[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Witaj, Claire, Miło cię znowu widzieć. - Pani Montgomery wyciągnęła rękę.
- Przyjechałaś zobaczyć się z Sethem? Niestety, nie ma go tutaj. Czy coś się stało?
Coś złego?
W brązowych oczach matki Setha zapaliła się czujność.
Tak, chciała odpowiedzieć Claire, stało się, tyle że nie potrafię określić, co.
- Musimy omówić kwestię karmienia strusi. Czy dziś wieczorem ktoś
przyjedzie to zrobić? - Jej oczy pytały o Setha.
- Starsza pani spojrzała na nią życzliwie, a potem uśmiechnęła się i
powiedziała sekretarce, że zabiera Claire do domu.
- Gdyby ktoś nas szukał, to wiesz, gdzie jesteśmy.
Nie wypowiedziała imienia syna, ale Claire podejrzewała, że chodziło jej o
niego.
- Jak tam w Bellingham? Co porabiasz? - zagadnęła, przechodząc krótki
odcinek między biurem a domem.
- Seth nie mówił, że zaczęły się wykluwać strusie?
- Owszem, mówił... - zawahała się - ale przyznam ci się, że wyobrażałam
sobie, że jak się to już zacznie, to będzie miał weselszą minę. Nie wyglądał na
szczególnie uszczęśliwionego. - Spojrzała na Claire z pytaniem w oczach.
S
R
- Był zmęczony. Przesiedzieliśmy w wylęgarni całą noc, a jedno z piskląt
miało problemy.
- Rozumiem.
Ton głosu pani Montgomery wskazywał na to, że tłumaczenie nastroju Setha
zmęczeniem, nie przemawia do niej i że miała nadzieję usłyszeć inne wyjaśnienie.
Claire tymczasem sama była w kropce. Kiedy weszły, rozejrzała się ochoczo.
Dom był jednopiętrowy, ale wysoki sufit stwarzał wrażenie dużej przestrzeni.
138 NIEBO NAD TEKSASEM
Zbudowany był na planie kwadratu i miał wewnętrzny dziedziniec. Przez szklane
ściany głównej części mieszkalnej widać było basen i patio.
- Podoba ci się taki plan domu? - Pani Montgomery przerwała przedłużające
się niebezpiecznie zagapienie Claire.
- Bardzo! Nigdy bym się tu czegoś takiego nie spodziewała.
- A czego się spodziewałaś?
- Starych podłóg, krowich czaszek na ścianach, dużej kuchni na węgiel itp.
Matka Setha uśmiechnęła się.
- Krowich łbów istotnie tu nie ma, ale jelenie czaszki byś znalazła. Ojciec
Setha gromadził je w swoim gabinecie.
- Roześmiały się obie i pani Montgomery zaproponowała Claire mrożoną
herbatę. Przechodząc do kuchni, pokazała, gdzie do pierwotnej bryły prostego
budynku, zaprojektowanego przez pradziadka Setha, dobudowane zostały
skrzydła.
- Ostatnią część dobudowaliśmy z mężem tuż po urodzeniu się Setha... -
powiedziała i na chwilę umilkła, nalewając herbatę do szklanek. - Chcieliśmy
stworzyć dużą rodzinę, ale Bóg miał widocznie wobec nas inne zamiary.
Pobłogosławił nas nie liczbą dzieci, lecz wartością tego jednego, które nam dal.
Seth jest wspaniałym synem. Traktuje swoje rodzinne i farmerskie obowiązki
bardzo odpowiedzialnie.
- Zauważyłam.
S
R
Usiadły w obudowanym czereśniowym drewnem kąciku przy kuchni.
- To moje najukochańsze miejsce w całym domu - wyznała pani Montgomery.
- Przesiaduję tu codziennie rano nad korespondencją i papierkową robotą... - Upiła
łyk mrożonej herbaty, po czym nagle zmieniła temat. - Powiedz mi, co będzie z
tym twoim Paryżem. Pojedziesz?
Claire poczuła ściskanie w gardle.
- Jeśli tylko się uda. - Opowiedziała o liście, jaki otrzymała z akademii.
139 NIEBO NAD TEKSASEM
- Kiedy dostałaś tę wiadomość?
- List był zatknięty za drzwi. Znalazłam go w obecności Setha.
- Po tej nocy, którą przesiedzieliście przy pierwszych lęgnących się strusiach?
- Tak.
Pani Montgomery pokiwała głową, jakby w tym momencie rozwiązanie
jakiejś tam zagadki stało się dla niej jasne.
- Nic dziwnego, że Seth był taki przybity.
- Nie rozumiem...
Starsza pani odstawiła szklankę, sięgnęła przez stół i ścisnęła rękę Claire.
- Naprawdę? Nie domyślasz się?
Claire pokręciła głową.
- Nie wyjadę z Bellingham przed terminem. Dałam pani synowi słowo.
- Wiem, że tak byś nie postąpiła. - Ze smutnym uśmiechem pogładziła ją po
ręce i cofnęła się. - Ale w końcu wyjedziesz.
- No tak. - Czy kiedykolwiek mówiła inaczej? - Nie nadaję się do życia na
ranczu.
- A Seth powiada, że jesteś dla niego wielką pomocą.
Miękki wyraz oczu pani Montgomery sprawił, że poczuła się jeszcze bardziej
nieswojo.
S
R
- Karmię jedynie strusie raz dziennie, ale i to się teraz skończy, bo muszę
przysiąść nad swoimi projektami. Właśnie o tym chciałam porozmawiać z
Sethem, lecz ostatnio go nie widuję.
Pani Montgomery posłała jej spojrzenie, w którym było coś, czego nie
rozumiała.
- Mam wrażenie, że już niedługo złoży ci wizytę.
140 NIEBO NAD TEKSASEM
Przez całą powrotną drogę do Bellingham Claire przemyśliwała swoją
rozmowę z matką Setha. Ta kobieta próbowała powiedzieć jej coś nie wprost. Tak,
ale co? Nie umiała tego odgadnąć.
Widok jeepa, stojącego przed szopą strusi, mile ją zaskoczył. Trzasnęła
drzwiami swojej ciężarówki i poszła szukać Setha. Znalazła go przy czyszczeniu
klatek dla piskląt.
- Człowieku, jak się cieszę, że cię widzę! Byłam właśnie u ciebie w domu.
Szukałam cię.
- Po co?
Z trudem wstrzymała westchnienie.
- Musimy ustalić pewne sprawy związane z pisklętami.
- Tak, wiem. - Odetchnął ciężko. - Kłopot z nimi. Zaraz też będzie się chyba
wykluwać następne. Rozmawiałem z pewnym hodowcą i powiedział mi, że prawie
wszystkie lęgną się nocą.
- Do licha! - Nie życzyła sobie więcej nie przespanych nocy. - Seth,
porozmawiajmy.
- Mhm! - mruknął i zakręcił butelkę ze środkiem odkażającym. - Muszę cię
nauczyć, jak zajmować się pisklętami.
Otworzyła już usta, żeby zaprotestować, ale się powstrzymała. A co będzie,
jeśli zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności? Lepiej wiedzieć, co robić.
S
R
- Ktoś będzie się musiał zająć nimi w południe. Dałabyś radę? - Spojrzał na
nią z wyraznym wyzwaniem w oczach,
- Nie - odpowiedziała zdecydowanie. - Seth, zostały mi trzy tygodnie do
przedłożenia jury prac konkursowych, a jeszcze nawet nie zaczęłam szyć, Mało
tego. Będę musiała wyskoczyć do Nowego Jorku po materiały.
- Rozumiem - powiedział, nieświadomie naśladując swoją matkę i podszedł
do wylęgarki, stając do Claire tyłem. Rozzłościło ją to.
141 NIEBO NAD TEKSASEM
- Wcale nie rozumiesz. Myślałam, że będziesz się cieszył razem ze mną, ale
się nie cieszysz. To boli, Seth. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
Westchnął i gwałtownie zwiesił ramiona, a potem szybko odwrócił się twarzą
do niej. Zobaczyła w jego oczach ból.
- A ja myślałem, że więcej niż przyjaciółmi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]