[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tacja, gdyż czerpali dumę ze swej pozy. Rackhir zdał sobie sprawę, że będzie
musiał stosować najbardziej wyrafinowane pochlebstwa, a nie sądził, by to mu się
udało. Był przecież wojownikiem, a nie dworakiem czy dyplomatą. Lamsar także
to zrozumiał, powiedział więc:
O Władcy, porzuciwszy dumę przybyliśmy tu, by nauczyć się od was prost-
szych prawd, które są jedynymi prawdami.
Jeden z Władców przybrał skromny wyraz twarzy i odpowiedział:
Nie my powinniśmy oceniać, co jest prawdą, a co nią nie jest, gościu. Mo-
żemy podzielić się z wami jedynie pewnymi przemyśleniami. Możliwe, że okażą
się one dla was interesujące lub pomocne w odnalezieniu własnej prawdy.
Zaiste, to bardzo prawdopodobne powiedział Rackhir, nie bardzo wie-
dząc, z czym właściwie się zgadza, ale uznając, że to będzie najlepsze wyjście.
Zastanawialiśmy się też, czy bylibyście skłonni podzielić się z nami przemyśle-
niami na temat, który żywo nas interesuje: ochrona naszego Tanelorn.
Nie jesteśmy na tyle zadufani, by narzucać komuś swoje zdanie. Nie można
nas nazwać błyskotliwymi intelektualistami odparł mówca uprzejmie. Nie
126
mamy też zbytniego zaufania do własnych opinii. Kto wie, może są błędne, oparte
na błędnych przesłankach?
Istotnie odezwał się Lamsar, uznając, że najlepiej pochlebi gospoda-
rzom, jeżeli wspomni o ich skromności. Szczęście to dla nas, że możemy
wreszcie odróżnić prawdziwą uczoność od dumy. Albowiem najwięcej widzi
człowiek cichy, który mówi niewiele, za to uważnie obserwuje. Mimo to, chociaż
zdajemy sobie sprawę, że nie jesteście przekonani, czy wasze przemyślenia lub
pomoc będą dla nas użyteczne, biorąc za przykład wasze zachowanie, pokornie
pytamy: czy znacie jakiś sposób, w który moglibyśmy ocalić Tanelorn?
Rackhir z trudem nadążał za złożonością z pozoru jedynie nieskomplikowane-
go przemówienia Lamsara, spostrzegł jednak, że Szarzy Władcy są zadowoleni.
Kątem oka Czerwony Aucznik obserwował Soranę. Kobieta uśmiechała się pod
nosem. Po tym uśmiechu Rackhir zorientował się, że właściwie rozegrali to spo-
tkanie. Sorana przysłuchiwała się też uważnie. Rackhir zaklął po cichu. Władcy
Chaosu dowiedzą się o wszystkim i nawet jeżeli Tanelorn zdoła uzyskać pomoc
od Szarych Władców, Chaos będzie miał czas przedsięwziąć odpowiednie kroki,
by zapobiec uratowaniu miasta.
Mówca Szarych Władców dzwięczną mową porozumiał się ze swymi kompa-
nami, po czym odezwał się znowu:
Z rzadka jedynie mamy zaszczyt gościć równie odważnych i inteligent-
nych ludzi. W jaki sposób nasze dyletanckie umysły mogą oddać przysługę wa-
szej sprawie?
Rackhir nagle zorientował się, niemal śmiejąc się z tej niespodziewanej myśli,
że Szarzy Władcy wcale nie byli aż tak mądrzy. Za pomocą pochlebstwa udało im
się uzyskać ich pomoc.
Narjhan z Chaosu prowadzi wielką armię ludzkich szumowin, armię że-
braków powiedział Czerwony Aucznik. Przysiągł, że zmiecie z powierzch-
ni ziemi Tanelorn i zabije wszystkich jego mieszkańców. Potrzeba nam jakiegoś
rodzaju magicznej pomocy, by zmierzyć się z kimś równie potężnym jak Narjhan
i pokonać żebraków.
Przecież Tanelorn nie można zniszczyć powiedział Szary Władca.
Miasto jest wieczne. . . odezwał się inny.
Ale to wyobrażenie. . . mruknął trzeci.
W Kaleef żyją żuki rzekł Szary Władca, który do tej pory jeszcze się
nie odzywał. Wytwarzają specyficznego rodzaju jad.
%7łuki, panie? zapytał Rackhir.
Są wielkie jak mamuty wytłumaczył trzeci Władca ale mogą zmie-
niać swój rozmiar, a także rozmiar zdobyczy, jeżeli nie mieści się w ich gardzieli.
Jeżeli już o to chodzi odezwał się pierwszy mówca góry na południu
127
naszej krainy zamieszkuje chimera. Potrafi zmieniać postać, a co więcej, niena-
widzi Chaosu, gdyż to właśnie Chaos ją stworzył i pozbawił własnego kształtu.
Jest też czterech braci z Himerscahl, którzy posiedli moc czarnoksięską
zaproponował drugi Władca, lecz pierwszy przerwał mu:
Ich magia nie działa poza ich własną płaszczyzną powiedział. My-
ślałem raczej o wskrzeszeniu Błękitnego Czarodzieja.
Zbyt niebezpieczne, a w dodatku przekraczające nasze możliwości rzekł
jego towarzysz.
Spór trwał. Rackhir i Lamsar czekali w milczeniu.
W końcu odezwał się pierwszy mówca:
Zdecydowaliśmy, że %7łeglarze z Xerlerenes najlepiej będą wam mogli po-
móc w obronie Tanelorn. Musicie udać się w góry Xerlerenes i odnalezć ich je-
zioro.
Rozumiem powiedział Lamsar. Górskie jezioro.
Nie odezwał się Władca. Ich jezioro leży nad górami. Poszukamy
kogoś, kto mógłby was tam zabrać. Być może udzielą wam pomocy.
Czy nie możecie zagwarantować nic ponadto?
Nie. Wtrącanie się w sprawy innych nie leży w naszej naturze. %7łeglarze
sami zadecydują, czy wam pomogą, czy nie.
Rozumiem powiedział Rackhir. Dziękujemy.
Ile czasu minęło odkąd opuścił Tanelorn? Ile jeszcze pozostało czasu do ataku
żebraków Narjhana na miasto? Czy może już on nastąpił?
Nagle, jakby sobie o czymś przypominając, rozejrzał się za Soraną, lecz ko-
biety nie było w namiocie.
Gdzie leżą góry Xerlerenes? pytał właśnie Lamsar.
Nie w naszym królestwie odparł jeden z Szarych Władców. Znaj-
dziemy wam przewodnika.
Soraną wypowiedziała słowo, które natychmiast przeniosło ją w błękitny, do-
brze jej znany przejściowy świat. W krainie tej nie było innych kolorów poza
niezliczonymi odcieniami błękitu. Tutaj kobieta czekała, aż Eequor zauważy jej
obecność. Ponieważ czas nie płynął w tym miejscu, nie potrafiła powiedzieć, jak
długo trwa oczekiwanie.
Na znak dowódcy horda żebraków powoli, niezdyscyplinowanie zatrzymała
się wreszcie. Głos zadudnił spod hełmu, który zawsze okrywał twarz Władcy Cha-
osu.
Jutro ruszymy na Tanelorn. Nadejdzie wreszcie długo oczekiwana chwi-
la. Teraz rozbijcie obóz. Jutro Tanelorn zostanie ukarane, a kamienie, z których
zbudowano jego niskie domy staną się jedynie pyłem unoszonym na wietrze.
128
Milion żebraków podnieconym szmerem głosów dał wyraz swej radości. Nikt
nie zapytał, dlaczego wędrowali tak daleko. Dowodziło to potęgi Narjhana.
W Tanelorn Brut i Zaś Jednoręki cichym, opanowanym głosem rozmawiali
o naturze śmierci. Przepełniał ich smutek, lecz bardziej niż siebie żałowali Tane-
lorn, które wkrótce miało zginąć. Na zewnątrz mizerna armia usiłowała otoczyć
kordonem miasto, ale wojowników było tak niewielu, że nie udało im się wypeł-
nić przerw miedzy ludzmi. W domach zapłonęły światła, jak gdyby po raz ostatni.
Wosk żałobnie kapał ze świec.
Sorana, spocona jak zawsze po epizodzie w świecie przejściowym, powróciła
na płaszczyznę zajmowaną przez Szarych Władców i odkryła, że Rackhir, Lam-
sar i ich przewodnik szykują się już do drogi. Eequor powiedziała jej, co robić:
zadaniem Sorany było nawiązanie kontaktu z Narjhanem. Reszty mieli dokonać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]