[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To znaczy, kiedy nadawał tej łajbie nowe imię. San Andreas , cholera! Katastrofa na
katastrofie! Mogę panu powiedzieć tylko to, co wiem. Siostra Maria miała dyżur, kiedy
Limassol zasiadł przy radionadajniku, żeby mu się przyjrzeć. Po chwili wstał i palcem
wskazującym zaczął na wnętrzu dłoni obracać tak, jakby przekręcał śrubkę. Odgadła, i słusznie,
że idzie mu o narzędzia, więc posłała po Waylanda Daya, żeby go zaprowadził do maszynowni.
Byłem tam i dałem mu narzędzia, jakie chciał. Wziął też ze sobą próbnik izolacji. W ogóle robił
wrażenie faceta, który zna się na rzeczy. W drodze powrotnej, w korytarzu prowadzącym do
stołówki, oberwał w łeb. Czymś twardym i ciężkim.
Jak twardym i jak ciężkim?
- Zechce pan chwilę zaczekać. Leży tu na oddziale A , właśnie się nim zajmuje doktor Sinclair.
On wyjaśni to panu lepiej ode mnie.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. Potem odezwał się Sinclair. - Bosmanie? Cholerny
świat, co? Mamy dowód na istnienie Cichej Stopy numer dwa. Nie chcę przez to powiedzieć, że
jakikolwiek dowód był potrzebny, lecz nie spodziewałem się tak szybkiego i gwałtownego
potwierdzenia. Facet się nie obija, co? Niebezpieczny, nie stroni od przemocy, elastycznie
dopasowuje się do sytuacji i najwyrazniej pracuje na tej samej fali co my.
- Co z Limassolem?
- Dość kiepsko, łagodnie mówiąc. To musiał być jakiś metalowy przedmiot, nie ulega kwestii, na
przykład łom. Moim zdaniem napastnik chciał go zabić. Z każdym innym by mu się udało, ale
ten pana Limassol ma chyba łeb twardy jak skała. Kości czaszki są oczywiście popękane .
Zrobię mu rentgena. To rutynowe badanie, zbyteczne, ale obowiązkowe. Nie ma objawów
uszkodzenia mózgu, co nie znaczy, że wszystko z nim w porządku. Nie widzę w każdym razie
żadnych wyraznych uszkodzeń, przynajmniej nie na tym etapie. Za dwie rzeczy mogę jednak
ręczyć, panie bosmanie. On wyżyje, ale przez jakiś czas ani pan, ani nikt inny nie będzie miał z
niego żadnego pożytku.
- Tak jak Singh mawiał o Cunninghanie: dwie godziny, dwa dni, dwa tygodnie, może i dwa
miesiące?
- Coś takiego. Nie wiem, ot co. Wszystko, co wiem, to to, że nawet jeśli nastąpi szybka poprawa,
Limassol i tak nie przyda się panu w ciągu najbliższych dni. Z powodzeniem może go pan
wykreślić ze swoich planów.
- Zaczyna brakować mi planów, doktorze.
- No tak... Zdaje mi się, że kończą się nam możliwości. Pan Jamieson chciałby zamienić z panem
jeszcze słówko.
W słuchawce znów zabrzmiał głos drugiego mechanika.
- To wszystko chyba moja wina, bosmanie. Może gdybym myślał nieco jaśniej i szybciej, nic by
nie zaszło.
- Skąd, u licha, miał pan wiedzieć, że ktoś zaatakuje Limassola?
- To prawda. Ale powinienem był się z nim wybrać. Nie, żeby człowieka ochraniać, ale żeby
zobaczyć, jak będzie naprawiał radio. Może bym tym sposobem podpatrzył go na tyle, by się
czegoś nauczyć, jakiegoś podstawowego abecadła, czegokolwiek, tak że nie musielibyśmy
uzależniać się od jednego, jedynego człowieka.
- Cicha Stopa z pewnością załatwiłby i pana. Panie Jamieson, nie ma sensu doszukiwać się winy
tam, gdzie jej nie ma. Stało się, ale stało się nie przez pana. Niech mi pan da trochę czasu, a
udowodnię, że to moja zasługa.
Odwiesił słuchawkę i zrelacjonował sens rozmowy Naseby emu za sterem i Ulbrichtowi, który już
oświadczył, że czuje się świetnie i nie ma zamiaru dłużej zaliczać się do pacjentów leżących.
- Niepokojące - skomentował Niemiec. - Nasz przyjaciel zdaje się być pomysłowy, bardzo szybko
myślący, najwyrazniej umie podejmować decyzje i działać. Mówię niepokojące , bo właśnie
przyszło mi do głowy, że to on a nie doktor Singh wystąpił z pierwszym numerem. W takim
razie możemy oczekiwać jeszcze wielu nieprzyjemności. Tak czy owak wyklucza to załogę
Agrosa . Nikt z nich nie mówi po angielsku, więc nie mogli wiedzieć, że fałszywy zestaw
reanimacyjny jest już na oddziale A .
McKinnon miał ponurą minę.
- Fakt, że żaden z nich nie wygląda na takiego, co to rozumie po angielsku - mają absolutnie tępe
spojrzenia, kiedy się do nich zwrócić w tym języku - nie znaczy jeszcze, że jeden czy dwóch nie
gada po angielsku lepiej ode mnie. To wcale nie wyklucza załogi Agrosa . No i, rzecz
jasna, nie wyklucza nikogo z nas, ani też nikogo z dziesięciu chorych, których wieziemy z
Murmańska.
- A niby skąd mieliby wiedzieć, że fałszywy zestaw reanimacyjny trafił z sali reanimacyjnej na
oddział A ? Tylko... Zaraz, niech no policzę... Tylko siedem osób wiedziało o tej
przeprowadzce. Może ktoś z nas się wygadał?
- Nie. - W głosie McKinnona brzmiała niezachwiana pewność siebie. - Nawet niechcący?
- Nie.
- Aż tak pan nam ufa? - Ulbricht uśmiechnął się smutno. - A może tylko dlatego, że musi pan
komuś wreszcie ufać?
- Ufam wam, ufam. - W głosie bosmana dało się słyszeć lekkie znużenie. - Rzecz w tym, że nikt
nie musiał się wysypać. Wszyscy wiedzą, że doktor Singh i dwaj ranni marynarze z Agrosa
nie żyją. - McKinnon zrobił lekki ruch ręką, jakby coś od siebie odsuwał. - Przecież w ciągu
najbliższej półgodziny będziemy ich chować. Wszyscy wiedzą, że zginęli od wybuchu pocisku
w sali reanimacyjnej. Nasza nowo odkryta Cicha Stopa musi wiedzieć, że tam właśnie
znajdował się nadajnik, i może się też domyślać - a w każdym razie podejrzewać - że obudowa
zestawu medycznego została rozbita na tyle, byśmy nie byli w stanie zorientować się, co jest w
środku. Jak wiadomo, tak się nie stało. Tym razem dopisało nam szczęście.
- A jak pan wyjaśni napaść na radiooficera?
- To proste. - W głosie bosmana pobrzmiewała gorycz, gorycz malowała się też na jego twarzy. -
Sabotażysta wcale nie musiał wiedzieć, gdzie jest radio. Spostrzegł, że my zaczęliśmy się tą
sprawą interesować, i to wystarczyło. Pan Jamieson usiłował wziąć część winy za tę napaść na
siebie. To zupełnie zbyteczne, gdy ma się do dyspozycji genialnego taktyka McKinnona. Mój
błąd. Od początku do końca mój błąd. Kiedy zszedłem na dół na poszukiwanie radiooficera,
załoga Agrosa siedziała jak zwykle w jednym kącie, odseparowana od reszty. W jadalni
oprócz nich siedzieli jeszcze ranni z Murmańska i kilku ludzi z naszej załogi, ale na tyle daleko,
że nie mogli słyszeć rozmowy. Trudno tu właściwie mówić o rozmowie. Po prostu kilka razy
powiedziałem radio na tyle cicho, żeby nikt inny nie słyszał, i wtedy ten chłopak , Limassol,
spojrzał na mnie. Wykonałem taki ruch palcem, jakbym nadawał Morse em. Pózniej zakręciłem
na niby korbką generatora. Tego wszystkiego nie mógł zobaczyć nikt oprócz ludzi z Argosa . I
właśnie wówczas zrobiłem ten cholerny błąd. Przyłożyłem dłoń do ucha udając, że to radiowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]