[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciepłą wodą. Nagle sutki stwardniały i wypchnęły do góry jedwab jak dwa blizniacze
pagóreczki.
Oddech Huntera stał się nierówny.
Elyssa na siłę odwróciła się do niego, pragnąc za wszelką cenę zobaczyć jego oczy.
Udało się. Lśniąca intensywność spojrzenia obudziła w niej dziwną falę słabości.
Przywarła do niego mocniej, jej oddech też stał się nierówny. Samo sedno męskiego
ciała przylegało twardo do jej biodra, tak że nawet dziewica nie mogła mieć co do
tego wątpliwości.
Hunter? szepnęła niepewnie.
Niech pani stanie albo panią upuszczę.
Pogarda w jego głosie podziałała jak kubeł zimnej wody.
Nie chciałam... zaczęła, lecz głos się jej załamał. Nie musieliście...
Proszę stanąć!
Pośpiesznie wyprostowała nogi i natychmiast przekonała się, że kolana się pod nią
uginają. Zrobiła niepewnie pół kroku i uchwyciła się najbliższej podpory.
Był nią oczywiście Hunter. Drgnęła, gdy dotarło do niej słowo, jakie mruknął pod
nosem.
Co się tu, do diabła, dzieje? dobiegł z ciemności gniewny męski głos.
Hunter podniósł głowę. Między boksami szedł w ich stronę wysoki, potężnie
zbudowany młody człowiek. Na biodrze miał sześciostrzałowy rewolwer, a w rękach
niósł zwój liny.
Lina była bardzo grozną bronią. Hunter wiedział doskonale, jakie zniszczenia może
poczynić w walce. Bez ceregieli odsunął się od Elyssy i stanął tak, by mieć jak
najwięcej miejsca. Gniewny wyraz twarzy młodzieńca świadczył o tym, że może
dojść do wymiany ciosów.
Kto... a to ty, Mickey powiedziała Elyssa, nie patrząc młodemu człowiekowi w
oczy.
Ostrożnie strząsnęła spódnicę. Nic. Zrobiła krok do przodu. Trzymała się pewnie na
nogach. Wydała bezgłośne westchnienie ulgi.
O co chodzi? spytała.
Nie było odpowiedzi, więc podniosła wzrok. Mickey wyraznie gapił się na jej piersi.
Odkrycie to zażenowało Elyssę, a jednocześnie wprawiło w gniew. Na jej policzkach
wykwitł rumieniec, zerwała swój szal z ramienia Huntera i szybkim ruchem otuliła
się nim, ukrywając piersi przed jasnoniebieskimi oczami Mickeya.
Wtedy zdała sobie sprawę, że kiedy Hunter patrzył na nią wygłodniałym wzrokiem,
nie przeszkadzało jej to wcale. Zaczęła nerwowo skubać szal, aż o mało nie zsunął
się jej z ramion.
Chyba że nie przyszedłem tu po próżnicy burknął Mickey opryskliwie.
Ciekawe, co, do diabła, panienka sobie myśli, kotłując się tu na sianie z tym typem.
Posuwasz się za daleko! odparła chłodno.
Diabła tam!
Nie zważając na Mickeya, zawiązała śliski jedwab na ramionach.
Ramię młodego człowieka błyskawicznie wysunęło się naprzód. Szerokie palce
zacisnęły się na przedramieniu Elyssy z taką siłą, że dziewczyna aż krzyknęła.
Pochylił się nad nią, jego twarz znalazła się tuż przy jej twarzy.
Mam dosyć tego zadzierania nosa, moja panno warknął. Chodzisz w tę i z
powrotem, kołysząc biodrami, i to dla jakiegoś włóczęgi.
Smród alkoholu, jaki buchnął z ust chłopaka, przyprawił ją o skurcz żołądka.
Znienawidziła ten odór serdecznie, odkąd po powrocie na ranczo Bill usiłował zapić
się na śmierć.
Puść rzekła wyniośle.
Jak będę chciał. Czas pokazać, kto tu rządzi.
Ja rzekł Hunter i opuścił lewą rękę na prawe ramię Mickeya. Na pierwszy rzut
oka mogło to wyglądać na gest porozumienia między dwoma mężczyznami.
Ale nie było to porozumienie.
Nazywam się Hunter. Jestem nowym rządcą Ladder S.
Mówił swobodnym tonem, ale uścisk miał żelazny. Obciągnięte rękawicą do konnej
jazdy palce wbiły się mocno, miażdżąc nerwy i ścięgna aż do kości.
Mickey puścił Elyssę z prostego powodu. Jego własna ręka stała się bezwładna.
Dziewczyna cofnęła się szybko poza jego zasięg. Drżącymi palcami roztarła bolące
ramię.
Kim jesteś, chłopcze? spytał Hunter łagodnie, ściskając jeszcze silniej.
Mickey wydyszał młody człowiek. Mickey Barber.
Hunter zwolnił nacisk. Strzelanina nie wchodziła w tej chwili w grę. Mickey nie
utrzymałby broni w zdrętwiałych palcach.
No dobrze, Mickeyu Barber wycedził Hunter. Zapamiętaj sobie, ja tu jestem
zarządcą, a nie ty. I z łaski swojej odpuść sobie zaloty do panny Sutton, choćby nie
wiem jak ta pusta panna cię kusiła.
Elyssa błyskawicznie odwróciła się w stronę Huntera.
Niektóre dziewczęta ciągnął autorytatywnym tonem czują, że żyją, dopiero
wtedy, gdy jakiś głuptas zaczyna je adorować.
Nie jestem pustą panną wycedziła Elyssa przez zaciśnięte zęby. Nie jestem
dziewczęciem. Jestem właścicielką Ladder S i ja tu rządzę.
Hunter obrzucił ją stalowym spojrzeniem. Nie rzekł nic, ale wiedziała doskonale, że
pamięta dotyk jej piersi na swojej ręce. I to, jak jej serce trzepotało pod jego dłonią. I
jak jej biodra przylegały do rozbudzonego nagle ciała.
Z gniewu, zażenowania i pożądania policzki dziewczyny pokryły się purpurą. Gardło
ścisnęło się tak, że nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Bez słowa Hunter odwrócił się, jakby była powietrzem.
A teraz rzekł wolno do Mickeya przestań zachowywać się jak głupi niedorostek.
Wyglądasz na krzepkiego faceta, który potrafi ciężko pracować za godziwą zapłatę.
Elyssa była pewna, że Mickey wybuchnie stekiem przekleństw, jak zwykle, ale ku jej
zdumieniu chłopak jedynie posępnie skinął głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]