[ Pobierz całość w formacie PDF ]
maskę Sinatry na bok i zakręcił w powietrzu palcem, każąc mi się
odwrócić. Zebrałem siły i zrobiwszy, jak mi kazano, rozłożyłem dłonie na
blacie biurka. Ricks opukał mnie od góry do dołu, znajdując przy tym mój
własny portfel oraz paczkę kart Circus Circus, którą zabrałem z
mieszkania Jareda. Kiedy przekonał się, że nie ma w nich nic
niezwykłego, oddał mi obie rzeczy.
- Wiem, kto zabrał kwity - powiedziałem.
Oparłem się o biurko i roztarłem kark. Był gorący, jakbym miał
pozrywanych mnóstwo mięśni. Nie mogłem do końca obrócić głowy w
prawo, a kiedy spróbowałem w lewo, omal nie zemdlałem z bólu. To
przynajmniej odwróciło moją uwagę od broczącej rany na skroni i
wrażenia, że żebra przebijają mi płuca przy każdym oddechu. I z
pewnością we właściwym kontekście umieściło wcześniejsze krwawienie
z nosa.
- Mów dalej - powiedział blizniak w klubowym fotelu. Wciąż rozcierał
palce u stóp po bitwie, jaką stoczył z klapką w mozaice. Niemal
żałowałem, że to nie on zaczął mnie kopać. Mogłem tylko zgadywać, jakie
odniósł obrażenia.
- Myślę, że to był Josh Masters.
Blizniacy popatrzyli na Ricksa, a on pociągnął się za brodę, obracając w
myślach moją odpowiedz.
- Dlaczego tak uważasz?
- To on mi powiedział o lewitach. - Podniosłem rękę do skroni i
skrzywiłem się, jakby myślenie sprawiało mi większy ból niż obrażenia. -
Kiedy planowaliśmy numer z ruletką - wykrztusiłem. -Powiedział, gdzie je
mogę znalezć.
- To wszystko? - spytał blizniak z fotela.
Popatrzyłem mu w oczy, co nie było łatwe, zważywszy na to, że widziałem
podwójnie. A może to był jego brat?
- Zniknął, prawda? Uciekł, kiedy pojawiliście się na jego
przedstawieniu. Pewnie pomyślał, że wpadliście na jego trop.
Przestał pocierać stopę i obwąchał palce, wzdrygając się od zapachu.
- Masz nasze pieniądze?
- Jeszcze nie.
- Więc pozwól, że to sobie ułożę. Wpadłeś na sprytny pomysł, żeby
nas obrobić, tak?
- Byłem zdesperowany.
- Nie żartuj.
- A co z pańską przyjaciółką? - wtrącił się Ricks. - Też bierze w tym
udział?
Pokręciłem przecząco głową.
- To ona dzwoniła. Przyszedłem tu sam.
- Tak? To jak pan otworzył skrytkę w mozaice? - Ocenił wzrokiem
odległość między biurkami. - Jest pan dość gibki, ale nie ma pan aż tak
długich rąk.
- Plastry z opatrunkiem. Widział pan pudełko w torbie, prawda?
Ricks obszedł biurko, o które się opierałem, sprawdził za nim i pod
spodem. To samo zrobił przy drugim biurku, a potem minął blizniaków,
przyspieszając kroku, i podszedł do kominka. Ukucnął i zajrzał do środa,
jakby spodziewał się, że moim wspólnikiem był Zwięty Mikołaj. Kiedy
nikogo tam nie znalazł, podszedł do fotela, na którym siedział blizniak.
- Niech pan posłucha - powiedziałem, starając się ukryć
zaniepokojenie. - Chyba się domyślam, gdzie są kwity. I Josh.
Ricks wciąż zmierzał w stronę fotela, ja zaś naprawdę nie chciałem, żeby
znalazł Sala, bo to tylko skomplikowałoby całą sprawę.
- Słyszał pan, co powiedziałem?
Uśmiechnął się łagodnie i zajrzał za fotel. Czekałem na jego reakcję, nie
bardzo wiedząc, jakie wyjaśnienie mógłbym zaproponować. Zmarszczył
brwi, ukląkł, a po chwili wyprostował się, trzymając coś w ręce.
- To pańskie? - spytał, podnosząc w górę ołówek.
Pokiwałem głową.
- Naprawdę przyszedł pan sam?
- Słowo daję. - Przełknąłem ślinę. - A jeśli tylko mi panowie pozwolą,
naprawdę myślę, że uda mi się znalezć Josha.
35
Kiedy wsiadałem do prywatnej windy blizniaków, miałem mieszane
uczucia. Z jednej strony czułem ulgę, może nawet radość, że udało mi się
wydostać z biura Fisherów, nie zdradzając Sala. To prawda, że nie miałem
pojęcia, jak udało mu się przenieść zza fotela tak, że nikt z nas go nie
zauważył, ale przynajmniej coś poszło po mojej myśli. Ważniejsze jednak,
że zyskałem dzięki temu nieco większą swobodę, jeśli chodzi o to, co
powiedzieć, żeby wydostać się z tarapatów.
Z drugiej strony nadgarstki miałem skrępowane plastikowymi kajdankami,
otaczali mnie blizniacy i Ricks, a ja miałem ich zaprowadzić do Victorii.
Byłem zmęczony, pobity i bardziej niż trochę przestraszony, a poza tym
wcale nie miałem pewności, czy potrafię myśleć jasno.
- A co z waszą partyjką golfa? - zapytałem tylko po to, żeby przerwać
krępującą ciszę w windzie.
Blizniacy odwrócili się i popatrzyli na siebie.
- Po prostu słyszałem, że codziennie o czwartej grywacie w golfa -
ciągnąłem. - Dlatego myślałem, że nikogo nie będzie w biurze.
Blizniak po lewej (ten, który kopnął klapkę w mozaice i utykał, gdy
wchodziliśmy do windy) odchrząknął.
- Dziś są nasze urodziny.
- Nie gramy w golfa w urodziny - dodał jego brat.
- Urodziny? O kurczę! - Wydąłem usta. - Nie wiedziałem.
- Nie lubimy się afiszować.
- Hm. - Przestąpiłem z nogi na nogę. - No cóż, w takim razie
wszystkiego najlepszego.
- Tak - powiedział Ricks, z zakłopotaniem unosząc moją torbę. -
Wszystkiego dobrego.
- Dziękujemy - odpowiedzieli blizniacy, a tymczasem w samą porę
rozległo się ping!", winda wyhamowała i znalezliśmy się na miejscu.
Sala widowiskowa tonęła w kompletnych ciemnościach, pomijając zestaw
zakurzonych światełek przy rampie, które wycelowane były w scenę. Poza
tym wszystko wyglądało tak jak wtedy, gdy Josh porzucił swoje
przedstawienie. Odrapana szafa wciąż stała pośrodku, otwarte drzwi
ukazywały namalowaną plażę, a na podłodze leżała kupka
gruboziarnistego piasku. Słomkowy kapelusz Victorii wisiał na drzwiach,
a drugi rekwizyt - szklanka różowego daiąuiri - stał na deskach obok.
Victoria siedziała ze zwieszonymi nogami z przodu sceny. Nerwowo
rozejrzała się wokoło, gdy usłyszała, że nadchodzimy, podobnie jak
rudowłosa, która siedziała obok. Ta rudowłosa to było coś! Jasne,
widziałem jej występ na YouTube, a nawet stałem nad nią, kiedy naga
leżała w wannie, nic jednak nie mogło mnie przygotować na pierwsze
spojrzenie na jej twarz.
Miała kremowobiałą skórę, która w świetle lamp wydawała się świecić,
pełne, wydatne usta, mały, ślicznie zadarty nosek i błyszczące zielone
kocie oczy. Jej włosy stanowiły zwieńczenie dzieła: opadały wokół twarzy
w rozkosznych spiralach i skrętach, otaczając ramiona i delikatną szyję
niczym krwistoczerwony szal.
Miała na sobie marszczony żółty topik, a pod nim parę cudownie jędrnych
piersi i dopasowane dżinsy. Wprawdzie w wannie widziałem tylko jej tył,
ale nie miałem wątpliwości, że była to ta sama kobieta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]