[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiła je na konferencyjnym stoliku. To była chyba seksbomba wydawnictw. Wyobraz sobie platynowe
loki spadające w puklach na ramiona, szarozielone oczy, ocienione sztywnymi od tuszu, długimi, podwinię-
tymi rzęsami, lekko zadarły nosek, który zdawał się węszyć dookoła, usta pomalowane perłową szminką,
uśmiechające się zachęcająco w lalkowatej twarzy. Miała wysokie, proste nogi. na których poruszała się
szybko i zręcznie, kręcąc okrągłym kuperkiem. Ubrana była w spódniczkę midi koloru szarego i granatową
bluzkę bez rękawów. Zapytała lekko schrypniętym głosem:
 A co z redaktorem Zawidzkim, nie przyjdzie dzisiaj?
 Nie  odpowiedziała szybko Grażyna, a mnie wpadło do głowy, że takie osóbki, jak ta ślicznotka,
bywają nieocenionym zródłem różnych informacji i ploteczek biurowych.
Uśmiechnąłem się do dziewczyny i zagadnąłem:
 A może pani mogłaby nam tu pomóc?
 Ja, w jaki sposób? O co chodzi?
 Jestem z milicji. Interesuje mnie wszystko, co dotyczy redaktora Zawidzkiego. Może obiły się pani
ostatnio o uszy jakieś pogłoski, niedomówienia... sprawa jest poważna, a dyskrecja zapewniona. Pani mi
wygląda na bardzo spostrzegawczą osóbkę, taką. której koledzy na pewno chętnie się zwierzają schlebia-
łem dziewczynie, udając, że nie widzę rozbawionej miny pani sekretarz.
Na wiadomość, iż redaktorem Zawidzkim interesuje się milicja, dziewczyna dostała wypieków z wra-
żenia. Widziałem wyraznie, że ma ogromną ochotę włączyć się do  akcji". Zastanawiała się przez chwilę,
jakby szukając w pamięci. Chyba oceniłem ja sprawiedliwie jako osóbkę wścibską i lubiącą znajdować się
w centrum zainteresowania. Wreszcie westchnęła z żalem.
 Niestety, proszę pana, nic takiego nie zwróciło mojej uwagi, chyba, żeby ten telefon z Wrocła-
wia?...
Musiałem się mocno wysilić, aby mój glos brzmiał spokojnie, gdy zapytałem:
 Z Wrocławia? Może mi pani o tym opowiedzieć?
 Widzi pan, redaktor ma telefon tzw. sekretarsko-dyrektorski. Kiedy ktoś do niego dzwoni, sygnał
odzywa się w sekretariacie i to właśnie ja go odbieram, a dopiero pózniej łączę z gabinetem. W sobotę, kie-
dy redaktor był nieobecny, zadzwonił do niego jakiś gość z Wrocławia. Był bardzo zdenerwowany, kiedy
dowiedział się, że redaktora nie zastał. Przez chwilę się zastanawiał, a następnie poprosił, abym zawiadomi-
ła pana Zawidzkiego, że on zadzwoni w poniedziałek, tj. wczoraj rano, i bardzo mu zależy, aby redaktor
czekał na jego telefon. Podał nazwisko, ale niewyraznie, coś jakby Zamorski, nie usłyszałam; mówił, że
wystarczy powiedzieć, że dzwonił profesor z Wrocławia, a redaktor już będzie wiedział o co chodzi.
 No i spełniła pani jego prośbę?
 Zostawiłam kartkę z wiadomością na biurku w gabinecie.
 Ten profesor dzwonił wczoraj?
 Chyba tak, ale w czasie, kiedy w naszym pokoju nikogo akurat nie było i redaktor sam przyjął tele-
fon. Kiedy weszłam do gabinetu z pocztą, usłyszałam fragment rozmowy...
 Może pani powtórzyć, co mówił redaktor?
Siedziałem jak na szpilkach.
 Spróbuję; co prawda cofnęłam się szybko, bo redaktor bardzo nie lubi, kiedy ktoś asystuje przy je-
go rozmowach telefonicznych, ale... przez lekko uchylone drzwi coś tam dosłyszałam... A więc redaktor
tłumaczył tamtemu mniej więcej tak;  Bardzo mi przykro, pante profesorze, ale w tej chwili nie mogę nic na
to poradzić. Należało mnie uprzedzić wcześniej. Niech pan zrozumie, ja nie chcę pana niszczyć, ale nie
mam ochoty pomagać panu wbrew swoim przekonaniom. Nie należało mnie stawiać przed faktem dokona-
nym". To chyba jakoś tak brzmiało. Potem przez pewien czas słuchał tamtego, a pózniej powiedział: ,,No
cóż. jeżeli tak bardzo panu na tym zależy, możemy jeszcze pogadać; co pan proponuje?'' I jeszcze:  Dobra, a
więc czekam". I położył słuchawkę.
 Dziękuję pani bardzo ? powiedziałem z całą powagą  kto wie, czy nie okaże się to niezwykle
istotne. A może pamięta pani jeszcze coś takiego?
Dziewczyna najpierw odpowiedziała z żalem:  Nie, chyba już więcej nic", ale nagle jakby coś sobie
przypomniała i wykrzyknęła z przejęciem:
 Prawda! Może to panu się też przyda na coś? Otóż kilka dni temu słyszałam, jak nasz redaktor kłó-
cił się z dyrektorem Małeckim. Nie wiem, o co im poszło, ale dyrektor wyleciał z gabinetu czerwony jak
burak, nawet trzasnął drzwiami. Słyszałam, jak powiedział:  Nie ze mną takie numery!" Musiał być bardzo
zdenerwowany, bo przecież to bardzo spokojny i kulturalny pan...
 A co na to redaktor? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl