[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wymienione wyspy należały wówczas do  terytorium nadzwyczajnego , ale są nadal bezludne.
Informacja wydała się Gwenowi niejasna. Co to za  terytorium nadzwyczajne ? W
odpowiedzi na powtórne pytanie okazało się, że chodziło o obiekt wojskowy.
Ponownie skorzystano z usług centrum encyklopedycznego. W końcu uformował się
pewien obraz całości: bazy wojskowe nie były wprawdzie dostępne dla osób cywilnych, musiały
jednak być przez kogoś, zaopatrywane, w związku z czym nie można było utrzymać ścisłej
tajemnicy. Poza tym tego typu jednostki wojskowe pędziły w pobliżu szalone  dolce vita , czemu
psychostratedzy nie sprzeciwiali się zupełnie.
Biorąc to pod uwagę, Gwen nie rozumiał ostrożnego tonu w przekazywanych im
wiadomościach. Pertraktacje za pośrednictwem wizji nie dałyby niczego. W związku z tym Gwen,
Djamila i Hal zdecydowali się na wizytę w centralnym archiwum. Nie znając Londynu, kierowali
się promieniem wiodącym, i w ten sposób doszli do samego archiwum, posępnego, ciemnego
budynku w nieprzytulnym rzędzie ulic. Wizyta miała być możliwie jak najkrótsza. Z promienia
wiodącego mogły wprawdzie korzystać jedynie najwyższe czynniki administracji, ale Gwen
wykorzystał swoją aktualną funkcję.
W archiwum przyjął ich naczelny archiwariusz, mężczyzna w podeszłym wieku. Wyglądał
tak, jak zwykło się wyobrażać archiwariuszy.
Hal na jego widok nie mógł się powstrzymać od uśmiechu, za co otrzymał od Djamili dosyć
mocnego kuksańca w bok.
Archiwariusz sprawiał wrażenie, jakby ostatnie sto lat nie pozostawiło na nim śladu.
Chodził pochylony, nosił przedpotopowe okulary, a łysinę okalały mu szare kosmyki. Miał chytre,
rozbiegane oczy, wąskie jak kreska usta i Hal nie zdziwiłby się wcale, gdyby po każdym jego ruchu
z ciała wznosiły się kłęby kurzu.
Ten właśnie człowiek usiłował niedługo potem, kiedy zajęli już miejsca w ciemnym,
przeładowanym meblami pokoju, odprawić ich zręcznie z kwitkiem. Wypytywał długo o ich
życzenia, mimo że już wcześniej złożyli szczegółowy meldunek, wreszcie wyciągnął dwa pliki o
grubości około dziesięciu centymetrów, owiązane i zabezpieczone tekturowymi okładkami. Były to
luzne kartki, mocno już sfatygowane i pożółkłe. Widocznie związano je już dawno i przenoszono
często z miejsca na miejsce.
Hal wyciągnął szyję, aby odczytać wyblakłe litery na okładce. Wydawało mu się, że było
tam napisane:  ściśle tajne . Aha, pomyślał ubawiony.
Na razie stary nie przekazywał im papierów. - To było laboratorium wojskowe -
powiedział. - Wtedy chodziło o to, aby mieć stale coś w zanadrzu, dla uniknięcia równowagi sił. -
Uśmiechnął się, zadowolony widocznie ze swego sformułowania. - A Wyspy Podwietrzne miały
korzystne położenie, niedaleko od kontynentu amerykańskiego, w pobliżu Kuby, która wyłamała
się pierwsza.
Hal zastanawiał się nad nim. Jego słowa brzmiały tak, jakby żałował tego stanu rzeczy, a
przecież fakt ten mógł mieć jakieś znaczenie najwyżej dla jego pradziadka.
- Pozwoli pan? - zapytał Gwen, sięgając szybko po leżącą na wierzchu księgę.
Nie pozwolił. Nawet przesunął ją niby przypadkowo dalej, poza zasięg jego ręki. Po chwili
zapytał:
- Dlaczego tak bardzo zależy panu na odkryciu celu, jakiemu służyły te wyspy?
- A dlaczego panu zależy tak bardzo, żebyśmy się o tym nie dowiedzieli? - odparował ostro
Gwen.
W przeciwieństwie do Hala, który był już gotów przeboleć czterogodzinną podróż do
Londynu i wrócić nie wskórawszy niczego, Gwen chciał widocznie przeprowadzić próbę sił.
Wyciągnął swoją legitymację członkowską ONZ i podsunął ją pod nos parna McOld, jak
przedstawił się archiwariusz. Tamten oglądał ją na wszystkie strony, aż Gwen zniecierpliwiony
chwycił za telefon.
- Chciałbym połączyć się z kancelarią waszego premiera. Pan pozwoli!
Dopiero teraz McOld się ożywił. Skrzywił się, jakby poczuł niemiły zapach, posunął księgę
ku Gwenowi, po czym powiedział układnym tonem:
- Mogą państwo udać się do czytelni. - Co też bez zbędnych rozmów uczynili. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl