[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Więc jednak będą próbować?
- Bez wątpienia. Będą próbować. - I dodała z namysłem: - Myślę, że spróbują cię
spłacić.
- Spłacić?
- Coś taki przerażony? - Ellie uśmiechnęła się nagle jak uszczęśliwiona mała
dziewczynka. - Wprost się takich spraw nie załatwia. Wiesz, tak jak było z
Minnie Thompson.
- Minnie Thompson? Czy to ta słynna królowa ropy?
- Właśnie. Uciekła z ratownikiem i wyszła za niego za mąż.
- Czy wiesz, Ellie - odezwałem się niepewnie - że i ja byłem ratownikiem w
Littlehampton?
- Naprawdę? A to dopiero! Długo?
- Tylko przez jedno lato.
- Proszę, nie przejmuj się.
- Jak to było z Minnie Thompson?
- Doszli chyba do dwustu tysięcy dolarów. O mniejszej sumie nie chciał słyszeć.
Minnie miała bzika na punkcie mężczyzn, w ogóle była trochę postrzelona.
- Powiem ci, Ellie, że mnie zupełnie zatkało. Nie tylko mam żonę, mam coś, co
mogę wymienić w każdej chwili na pokazny czek.
- To prawda - przyznała Ellie. - Zwróć się do jakiegoś wybitnego adwokata,
powiedz mu wszystko bez ogródek. On ustali warunki rozwodu, wysokość alimentów -
pouczała mnie. - Moja macocha cztery razy wychodziła za mąż i niezle na tym
wyszła. Och, Mike - zawołała nagle - nie rób takiej zgorszonej miny!
Nie uwierzycie, ale rzeczywiście byłem zgorszony. Zepsucie panujące wśród
bogatych ludzi budziło mój najgłębszy wstręt. W Ellie natomiast było coś tak
dziewczęcego, naturalnego, niemal rozbrajającego, że jej orientacja w intrygach
wielkiego świata, które uważała za rzecz normalną, wydawała się czymś
zaskakującym. Byłem jednak pewny, że nie myliłem się co do Ellie. Poznałem jej
23
prostotę, wrażliwość, wrodzoną słodycz. Te jej cechy wcale przecież nie
oznaczały, że musi być naiwna. Jej wiedza jednak ograniczała się do małego
wycinka życia. O moim świecie miała nikłe pojęcie. Niewiele wiedziała o ludziach
rzucających z dnia na dzień pracę, o sitwach na wyścigach, handlarzach
narkotyków, o cwaniakach, jakich znalem od dzieciństwa, o gwałtownych, ostrych
zakrętach życia. Skąd miała wiedzieć, co to znaczy dorastać w porządnej
rodzinie, która wiecznie boryka się z trudnościami, w której matka, by zapewnić
godziwą przyszłość synowi, urabia sobie ręce po łokcie, postanowiwszy, że jej
dziecko dojdzie do czegoś w życiu. I skąd miała wiedzieć, co to znaczy, jak
matka odmawia sobie wszystkiego, oszczędza każdy grosz, a potem patrzy z
goryczą, kiedy beztroski synalek zaprzepaszcza pokładane w nim nadzieje,
trwoniąc pieniądze na wyścigach.
Ellie lubiła, kiedy jej opowiadałem o sobie, tak jak ja lubiłem słuchać jej
wynurzeń. I dla niej, i dla mnie była to ziemia nieznana.
Kiedy patrzę wstecz, widzę, co to były za wspaniałe, piękne dni. Wtedy
uważaliśmy oboje nasze szczęście za rzecz całkiem naturalną.
Pobraliśmy się w urzędzie stanu cywilnego w Plymouth. Guteman nie jest
niepospolitym nazwiskiem. Nikt, ani dziennikarze, ani nikt inny, nie wiedział,
że spadkobierczyni fortuny Gutemanów przebywa w Anglii. Pojawiły się wzmianki w
prasie o jej podróży do Włoch albo wyprawie jachtem. Naszymi świadkami byli
urzędnik stanu cywilnego i jakaś maszynistka w średnim wieku. Inny urzędnik
wygłosił krótką uroczystą mowę na temat poważnej odpowiedzialności, jaką niesie
za sobą stan małżeński, po czym życzył nam szczęścia. Wyszliśmy z urzędu jako
mąż i żona, mając poczucie wolności. Państwo Rogers! Tydzień w nadmorskim hotelu
i podróż za granicę. Spędziliśmy cudowne trzy tygodnie, zatrzymując się tam,
gdzie; przyszła nam ochota, nie licząc się z pieniędzmi.
Byliśmy w Grecji, Florencji, Wenecji, opalaliśmy się na plaży w Lido i na
francuskiej Riwierze, pojechaliśmy też w Dolomity. Połowa nazw wyleciała mi
teraz z głowy. Podróżowaliśmy samolotami, jachtami, wynajmowaliśmy wielkie,
wspaniałe samochody. Kiedy my bawiliśmy się znakomicie, Greta, jak dowiedziałem
się od Ellie, zabezpieczała tyły. Podróżowała na własną rękę, wysyłała listy i
widokówki, które jej Ellie zostawiła.
- Oczywiście, trzeba będzie kiedyś odkryć karty - mówiła. - Rzucą się wtedy na
nas jak sępy. Ale na razie nie psujmy sobie nastroju.
- A co z Gretą? Czy nie wściekną się na nią, gdy dowiedzą się prawdy?
- Na pewno. Ale Greta się tym nie przejmuje. Jest twarda.
- Nie poszuka sobie innej pracy?
- Po co? Przecież zamieszka z nami.
- Nie! - zawołałem.
- Co to znaczy, Mike?
- Przecież oboje nie chcemy, żeby ktoś z nami mieszkał.
- Greta nie będzie nam przeszkadzać, natomiast bardzo nam się przyda. Naprawdę
nie wiem, co bym bez niej zrobiła. Wszystko załatwia, organizuje.
Zmarszczyłem brwi.
- Nie mam na to ochoty. To nasz dom, Ellie, dom naszych marzeń, chcemy być w nim
sarni.
- Rozumiem, o co ci chodzi. Jednak& - zawahała się. -Byłoby nieładnie tak ją
zostawić. W końcu była ze mną przez cztery lata, tyle jej zawdzięczam. Kto jak
nie ona pomógł doprowadzić do naszego małżeństwa?
- Nie chcę, żeby wtykała nos w nasze sprawy!
- Ależ ona nie jest taka, Mike! Przecież wcale jej nie znasz.
- Prawda. Ale to nie ma nic do rzeczy& och& nie chodzi przecież o to, czyją
lubię, czy nie. Chcemy być sami, Ellie.
- Kochany Mike - rzekła miękko Ellie. I na tym chwilowo poprzestaliśmy.
W czasie naszych podróży spotkaliśmy się z Santonixem. W Grecji. Mieszkał w
domku rybackim nad brzegiem morza. Przeraziłem się, kiedy go zobaczyłem,
wyglądał bardzo zle, o wiele gorzej niż przed rokiem. Powitał nas niezwykle
serdecznie.
- Widzę, że dopięliście swego - powiedział.
- Tak, a teraz kolej na dom - przypomniała Ellie.
24
- Mam tu dla was rysunki i plany - zwrócił się do mnie. -Powiedziała ci chyba,
jak mnie wytropiła i& wydała rozkazy - mówił Santonix, dobierając starannie
słów.
- Och, nie rozkazy! - zaprotestowała Ellie. - Ja tylko prosiłam.
- A więc dowiedziałeś się od Ellie, że kupiliśmy tę posiadłość? - wtrąciłem.
- Zatelegrafowała do mnie. Przysłała mi dziesiątki zdjęć.
- Musisz oczywiście tam pojechać, zobaczyć wszystko na miejscu. A nuż ci się nie
spodoba - wtrąciła Ellie.
- Podoba mi się.
- Nie mów hop, póki nie zobaczysz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]