[ Pobierz całość w formacie PDF ]

włosów.
- Uważam, że doskonale pan rozumie swoją siostrę.
- Moja żona miała inną naturę. Pod niektórymi względami pani mi ją
przypomina. Mówi pani to, co pani myśli.
- Również to, czego lepiej nie mówić. Uśmiechnął się.
- Niewygórowana cena za wierność swoim zasadom. Betsey wróciła z
paczką. Eben Freeman wziął ją i wstał.
- Do widzenia, siostro. Do widzenia, dziewczynki. Do widzenia,
wdowo Berry. - Spojrzał na ciotkę Goss. Miała otwarte usta, ale zamknięte
oczy. Niemniej jednak podszedł do niej i dotknął wargami jej skroni.
Staruszka nie otworzyła oczu, ale Lyddie zauważyła, że uniosła sękatą dłoń i
poklepała rękę Freemana. Zwrócił się do Lyddie. - %7łyczę miłego pobytu u
mojej siostry.
Jak tylko je opuścił, Betsey znów zaczęła narzekać. Ciężko, bardzo
ciężko być samej ze starą kobietą i dwiema chorowitymi dziewczynkami,
15
3
mąż i synowie wyjechali, w całej osadzie nie został ani jeden krewny-
mężczyzna. O ile się orientuje, jej brat miał dużo do omówienia z
Winslowem w związku z awanturą o młyński potok, cieszyła się, że
Freeman dłużej zabawi w Satucket, a tu proszę, wyjechał do Barnstable.
Miała nadzieję, że nie zapomni wstąpić do jej syna i przekazać mu paczkę
od niej. Kiedy Betsey ostatni raz wybrała się do Barnstable, żona Henry'ego
poczęstowała ją udzcem baranim z rożna. Postanowiła nie narzekać, ale gdy
następnego dnia znów podano to samo...
Lyddie wstała.
- Muszę iść - oznajmiła.
- Iść! Co ty mówisz? Nie słyszałaś, co powiedział mój brat?
Powiedział, że masz zostać tutaj. Powiedział, że...
- Muszę iść, kuzynko.
Lyddie udała się do swojego pokoju. Betsey pobiegła za nią i
próbowała odwieść zbierającą swój dobytek Lyddie od podjętego zamiaru,
ale kiedy się przekonała, że nic nie wskóra, dała sobie spokój. Poszła po
kawałek sera i bochenek chleba dla Mehitable w zamian za jajka, które od
niej dostała.
Lyddie wyszła, odprowadzana przez paplaninę Betsey i baczne
spojrzenie ciotki Goss, która otworzyła oczy jak u wróbla. Ruszyła prosto
Drogą Królewską, ale obok Fosterów skręciła nad wodę, by uniknąć ludzi na
głównym trakcie, a przy okazji wszelkich pytań. Ziemia była mokra, ale nie
rozmiękła, pierwszy prawdziwie słoneczny dzień kwietniowy podniósł
Lyddie na duchu. Rozkoszowała się przyjemnym dniem. Przy Point of Rock
zobaczyła w kanale slup Bangsa, z którego wyładowywano drewno. Kilku
mężczyzn uniosło głowy, kiedy ich mijała, pozdrowiło ją i wróciło do
swojego zajęcia; nie interesowała ich jeszcze jedna gospodyni domowa,
15
3
która przyszła z workiem po piasek, by wyszorować podłogi. Skręciła w
lewo i poszła ścieżką wzdłuż turzyc za wydmami. Dróżka była nierówna i
po przejściu kilku metrów Lyddie poczuła, jak skóra pod gęstymi włosami
zebranymi na karku robi jej się wilgotna. Nie zdawała sobie sprawy, że
słońce grzeje tak mocno. Nim dotarła do drogi prowadzącej do domu
Robbina, spociła się pod pachami, miała mokrą skórę między piersiami i po
wewnętrznej stronie ud, ale na szczęście nikogo po drodze nie spotkała.
Lyddie skręciła w stronę osady i po jakimś czasie znalazła się obok
domu Cowettów. Zobaczyła Rebeckę Cowett zajętą siewem, pomachała jej,
ale się nie zatrzymała. Kiedy dotarła do swojego dawnego domu, okrążyła
go i skierowała się prosto do studni. Ciemna woda połyskiwała jak jedwab;
Lyddie nabrała wiadro wody i zanim jeszcze dotknęła jej ustami, poczuła
zimną słodycz. Napiła się, a potem zanurzyła w wiadrze obie dłonie i
spryskała twarz, szyję i ramiona. Pochyliła się, zdjęła buty i pończochy, po
czym ochlapała nogi. Stała bez ruchu, aż wietrzyk owiał mokrą skórę.
Przeszedł ją dreszcz. Wyciągnęła się na trawie, by słońce ją osuszyło. Kiedy
ostatni raz robiła coś tak głupiego, jak wylegiwanie się na słońcu? -
zastanawiała się. Zanim stała się na tyle duża, by szyć, szorować i gotować;
czyli zanim skończyła cztery latka.
Lyddie długo leżała na trawie nie dlatego, żeby oddawać się słodkiemu
lenistwu, ale żeby móc się rozkoszować dwoma światami: wilgotną ziemią
pod sobą i ciepłym słońcem w górze. W którym z tych światów mogłaby
teraz znalezć Edwarda? - ciekawa była Lyddie. Ale kiedy się tak
zastanawiała, stwierdziła, że razem z utratą wiary w Boga przestała również
wierzyć w niebo i piekło. Czy straciła również wiarę w nieśmiertelną duszę
Edwarda? Nie, doszła do wniosku. Zbyt wyraznie czuła go przy sobie. A to
rodziło kolejne pytanie: skoro dusza Edwarda nie jest ani w górze, ani w
15
3 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl