[ Pobierz całość w formacie PDF ]

takiego tam się kryło. Za dziesiątymi czy jedenastymi drzwiami znalazłem wąski korytarz. Na
końcu owego korytarza stał ktoś zwrócony do mnie plecami. Ktoś malutki jak dziecko.
Zacząłem posuwać się do przodu na miękkich nogach, chcąc zobaczyć, kto to taki. Przez cały
czas wiedziałem, że jest to coś przerażającego, ale jakaś siła gnała mnie naprzód, musiałem
iść.
Gdy podszedłem bliżej, owa postać odwróciła się ku mnie. Przez krótką chwilę widziałem
twarz z wyszczerzonymi, kozlimi zębami i obrzydliwymi żółtymi ślepiami. Przerażony
obudziłem się natychmiast i stwierdziłem, że siedzę w łóżku na baczność, spocony i dygocący
z zimna, z koszulą omotaną wokół stóp. Zegar wybił trzecią.
Włączyłem światło i wysunąłem się z łóżka. Przez chwilę nasłuchiwałem, ale dom
wydawał się względnie cichy. Może wydarzenia poprzedniego dnia nadszarpnęły mi nerwy.
Podszedłem na palcach do drzwi i przycisnąłem ucho do drewnianej wykładziny. Słyszałem
jedynie lekki, jakby smutny jęk przeciągu, który bezustannie grasował po domu, stukając
okiennicami i dzwoniąc w żyrandolach, oraz pospolite skrzypnięcia klepek i zawiasów.
Dom przypominał stary okręt płynący poprzez rozkołysany ocean, pozbawiony zupełnie
ryb.
 Monsieur  szepnął głos.
Odsunąłem się od drzwi, zesztywniały ze strachu. Byłem przekonany, że głos dolatywał z
zewnątrz, tuż zza drzwi. Głos był suchy, bezpłciowy, należał albo do starej kobiety, albo do
dziwacznego eunucha. Gdy cofnąłem się, szukając bezpiecznego oparcia w łóżku, głos
odezwał się znowu:
 Monsieur.
 Kto tam?!  zawołałem ochryple.  Czy to wy, ojcze Antonie?
 Oczywiście  odparł głos.  A któż to mógłby być.
 O co chodzi? Jest pózno.
 To mój dom. Chodzę tam, gdzie chcę.
Przygryzłem wargę w niepewności.
 Wcale nie jestem pewien, czy jesteś ojcem Antonem.
 A kimże mógłbym być?
 Nie wiem. Belzebubem?
Głos zarechotał.
 Może powinieneś otworzyć drzwi, by się przekonać.
Czekałem czując, jak serce galopuje mi nierównymi susami w klatce piersiowej. Wkrótce
usłyszałem, jak na zewnątrz coś zaszurało, i głos ponownie się odezwał:
 Monsieur?
 O co chodzi.
 Monsieur, proszę otworzyć. Mam tu coś, co chcę panu pokazać.
 Nie, dziękuję. Leżę w łóżku. Porozmawiamy rano.
 Czy pan się boi, monsieur?
Nie odpowiedziałem. To coś lub ktoś, co stało za drzwiami, wcale nie musiało wiedzieć,
jak bardzo się boję. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni, wreszcie
chwyciłem znad umywalki tani świecznik z metalowego stopu. Nie był specjalnie ciężki, ale
dzierżąc go w garści poczułem się lepiej.
 Zliczna dziewczyna, co?  ciągnął głos.
 Która dziewczyna?
 Madeleine.
 Czy nie moglibyśmy porozmawiać o tym jutro? Jestem zmęczony. A w ogóle to
chciałbym wiedzieć, kim jesteś.
Głos zaśmiał się.
 Mówiłem. Jestem ojcem Antonem.
 Nie wierzę.
 Nie wierzysz, że księża lubią seks tak samo, jak wszyscy inni ludzie? Nie wierzysz, że
gdy patrzę na Madeleine, myślę o urodzie jej dala? Przy niej robi mi się gorąco, monsieur! O
tak, przy niej jestem napalony niczym kozioł w czasie rui! A co, czyżbyś się nie czuł podobnie?
Dygotałem z nerwów. Zrobiłem jeden niepewny krok w kierunku drzwi, stąpając po
nagich klepkach, i wrzasnąłem tak głośno, jak tylko umiałem:  Odejdz! Wynoś się stąd!
Nie chcę tego słuchać!
Na chwilę wszystko się uspokoiło. Zapadła cisza mącona hulającym przeciągiem.
Pomyślałem, że może to coś poszło sobie, ale po chwili odezwało się lepkim, zadowolonym
tonem:
 Wystraszyłem cię, co? Naprawdę cię nastraszyłem!
 Wcale mnie nie nastraszyłeś. Po prostu zakłócasz mi nocny odpoczynek.
Od drzwi ciągnął przez pokój lekki powiew. Nic miałem wątpliwości, że czuję w nim
gorzkawy, mdlący smród demona. Może był to tylko skutek mojej wyobrazni. Może to
wszystko mi się śniło. Stałem tak, bezbronny, odziany tylko w nocną koszulę i te przeklęte,
idiotyczne skarpetki, ściskając w dłoni lekuchny świecznik i mając nadzieję, że to, co szeptało
zza drzwi, za tymi drzwiami pozostanie albo, jeszcze lepiej, zostawi mnie w spokoju.
 Musimy porozmawiać, monsieur  powiedział głos.
 Wydaje mi się, że nie mamy o czym.
 Ależ oczywiście, że mamy! Musimy porozmawiać o dziewczynie. Nie chcesz
porozmawiać o dziewczynie? Nie miałbyś ochoty zasiąść na godzinkę lub dwie. Jak człowiek
światowy, i porozmawiać o jej cyckach czy też wewnętrznych fałdkach jej płci?
 Wynoś się stąd! Nie chcę tego słuchać!
 Ależ oczywiście, że chcesz. Jesteś zafascynowany. Masz stracha, ale fascynuje cię to.
Moglibyśmy porozmawiać na temat różnych sposobów współżycia dziewcząt ze zwierzętami
i płazami. Jaki to ból  i jaka rozkosz! Przecież musimy ją mieć na wielkie zgromadzenie,
prawda? Bez niej się nie obejdzie.
Wycofałem się drżąc w kierunku łóżka. To coś, co stało za drzwiami, spowodowało, że
czułem, jak te lubieżne słowa pełzały po mnie niby wszy. Palcami szukałem księgi o aniołach,
która leżała na stoliku przy łóżku. Wreszcie ją namacałem. Odnalazłem też, powodowany
zwykłym przesądnym strachem, właściwym ludziom zacofanym, obrączkę z włosów, którą
dała mi Eloise, aby ta strzegła mnie przed diabłami i demonami.
Uniosłem księgę i powiedziałem przez ściśnięte gardło:
 Rozkazuję ci odejść. Jeżeli nie odejdziesz, wezwę anioła, aby cię wypędził. Nie będę
zważał na niebezpieczeństwo, po prostu go wezwę.
Głos zachichotał.
 Nie wiesz, o czym mówisz! Wezwać anioła! Jak w ogóle możesz wierzyć w anioły?
 Mogę, ponieważ właśnie zaczynam wierzyć w diabły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl