[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mimo to potrafi nad sobą panować...
Uśmiechnęła się, aby dodać sobie odwagi. Brent jest wybu-
chowy i despotyczny. Jeśli będzie o tym pamiętała, da sobie
radę.
Chwyciła torebkę, włożyła na nogi adidasy i pośpieszyła do
wyjścia. Brent czekał na nią, najwyrazniej zniecierpliwiony.
Przeszła obok niego ostentacyjnie wolnym krokiem, z dumnie
podniesioną głową i wciąż uśmiechnięta.
Naprawdę świetnie potrafi nad sobą panować.
Zadrżała jak liść, gdy otoczyło ją ciepłe, wilgotne powietrze.
Odruchowo przysunęła się do Brenta i oboje zniknęli w ciemno-
ści.
S
R
ROZDZIAA 3
Księżyc w pełni oblewał srebrzystym blaskiem okazałe stare
rezydencje stojące wzdłuż alei prowadzącej do nabrzeża. Po
drodze nie spotkali żywej duszy. Przemknęli przez molo i Brent
wskoczył na pokład  Sweet Eden".
- Kathy, zdejmij cumy!
Zawahała się, unosząc brwi, po czym uznała, że nie warto
kłócić się o taki drobiazg. Niemniej jednak jacht należał do niej.
Owszem, kiedyś był ich wspólną własnością, lecz w wyniku
podziału majątku Brent stracił do niego wszelkie prawa. A teraz
zachowywał się tak, jak gdyby nadal mógł wydawać rozkazy!
Rzuciła liny na pokład i sama także wskoczyła do łodzi.
Brent zdążył już zapalić światła i włączyć silnik. Kathy chciała
usiąść przy sterze, ale okazało się, że Brent ją uprzedził.
Nie miała zastrzeżeń do jego umiejętności i kompetencji.
Zawsze był doskonałym żeglarzem. Uwielbiał wodę i związane
S
R
z nią sporty.
- Siadaj, Kathryn - powiedział z uśmiechem, gdy podeszła
bliżej. - Morze jest cudownie spokojne, nie sądzisz?
Niepewnie usiadła obok Brenta na brzeżku wyściełanego,
S
R
plastykowego fotelika. Aódz miała ładny, smukły kształt, a jej
wyposażenie zapewniało wszystkie wygody, jakie oferuje dom.
No, może prawie wszystkie. Brakowało gigantycznej wanny, a
toalety były bardzo małe. Na górnym pokładzie wystarczyło
miejsca dla około dziesięciu osób. Sześć stopni prowadziło na
dolny, gdzie znajdowała się nieduża kuchnia z jadalnią i dwie
kabiny - jedna na lewej burcie, a druga na prawej. Do każdej
przylegała malutka łazienka z toaletą, prysznicem i urny walką.
Kathy wciąż siedziała sztywno, choć od Brenta dzieliło ją przy-
najmniej półtora metra.
- Jest tak spokojnie, bo mało kto wypływa na upojne prze-
jażdżki w środku nocy.
- Naprawdę? - wycedził.
- Uhm. Może przejmę ster? Wyjście z zatoki bywa trudne...
- Poradzę sobie.
- Nie pływałeś od trzech lat...
- Kathy, robiłem to setki razy! Znam się na tym.
- Ale to moja łódz!
- Zgadza się, panno O'Hara, ale pójdz na ustępstwa.
- Mam iść na ustępstwa? - Bezradnie rozłożyła ręce. - Już i
tak mnie wykorzystałeś! Przez trzy lata nie zamieniliśmy ze
sobą jednego słowa, aż tu nagle lądujesz w mojej wannie!
- W naszej wannie.
- Umowa nie gwarantowała ci prawa do korzystania z urzą-
dzeń kąpielowych! - przypomniała mu oburzona. - Nie należą ci
się ode mnie żadne uprzejmości. Nawet nie jestem pewna, czy
powinnam przykładać rękę do tego, co robimy! Poza tym może
raczyłbyś sobie przypomnieć, że to ty odszedłeś ode mnie!
- Złożyłaś pozew o rozwód.
- Ale ty mnie porzuciłeś...
S
R
Brent zaklął, kostki jego dłoni aż zbielały, gdy zacisnął palce
na kole sterowym.
- Umarło nam jedno dziecko, a potem z mojej winy straci-
łaś
drugie. Nasze życie się załamało. Wszystko się zmieniło, ja sam
się zmieniłem. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, gdzie się po-
dziać, co począć! Byłem zrozpaczony i bezradny! - wykrzyczał
jednym tchem.
Kathy zerwała się z fotelika, oszołomiona gniewem, pasją, a
także udręką brzmiącą w głosie Brenta. Ta rozmowa do niczego
dobrego nie prowadziła. Kłócąc się, oboje tylko rozdrapywali
stare, ledwie zabliznione rany, które zaczynały na nowo krwa-
wić. Jedyne, co ich łączyło, to bolesne wspomnienia. A jednak
nie potrafiła się pohamować.
- Masz rację. Nie istniało już nic uzasadniającego nasz zwią-
zek! Zupełnie nic! - wypaliła ze łzami w oczach, po czym, poty-
kając się, zbiegła na dół, pod pokład.
Wpadła do pierwszej kabiny i rzuciła się na koję. Musi zapa-
nować nad żalem, rozgoryczeniem, rozczarowaniem - złymi,
niszczącymi uczuciami, nakazała sobie w duchu. Nie mogła
dopuścić do tego, żeby wzięły nad nią górę. Tyle trudu włożyła
w to, żeby je od siebie odsunąć; tyle wysiłku i nerwów koszto-
wało ją pogodzenie się z losem i ponowne odnalezienie sensu i
celu w życiu; tyle czasu potrzebowała, aby zmobilizować siły.
Nie chciała przypominać sobie przeszłości, nie było nic gorsze-
go od jej rozpamiętywania. Wiedziała o tym dobrze. Cóż z tego?
Nagłe spotkanie z Brentem, jego niespodziewane wyznanie
sprawiły, że nie chciana i nie zapraszana przeszłość powróciła i
runęła na Kathy jak wielka fala, przed którą nie ma ucieczki.
Kathy długo nie zachodziła w ciążę. Coraz bardziej się tym
S
R
gryzła, ponieważ bardzo chciała mieć więcej dzieci, zawsze ma-
rzyła o licznej rodzinie. Brent powtarzał jej, że ich usilne próby
to najwspanialsza zabawa na świecie, i doprawdy nie ma czym
się martwić. W końcu doczekali się Ryana. Dla nich był nie tyl-
ko najbardziej upragnionym, ale i najpiękniejszym nie-
mowlęciem pod słońcem. Miał wielkie niebieskie oczy i ciem-
noblond loczki. Uwielbiali go wszyscy z Shanną włącznie. Ka-
thy nie musiała pilnować pór karmienia z zegarkiem w ręku,
ponieważ mały, pełen energii, sam domagał się matczynej pier-
si, płacząc wniebogłosy. Pewnego wieczora Kathy czekała w
swoim łóżku na ten sygnał. Uśmiechała się i czujnie nasłuchi-
wała, ale Ryan nie płakał, toteż wstała, poszła do jego sypialni i
zajrzała do łóżeczka. Synek z wypiętą pupą leżał na brzuszku.
Często sypiał właśnie w takiej pozycji.
Kathy sięgnęła po niego i stwierdziła, że jest zimny. Bardzo
zimny. Przewróciła go na plecki. Zobaczyła, że ma sine uste-
czka, i zaczęła krzyczeć jak opętana. Brent biegiem pokonał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl