pan Wymington nagle postanowił odwiedzić
chorego wuja, który dziwnym trafem mieszka akurat w Abbot
Quincey, skoro nigdy ci nie wspomniał, \e w ogóle ma
takiego krewnego?
- Niepokoi mnie to, \e mówi pani jak Oliver. Dlaczego
wszyscy są tak podejrzliwi wobec pana Wymingtona?
Dlaczego nikt nie chce uwierzyć, \e pociągam go ja, a nie
moje pieniądze?
Och, Gillian, jeszcze wiele się musisz nauczyć, pomyślała
Helen ze smutkiem. My próbujemy tylko zapobiec temu, byś
nie była mądra po szkodzie.
- Panno Gresham, niezale\nie od uczuć względem pana
Wymingtona, musisz brać pod uwagę \yczenia twego
opiekuna, który nie chce, byś miała cokolwiek wspólnego z
tym młodym człowiekiem.
- Ale on nie ma prawa...
- Ma wszelkie prawa. Pan Brandon zapowiedział, \e
nie wolno ci widywać się z panem Wymingtonem ani z nim
korespondować.
- Ale to niesprawiedliwe! Pan Wymington nie zrobił
nic złego. Oliver go nie lubi, bo Sidney czyta mi Szekspira i
mówi, \e jestem śliczna. Czy mo\na mu z tego robić zarzuty?
Czy\ nie w ten sposób dwoje ludzi, którym wzajemnie na
sobie zale\y, wyra\ają swoje myśli i uczucia?
Helen przystanęła nagle.
- Panno Gresham...
- Och, proszę mnie nazywać Gillian. Przynajmniej
kiedy jesteśmy same.
- Dobrze, Gillian. Musisz zrozumieć, \e pan Brandon...
- Oliver.
- śe pan Brandon troszczy się o ciebie. Wiele młodych
kobiet bierze za dobrą monetę pochlebstwa kawalerów i
wychodzi za mą\ wbrew \yczeniom rodziców, a potem tego
\ałują.
- Dlaczego Oliver jest tak przekonany, \e pan
Wymington \ywi wobec mnie niecne zamiary? - Na twarzy
Gillian odbiła się konsternacja, wyra\ająca stan jej ducha. -
Nie ma w nim ani odrobiny wyrachowania. Na pewno sama to
pani zauwa\yła. Czy\ mo\na nie lubić pana Wymingtona?
W istocie, czy\ mo\na go nie lubić? - myślała Helen,
siedząc samotnie w swoim pokoju tego dnia wieczorem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]