[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szaleć. Chłopiec miał dosyć szalejących dorosłych na jeden wieczór. Niedługo wróci mama,
zastanie w domu gliniarzy i zacznie się szaleństwo nad szaleństwami. - Chodziło mi o to, że
się wściekał.
- Nie to chciałeś powiedzieć.
- Nie?
- Naprawdę świecił, co?
- No, nie cały czas. Znaczy, przez chwilę. A potem tylko na mnie patrzył.
- Dlaczego wyszedł, Josh?
- Powiedział, że ma wszystko, czego potrzebował.
- A co to było? Co zabrał?
- Nie wiem. - Josh zaczynał się martwić o posterunkowego. Mężczyzna wyglądał,
jakby lada chwila mógł wybuchnąć. - Na pewno chce pan ciągnąć temat świecenia, panie
posterunkowy? Mogę się mylić. Jestem dzieckiem. Dzieci to wyjątkowo mało wiarygodni
świadkowie.
- Gdzie to usłyszałeś?
- W Wydziale śledczym.
- Ci goście wiedzą wszystko.
- Mają najfajniejszy sprzęt.
- Tak - powiedział tęsknie Theo.
- Pan nie dostaje takiego fajnego sprzętu, co?
- Nie. - Głos posterunkowego brzmiał teraz naprawdę żałośnie.
- Ale zastrzelił pan kogoś, prawda? - rzucił Josh wesoło, próbując podnieść go na
duchu.
- Skłamałem. Przykro mi, Josh. Lepiej już pójdę. Nie długo wróci twoja mama.
Powiedz jej wszystko. Zajmie się tobą. Zastępcy zostaną tutaj, dopóki ona nie przyjedzie. Na
razie, mały. - Przeciągnął ręką po włosach i ruszył do drzwi.
Josh nie chciał jej mówić. I nie chciał, żeby Theo już sobie poszedł.
- Jest jeszcze coś.
Posterunkowy odwrócił się i popatrzył na niego.
- Dobra, Josh. Zostanę jeszcze chwilę i...
- Dzisiaj ktoś zabił Zwiętego Mikołaja - wypalił chłopiec.
- Dzieciństwo kończy się zbyt szybko, co, synu? - powiedział Theo, kładąc mu rękę na
ramieniu.
Gdyby Josh miał pistolet, to by go zastrzelił, ale jako nieuzbrojone dziecko doszedł do
wniosku, że spośród tych wszystkich dorosłych właśnie głupkowaty posterunkowy może
uwierzyć w to, co spotkało Mikołaja.
Obaj zastępcy weszli do domu z matką Josha, Emily Barker. Theo poczekał, aż
kobieta wyściska syna niemal do utraty tchu, po czym zapewnił ją, że wszystko jest w
porządku, i szybko dał nogę. Gdy schodził po schodkach z ganku, przy przedniej oponie jego
volvo mignęło mu coś żółtego. Obejrzał się, by sprawdzić, czy żaden z zastępców nie
wygląda na zewnątrz, po czym przykucnął przed samochodem, sięgnął pod nadkole i
wyciągnął kosmyk jasnych włosów, który utkwił w zagłębieniu w czarnym tworzywie.
Szybko wsunął go do kieszeni koszuli i wsiadł do samochodu, czując, jak włosy skrobią go w
pierś niczym jakieś żywe stworzenie.
Wojownicza Laska z Pustkowi przyznała, że bez lekarstw jest bezradna i że nie panuje
nad swoim życiem. Molly odhaczyła ten krok w należącej do Theo niebieskiej książeczce
Anonimowych Narkomanów.
- Bezradna - mruknęła pod nosem, wspominając, jak mutanty przykuły ją do skały
przy legowisku behemo-borsuka w filmie Stał z Pustkowi: Zemsta Kendry. Gdyby do akcji
nie wkroczył Selkirk, pustynny pirat, jej wnętrzności wisiałyby teraz na solnych stalagmitach
w borsuczej jaskini.
- To by bolało, co? - odezwał się Narrator.
- Zamknij się, to się nie zdarzyło naprawdę. - A może?
Pamiętała to tak, jakby się zdarzyło. Narrator stanowił problem. Podstawowy problem,
prawdę mówiąc. Gdyby chodziło tylko o niekonwencjonalne zachowania, mogłaby to
maskować do pierwszego, gdy znowu zacznie brać leki, i Theo nic by nie zauważył. Gdy
jednak pojawiał się Narrator, wiedziała, że jest jej potrzebna pomoc. Wzięła książeczkę
Anonimowych Narkomanów, z którą Theo się nie rozstawał, gdy walczył z nawykiem palenia
trawki. Ciągle mówił o powtarzaniu kroków i o tym, że bez nich nie dałby rady. Musiała coś
zrobić, żeby wzmocnić rozmywającą się granicę między Molly Michon, piekącą ciastka
organizatorką przyjęć i emerytowaną aktorką, a Kendrą, zmutowaną zabójczynią, uwodzącą
wojowników łowczynią głów.
- Krok drugi - przeczytała. - Uwierzyć, że moc większa od nas samych może
przywrócić nam zdrowie .
Zastanowiła się przez chwilę i wyjrzała przez okno domu, szukając wzrokiem świateł
samochodu Theo. Miała nadzieję, że zdoła powtórzyć wszystkie dwanaście kroków, zanim
mąż wróci.
- Moją mocą będzie Nigoth, Bóg-Robak - postanowiła, podnosząc ze stolika swój
złamany miecz i wymachując nim zaczepnie w stronę telewizora Sony Wega, który
przedrzezniał ją z narożnika pokoju. - W imię Nigotha ruszę naprzód! Niech drży każdy
mutant i pustynny pirat, który stanie mi na drodze, straci bowiem życie, a jego ociekające
krwią jaja zawisną na totemie przed moją siedzibą.
- I niech zadrżą łotry przed wspaniałością twoich przybrudzonych, kształtnych ud -
wtrącił Narrator z przesadnym entuzjazmem.
- To się rozumie samo przez się - powiedziała Molly. - Dobra, krok trzeci. Powierz
swoje życie Bogu, takiemu jakim go pojmujesz .
- Nigoth żąda ofiary - wykrzyknął Narrator. - Kończyna!
Odetnij sobie kawałek ciała i, wciąż drżący, nabij na fioletowy róg Boga-Robaka!
Molly pokręciła głową, by trochę wstrząsnąć Narratorem.
- Ziomuś - powiedziała.
Bardzo rzadko tak się do kogoś zwracała. Theo podłapał to słowo podczas
patrolowania parku dla skateboardzistów w Pine Cove i teraz używał go do wyrażenia
niedowierzania w obliczu śmiałości czyjegoś stwierdzenia lub postępowania. Właściwe
rozwinięcie tego wyrazu brzmiałoby: Ziomuuuś, proszę cię, żartujesz albo masz odjazd, albo
jedno i drugie, skoro w ogóle coś takiego proponujesz . (Ostatnio Theo eksperymentował
także z Jo, ale lamerka, jo . Molly jednak zabroniła mu tak mówić poza domem, bo, jak
stwierdziła, trudno o coś bardziej żałosnego niż hip-hopowy dialekt, dobywający się z ust
białego mężczyzny po czterdziestce o posturze czapli. O posturze albatrosa, jo , poprawił
Theo). Nazwany ziomusiem Narrator trochę spuścił z tonu.
- No to palec! Odcięły palec Wojowniczej Laski...
- Nic z tego - stwierdziła Molly.
- Pukiel włosów! Nigoth żąda...
- Może zapalę świecę na znak, że powierzam się wyższej mocy. - Na potwierdzenie
swoich słów wzięła zapalniczkę ze stolika i zapaliła jedną z zapachowych świec, które
trzymała na tacy pośrodku blatu.
- W takim razie zasmarkana chusteczkę! - spróbował Narrator.
Molly jednak przeszła już do kroku czwartego.
- Przeprowadz wnikliwą i odważną inwentaryzację moralną swojej osoby . Nie mam
pojęcia, co to znaczy.
- Niech mnie ślepy pawian w ucho wydyma, jeśli coś z tego rozumiem - powiedział
Narrator.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]