[ Pobierz całość w formacie PDF ]
około dwóch milionów funtów po dziadku ze strony matki. Ponoć dwaj jego synowie zmarłi
bezpotomnie, a jedyna córka odeszła z tego świata o wiele wcześniej, przed nimi, zostawiając
malutką córeczkę. Dziewczynka odwiedzała dziadka jako dziecko, a on wyznaczył ją na
swoją spadkobierczynię, czym, jak rozumiem, bardzo wiele osób zaszokował i zaskoczył.
Była taka młodziutka, że majątek musiał pójść pod zarząd powierniczy, a dla dziewczyny
trzeba było zaangażować specjalnych nauczycieli, którzy zapewniliby jej wykształcenie
konieczne dla pozycji baronowej.
- Urodziła się na Wyspach - powtórzył Dougal. -1 przy
puszczam, że kiedy objęła spadek w posiadanie, niemal pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było
wykupienie dzierżawy Caransay, na której się wychowała.
-1 od tego zaczęły się twoje trudności - powiedział Connor Dougalowi.
- Na to wychodzi - zgodził się inżynier.
- Była taka młodziutka, kiedy spadł na nią nie tylko ten przeogromny majątek - podjęła Mary
Faire - ale na dodatek przerażająco trudny obowiązek kierowania bankiem. Ani jedno, ani
drugie dla osoby w jej wieku nie mogło być łatwe, ale ponoć baronowa uporała się z tym w
podziwu godny sposób. Lady Strathlin jest szeroko znana ze swej szczodrości, a szczególną
pomoc okazuje Szkotom z wyżyn i wyspiarzom, którzy ucierpieli przez wysiedlenia.
- Pomaga zresztą nie tylko na odległość. Ostatnio założyła w Edynburgu dom dla
niezamężnych matek - wtrącił Connor. -Jak się zdaje, młode kobiety, które znajdują się w
trudnej sytuacji, z dzieckiem a bez męża, budzą w niej wyjątkowe współczucie.
204
- Sama też jeszcze nie wyszła za mąż - dodała Mary Faire -chociaż jest tak wspaniałą partią,
że to aż dziw, że nikt jej dotychczas nie usidlił.
- Na pewno bankierzy i prawnicy będą mieli coś do powiedzenia w sprawie małżeństwa
baronowej. Ktoś, kto ma taką pozycję jak ona, może sobie pozwolić, by się nie spieszyć. Bez
wątpienia konkurentów jej nie brakuje - powiedział Connor.
- Tak - wymamrotał Dougal. - Bez wątpienia.
Cios, jakim była jej zdrada, stał się jeszcze bardziej bolesny. Nie powiedziała mu, kim jest,
nie powiedziała, że zamierza poślubić sir Fredericka Mathesona. Jeżeli to prawda - a instynkt
ostrzegał go, że Matheson nadmiernie wysoko siebie ocenia - to nie jest kobietą, której oddał
serce. Ani tym namiętnym stworzeniem, które spotkał na morskiej skale, ani tą uroczą poważ-
ną dziewczyną, w której się tak bez reszty zakochał.
Kim jest naprawdę? Czego naprawdę chciała? Jaki spisek uknuła baronowa, kiedy zwodziła
inżyniera, nad którego zrujnowaniem pracowali jej prawnicy? Dlaczego przyjechała incognito
do domu na Calton Hill, by się z nim zobaczyć? Jeżeli gryzły ją wyrzuty sumienia i pragnęła
przebaczenia, nie otrzyma go od niego.
Pieczołowicie rozdmuchiwał w sobie gniew i poczucie krzywdy. Tkwiły w nim jak lodowaty
sopel, nie był gotów z nich zrezygnować. Jeżeli Meg go zdradziła, a na to wyglądało, nie
zostało mu już nic oprócz gniewu.
19
W salonie czekała na nich zjawiskowa piękność, spowita w błękitnozielone jedwabie i obłoki
tiulu, połyskująca perłami i srebrem. Przed nią przesuwały się miarowo całe rzesze gości,
każdy z nich witany był promiennym uśmiechem i dotknięciem okrytej rękawiczką dłoni.
Dougal stał za plecami Connora i Mary Faire i, podchodząc coraz bliżej, przyglądał się Meg.
Czekając, aż będzie mógł się przywitać, ogarnął wzrokiem eleganckie umeblowanie i
kryształowe, płonące gazowym światłem żyrandole, olejne płótna starych mistrzów,
marmurowe i mosiężne posągi. W rogu salonu grali na skrzypcach i fletach muzycy, a przez
otwarte drzwi widział długi stół nakryty śnieżnobiałym płótnem. Płomyki świec połyskiwały
na srebrach i oświetlały przepięknie ułożone na półmiskach dania w wielkim wyborze.
Wszędzie wokół siebie widział znamiona luksusu i uprzywilejowania, wyrafinowania i
dobrego smaku. Ale nigdzie nie widział Meg MacNeill, którą znał-chociaż cały ten przepych
skupiał się wokół jej osoby, nieprawdopodobnie pięknej w migotliwej - jak morze w pogodny
dzień - sukni.
205
Powinien kipieć furią. To przecież baronowa, ta, która doprowadziła go do ruiny. Należałoby
się jej wyrzec - należało tu wcale nie przychodzić. Ale teraz, kiedy za kiłka chwil miał sią z
nią przywitać, patrzył na tę kobietę i wiedział, dlaczego przyszedł, chociaż go zdradziła.
Kochał ją. Tak po prostu, serdecznie, mocno i pewnie. Nie wiedział dlaczego wciąż tym
uczuciem pała po wszystkim, co się między nimi wydarzyło. Ale kochał ją i nigdy nie uda mu
się przestać jej kochać. Tylko że zamiast szczęścia, które powinno przynieść ze sobą odkrycie
miłości, czuł bolesny smutek związany z jej utratą.
Zbliżając się po trochu, zauważył, że suknia Meg ma ten sam nieuchwytny odcień co jej oczy,
delikatny, niebieskozielony, jak prześwietlona słońcem woda, a biały woal przypomina pianę
na falach. Na jej widok brakowało mu tchu, serce zamierało w piersiach, a cały świat
przewracał się do góry nogami.
- Doktorostwo Connorowie MacBain - zaanonsował kamerdyner. - Pan Dougal Robertson
Stewart.
Słysząc to, podniosła pospiesznie wzrok, jakby spłoszona, oczy miała rozszerzone, jednak
zaraz na jej twarzy pojawił się znowu uśmiech i przywitała się z Connorem i Mary Faire, ścis-
kając im dłonie i mówiąc coś półgłosem. Mary przeszła dalej i Dougal znalazł się o krok od
baronowej.
Meg przechyliła na bok głowę i powitała go rozedrganym uśmiechem, oczy miała przejrzyste,
spojrzenie błagalne. Jeżeli chciała prosić o wybaczenie, nic takiego jej nie mógł ofiarować nie
teraz, jeszcze nie, jeżeli w ogóle kiedykolwiek.
Podała mu dłoń, on ją ujął, rękawiczki zetknęły się ze sobą, chłodno i oficjalnie. Dougal
ukłonił się i dopiero wtedy popatrzył na nią. Poznał słodycz tych warg, gładkość skóry.
Poznał jedwabistość złotych włosów. Na ten wieczór odczesane zostały z czoła i obsypane
perełkami, odsłaniały idealny owal twarzy, smukłą linię szyi i ramion. Szczupłe obojczyki
unosiły się z każdym oddechem.
Szyję baronowej otaczał pojedynczy czarny sznureczek. Zwisał z niego wisiorek z
akwamaryną, ten sam, który dostała od niego: złoty filigran połyskiwał iskierką ciepła na tle
idealnie pięknej całości.
Stewart zobaczył wisiorek i jego oczy się zwęziły. Zastanawiał się, dlaczego założyła ten
wisior, który na pewno miał niewielką wartość. Co prawda klejnocik pasował do sukni
i do oczu, ale musiała dysponować piękniejszą biżuterią. A tylko oni dwoje wiedzieli, jakie
ma znaczenie.
206
I nagle zrozumiał. Baronowa żywiła to samo przekonanie, co inżynier: on był cząstką jej, a
ona cząstką jego, i na króciutki czas zaistniał dla nich raj na wyspie. Tego nic nie zmieni,
nawet jeżeli nigdy więcej się nie zobaczą.
Rzucił jej chłodny, uprzejmy uśmiech, chociaż równocześnie czuł, że serce mu pęka z bólu.
- Pan Stewart - odezwała się - jak miło pana znowu zobaczyć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]