[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No więc! wykrzyknął von Seydlitz-Gabler z pewną ulgą. Więc siedzimy w tej
samej łodzi! Ale w końcu jesteśmy zahartowaną załogą. Jak pan myśli, co należy zrobić w
takiej sytuacji?
To co się robi, gdy nie ma innego wyjścia... wojnę! ze spokojną ironią oświadczył
Kahlenberge. Jeśli Grau nie da się powstrzymać, poślemy go na razie do generała Tanza.
W ten sposób znajdzie się on pod dobrym adresem. Tanz to człowiek nieskomplikowany.
Miażdży wszystko, co mu staje na drodze.
Zgoda rzekł z otuchą von Seydlitz-Gabler. I ostrożnie jak zwykle dodał: Myśli pan
istotnie, że Tanz jest właściwym człowiekiem, jeśli idzie o taką sprawę?
Nikt inny tylko on odparł Kahlenberge.
* * *
Generał Tanz zainteresował się pewnym skrzyżowaniem ulic w zachodniej części śródmieścia
Warszawy. Zdawało się, że nie ma w nim nic szczególnego skrzyżowanie jak setki innych
bruk, drzewa, domy, barwy szare, zielone i znowu szare. Dookoła szyby okienne bez
połysku.
Jednakże miejsce to miało na mapie, znajdującej się w rękach generała Tanza, oznakę A1
nakreśloną mocno ognistoczerwoną barwą. A1 znaczyło: Anfang eins". Z tego właśnie
miejsca generał zamierzał rozpocząć próbę ewentualnej akcji oczyszczającej.
Więc dowodzący generał nie odrzucił naszego planu stwierdził z powagą Tanz.
Major Sandauer, uważny i uniżony, stał wyczekująco za swym generałem. Ostrożnie wniósł
zastrzeżenie:
Jednak potwierdzenia nie otrzymaliśmy.
Nieodrzucenie jest jednoznaczne z potwierdzeniem odparł Tanz. Sandauer nie
zaprzeczył. Przeczenie działało drażniąco, szczególnie na
Tanza.
Kawa zadysponował generał.
Ordynans bojowy dowódcy dywizji, który od niedawna sprawował swoje funkcje i nie miał
szans zestarzenia się przy tym zerwał się. Szybko otworzył bagażnik, wyjął z niego
termos, porcelanową filiżankę wraz ze spodkiem, wytarł jedno i drugie płócienną ściereczką,
nalał kawę i drżąc z lekka podszedł do generała.
Za zimne! skonstatował Tanz po krótkim szacującym spojrzeniu. Ordynans
znieruchomiał. Był pewien, że popełnił błąd niewybaczalny,
gdyż albo przy napełnianiu kawa nie była dość gorąca, albo termos był
uszkodzony, albo nie uzwględniono temperatury zewnętrznej. Ale cokolwiek to było, on
ponosił winę. Ręce drżały mu teraz tak silnie, że kawa wylała się na spodek. Ale nikt nie
zwracał już na niego uwagi.
Generał Tanz patrzył niemal z miłością na domy po drugiej stronie skrzyżowania. Major
Sandauer spoglądał na generała. Siedzący przy kierownicy feldfebel zdawał się widzieć przed
sobą tylkc jezdnię. Za nimi stały dwa czujne samochody opancerzone, wyposażone w
radiostację, a nieco dalej motocykliści, czterej żołnierze w połyskujących skórzanych
mundurach na czterech motocyklach. Dla nich wszystkich istniało tylko to, co widzieli przed
sobą, a nie drżący ordynans, wycofujący się do tyłu.
Zrobimy próbę oznajmił generał.
Bez zgody dowodzącego generała? major Sandauer zadał to pytanie stłumionym
głosem. Słowa jego były przeznaczone jedynie dla uszu dowódcy dywizji i istotnie nie były
przez nikogo poza nim słyszane.
Akcja taka wyjaśnił dalej Tanz nieporuszony wymaga jak najdokładniejszego
planowania. Uważam za celowe wypróbować najpierw w małej skali to. co pózniej ma się
odbyć w większej. Wówczas dopiero będziemy mogli dokonać operacji z niejaką pewnością.
Niech pan zaalarmuje dywizję, hasło Plan Walfrieden".
Sandauer skinął głową, pozwolił sobie jednak na marginesową uwagę:
Czy zawiadomić o tym korpus?
Pózniej! zadecydował Tanz. Akcja sama jest w gruncie rzeczy nie większa niż
ćwiczenia. Ale wynikające z niej doświadczenia uważam za niezbędne. W końcu chodzi o
zastosowanie nowych metod. Wypróbujemy najpierw na trzech czy pięciu ulicach to, co
pózniej przeprowadzimy na trzydziestu czy pięćdziesięciu, bez wzbudzania sensacji. Potem
zobaczymy co dalej.
Czy zaalarmować całą dywizję?
Całą. Bez wyjątku!
* * *
Musisz reprezentować stwierdziła pani Wilhelmina von Seydlitz-Gabler. Oczekują
tego od ciebie i tego wymaga twoje stanowisko.
Oczywiście zgodził się dowodzący generał.
Był pewien, że już od kolebki posiada wybitny zmysł reprezentacji. Ojciec jego, również
generał, już w wieku chłopięcym w czasie dożynek i w Wigilię Bożego Narodzenia chętnie i
wytrwale ściskał ręce pracowników wilgotną, mięsistą dłoń kucharki, kościstą i suchą dłoń
pierwszego stangreta, miękką i aksamitnie gładką dłoń pokojówki, która patrzyła na niego
wyzywająco.
Pewnie masz znowu jakiś wspaniały pomysł? rzekł, przy czym udało mu się nawet
uśmiechnąć.
Wykwintny wieczór towarzyski odparła generałowa tonem
wykluczającym sprzeciw.
Generał von Seydlitz-Gabler jęknął ledwo dosłyszalnie. Bolały go nogi. Nowe obuwie,
przygotowane mu rano przez żonę, było co prawda solidne i eleganckie, ale ciasne. Opieka
Wilhelminy nie zawsze była łatwa do zniesienia.
Wieczór ten będzie jednocześnie wydarzeniem kulturalnym ciągnęła dalej
Wilhelmina. Mam na myśli przyjęcie dla specjalnie zaproszonych gości, w czasie którego
odbyłby się koncert.
Bardzo pięknie zgodził się dowodzący generał zrezygnowany.
Koncert niewielki, żadna orkiestra, ani kwartet skrzypcowy. Mam na myśli tylko występ
pianisty.
Taki się chyba znajdzie.
I musiałby oczywiście grać Chopina.
Ma się rozumieć.
Jesteśmy przecież w Warszawie.
Możemy to urządzić w najbliższych dniach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]