[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamknęła oczy, czując, jak do szpiku kości ogarnia ją strach. Co planowałeś?
Co zrobiłeś?
ROZDZIAA 23
Cassie była w tym dobra. I powinna być. Ponieważ w Cranłake Crescent była
cierpiącym na bezsenność, przekradającym się w środku nocy w różne miejsca szperaczem,
bez trudu i całkiem naturalnie weszła w tę rolę w Akademii Darkea. Tak, szkolny
złodziejaszek. Dlaczego nie? W ciszy i samotnie ponownie skradała się szkolnymi
korytarzami. Chociaż nigdy nie była do końca sama. Odmienne zdanie Estelle było niemal
niemożliwe do zignorowania, ale Cassie starała się, jak mogła.
Cassandro, musisz mnie posłuchać. To błąd o olbrzymich konsekwencjach. Musimy
trzymać się tak daleko tej sprawy, jak się tylko da... On chce nas rozdzielić... Cassandro,
proszę!...
Cassie odetchnęła głęboko i zepchnęła głos ducha tak daleko w głąb umysłu, jak tylko
się dało. Nie było mowy otym, żeby zawróciła. Jeśli dobrze to wszystko zrozumiała, jeśli
Ranjit rozszyfrował manuskrypt Wybranych, a przynajmniej jego część, i próbował znalezć
artefakty, to nie było żadnych wątpliwości, że sir Alric Darke też to już odkrył. Nie miała
wyboru - musiała przeszukać jego biuro, spróbować dowiedzieć się, co wie dyrektor, jak
blisko jest znalezienia Ranjita.
Nie było absolutnie żadnego innego ruchu, gdy skradała się ciemnymi korytarzami
albo chowała się przed światłem filigranowych lamp. Nawet Marata nie było nigdzie widać -
być może na razie zadowolił się jednym trupem i nie czuł potrzeby intrygowania i
szpiegowania. Przed biurem dyrektora Cassie przystanęła, nasłuchując jakichkolwiek
dzwięków. W pobliżu słyszała tylko kota szeleszczącego liśćmi w ogródku, przerażony pisk
myszy i daleko w oddali typowe dla miasta odgłosy ruchu ulicznego, klaksonów i muzyki
niesionej po spokojnych wodach Bosforu.
Drzwi były oczywiście zamknięte. Tym razem nie mogła poszperać w zamku, bo nie
miała do dyspozycji złotej spinki Isabelli jak przy innych okazjach, ale tym razem to nie był
problem. Mimo narastających protestów Estelle Cassie czuła się dostatecznie pewna swojej
kontroli nad dziwaczną niewidzialną mocą, którą otrzymała w wyniku przerwania ceremonii
inicjacji. Całkiem proste było skupienie się na zamku, poczucie, jak mechanizm zaczyna się
przekręcać, widziany przez nią w czerwonej poświacie. Zaciekawiona wyciągnęła rękę, ale to
nie było konieczne - pod czubkami palców czuła rozżarzone gorąco zamka, palące jej skórę.
Zacisnęła pięść, skupiła się jeszcze bardziej i zamek przekręcił się z satysfakcjonującym
ldiknięciem.
Uśmiechając się, Cassie otworzyła drzwi. Pokój był pogrążony w półmroku, ale
oświetlało go światło księżyca. Przeszła szybko przez pomieszczenie i zapaliła tę śliczną,
stojącą na biurku lampkę. Pozwoliła, aby czerwień zniknęła z jej oczu, jednocześnie
przyzwyczajając je do stłumionego światła, obróciła się powoli, przeczesując pokój
wzrokiem.
Nie zamierzała przecież czegokolwiek kraść - nie wzięłaby niczego, do czego nie ma
prawa - ale wiedząc, że dyrektor najwyrazniej nie mówił Wybranym wszystkiego, musiała
sama się tego dowiedzieć. W końcu miała swój honor. Nie tak jak sir Alric Darke, pomyślała
cierpko.
Ale on cię chronił, uratował przed Radą, szepnął maleńki wewnętrzny głos, który nie
należał do Estelle. Może ma jakiś powód, dla jakiego ukrywa te sprawy?
Przypuszczalnie to było jej sumienie. Cassie postanowiła je zignorować. Nie mogę już
sobie na ciebie pozwolić, stwierdziła w myślach. Zamiast tego stanęła pośrodku pokoju,
patrząc gniewnie, jakby jej wzrok mógł wypalić dziurę w ścianie. Może powinna spróbować?
Nie. Musiała to zrobić w tradycyjny sposób. Zaczęła przeszukiwać szuflady biurka i szafek.
Szukała metodycznie, systematycznie, dokładnie. Kiedy skończyła z najbardziej
oczywistymi miejscami, zaczęła sprawdzać książki na półkach, każdą po kolei. Przeglądała
właśnie zawartość trzeciej półki, gdy to poczuła.
- Aua!
To było jak prąd, małe kopnięcie, które trafiło w jej palec. Cassie odskoczyła,
zaskoczona, a potem ponownie przyłożyła palec do półki, przeciągając nim po grzbietach
książek, dopóki ponownie nie poczuła tego delikatnego kopnięcia.
Opanowało ją podekscytowanie zmieszane z obawą; pozdejmowała woluminy z półki
i ułożyła je na podłodze. Za nimi znalazła mały sejf wbudowany w ścianę.
Ożeż, robiła się w tym dobra.
Nie, Cassandro, nie wolno nam...
- Tak, Estelle - mruknęła Cassie, mocno się koncentrując. Tym razem otwarcie zamka
zajęło parę chwil i kiedy otworzyła ciężkie drzwiczki i sięgnęła do środka, odkryła, że sejf był
całkiem głęboki. Dość głęboki, aby pomieścić zielony skórzany folder, stary i zniszczony, ze
znajomym znakiem Wybranych wytłoczonym złotą farbą na okładce.
Zafascynowana dotknęła okładki, a potem usiadła w fotelu sir Alrica i położyła
znalezisko na jego biurku oświetlonym zdobioną lampką.
Odetchnęła głęboko, otworzyła folder i zamarła.
To nie były cienkie, drukowane strony; to był oryginalny manuskrypt. Darke miał nie
tylko strony, które znalazła w komputerze Ranjita - a ilustracje były namalowane pięknymi
kolorami, rzezbienia wydawały się jeszcze bardziej misterne i piękne - ale też drugą część
manuskryptu. Przełknęła i szybko zaczęła czytać.
Były tu opisane sprawy, które wcześniej nie zostały wyjaśnione. Oczywiście Starsi
ukryli dwie części manuskryptu oddzielnie, tak bardzo się bali, że artefakty zostaną odkryte.
Rozsądne zabezpieczenie, ale dość bezsensowne w erze skomputeryzowanych archiwów i
natychmiast dostępnych informacji. Może i Starsi byli ludzmi roztropnymi, ale nie
przewidzieli Internetu... Cassie nie mogła powstrzymać gorzkiego uśmiechu. Manuskrypt
mógł nigdy nie zostać odnaleziony przez zbierającego materiały historyka, mogła na to
postawić własne życie, ale współczesny Wybrany, uzdolniony technicznie, który wiedział,
czego szuka? Właściwie żaden problem.
Cassie delikatnie przekładała kolejne strony, ostrożnie odkładając każdą z nich. Tak,
w drugiej części dokumentu podano dokładną lokalizację Wisiorka: bazylika Hagia Sophia.
Ponieważ Ranjit miał tylko pierwszą część manuskryptu, nie znał lokalizacji tego artefaktu;
mógł szukać po całym Stambule symbolu, o którym wspomniano w pierwszej części, i być
może to był zwykły łut szczęścia, że tamtego dnia podczas szkolnej wycieczki zauważył
wyrzezbiony znak. W każdym razie Ranjit musiał wejść w posiadanie oryginału pierwszej
części manuskryptu. Jak inaczej mógłby go zeskanować i mieć w pedeefach w swoim
komputerze? Może i był tajemniczy, ale był też niesamowicie inteligentny. Skany musiałyby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]