[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za nic w świecie nie chciała dać poznać po sobie, że spotkał ją zawód miłosny.
Może to i dobrze, że nie będzie tu już pracowała, to miejsce przypominałoby-jej wciąż o Maksie,
wyobrażałaby sobie, że on tu jest, i poczucie straty i żalu niełatwo dałoby się ukoić.
Nawet dziś, gdy go tu nie było, wieczór zdawał się jej jakiś pusty. Jak szybko zdążyła przywyknąć do
wpatrzonych w nią niebieskich oczu...
Musi przestać zaprzątać tym sobie głowę, pomyślała, sącząc wodę mineralną podczas pierwszej
przerwy. Maks tak naprawdę nigdy nie był częścią jej życia, więc dlaczego czuła się taka załamana,
kiedy miał z tego życia zniknąć? I jak miała dalej żyć bez jego irytującej, ale cudownej obecności?
- Grosik za twoje myśli?
June obejrzała się na dzwięk znajomego, przytłumionego głosu, mrugając pospiesznie, aby rozpędzić
łzy, przez które widziała jak przez mgłę.
- Może powinieneś raczej powiedzieć  centa" -odparła bez przekonania.
Maks potrząsnął głową i lekko zmarszczył brwi.
- Ile razy muszę ci to powtarzać, June: ja nie mie-
PIOSENKARKA
147
szkam w Ameryce, jeżdżę tam i sporo przebywam, ale to nie jest mój dom.
- Naprawdę?
- Nie mam pojęcia, dlaczego tak ci się wydaje.
- Bo mi mówiłeś, że stamtąd przyjechałeś. I wiem, że Jude Marshall tam mieszka. Więc założyłam,
że... - June od razu pomyślała, że jeśli Maks będzie przebywał gdzieś w Anglii, a nie po drugiej stronie
Atlantyku, to ich rozstanie nie będzie dla niej tak bardzo bolesne, ale oczywiście nie powiedziała tego
głośno.
- Mam mieszkanie w Londynie - powiedział cicho. -1 myślę, że w przyszłości będę z niego znacznie
częściej korzystał. June...
- Panie Golding?
Gdy się oboje odwrócili na dzwięk nieznajomego głosu, ujrzeli, że stanął za nimi mężczyzna w
policyjnym mundurze.
- Tak? - odpowiedział Maks, w którego głosie June posłyszała napięcie.
Policjant zerknął na nią i zapytał:
- Zechce pan porozmawiać ze mną w cztery oczy? June poczuła, jak ze strachu mocniej zabiło jej
serce.
Czego policja może chcieć od Maksa? Chyba nie sądzą, że...
- Pójdę z tobą - powiedziała z naciskiem
- Wolałbym, żebyś tego nie robiła - rzekł cicho.
- Mało mnie to obchodzi - rzuciła z determinacją i, stanąwszy u jego boku, ujęła go pod ramię.
Maks spojrzał na nią pytająco.
148
CAROLE MORTIMER
- June, jeśli myślisz, że oni mnie chcą aresztować, to się mylisz.
- Panna Calendar? - chciał się upewnić policjant. - Panna June Calendar?
- Tak - odparła, unosząc brodę, i mocniej ujęła go za ramię.
- Proszę cię, nie martw się - zwrócił się do niej kojąco Maks. - Ciebie też nie aresztują!
- Jeszcze by tego brakowało - zjeżyła się June.
- Jednakże...
W tym momencie otworzyły się drzwi do gabinetu Petera Meridew i do baru weszło kilka osób. Paru
policjantów w mundurach, paru cywilów, oraz dwójka mundurowych, między którymi szarpał się
mężczyzna wykrzykujący obrazliwe słowa.
- John! - zawołała cicho June, a potem spojrzała na Maksa pytająco i z niedowierzaniem.
- To John był tym nocnym napastnikiem - wyjaśnił, przygarniając ją do siebie.
John wyglądał w tej chwili zupełnie inaczej niż zwykle. Był prawie nie do poznania. Wyrywał się i
krzyczał, a jego twarz przypominała odrażającą, złośliwą maskę.
A więc to jest człowiek, który napadł na sześć kobiet? Który tak ciężko pobił Josha w poniedziałkowy
pózny wieczór? Który...
I nagle zaczęła się domyślać okropnej prawdy, której potwierdzenie znalazła na posępnej twarzy
Maksa. W tym momencie ogarnęła ją ciemność i bez zmysłów osunęła się na podłogę.
PIOSENKARKA
149
Maks patrzył na nią z niepokojem, kiedy leżała na kanapie w gabinecie Petera Meridew. Była bardzo
blada, miała cienie pod oczami i krótki oddech.
Maks zdążył ją podtrzymać i przenieść w to spokojne miejsce, a potem poprosił dyrektora hotelu, żeby
ich zostawił samych. Z jednej strony był zadowolony, że June nie musi teraz rozmawiać z policją, z
drugiej jednak zastanawiał się, co jej powiedzieć, kiedy odzyska przytomność. Bo przed chwilą po
wyrazie jej oczu poznał, że domyśliła się, dlaczego John atakował swoje ofiary.
Uświadomiła sobie, że to ona była przyczyną tych napaści.
- To przeze mnie, prawda? - mruknęła półprzytomnie.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską Maks i ujął jej ręce w swoje dłonie. Poczuł, że są zimne jak lód,
mimo że w hotelu było bardzo ciepło.
June zamrugała, spod jej długich rzęs wypłynęły łzy.
- John robił to wszystko z powodu jakichś niewczesnych uczuć do mnie, prawda? - zapytała znowu
łamiącym się głosem.
- To nie twoja wina, June - powiedział stanowczo Maks, zaciskając mocniej palce na jej dłoni. - Nie
wolno ci tak myśleć. Ten człowiek działał pod wpływem obsesji. Muszę prżyznać - bezradnie pokręcił
głową - że dotychczas nie zdawałem sobie sprawy, jak normalnie może wyglądać psychicznie chory
człowiek! No cóż, tak to się musiało skończyć... Całe szczęście, że nikomu już nic nie grozi.
150
CAROLE MORTIMER
June spuściła nogi na podłogę i usiadła na kanapie tuż przy nim.
- Już ci lepiej? - zapytał.
Ona siedziała jednak w milczeniu, wciąż śmiertelnie blada, a po jej policzkach spływały łzy.
- Słuchaj, przecież nie mogłaś o tym wiedzieć -zapewnił ją mocnym głosem. - Wyobraz sobie, że do
chwili kiedy rozmawiałem dziś z Joshem, byłem pewien, że winowajcą jest Peter Meridew! Kiedy
podzieliłem się tym podejrzeniem z Joshem, ten nagle jakby doznał olśnienia i wykrzyknął, że to był
głos barmana
- ten, który rozpoznał. Od dzisiejszego popołudnia policjanci obserwują Johna.
- I ty o tym wiedziałeś? - wykrztusiła ze zdumieniem. - Naprawdę wiedziałeś?
Maks pokiwał głową i zmarszczył czoło.
- Widzisz, ta napaść na Josha dała mi wiele do myślenia. Zwłaszcza kiedy nam powiedział, że poznał
głos napastnika. Niestety, początkowo wyciągnąłem z tego fałszywy wniosek. Mam nadzieję, że
zostanie mi to wybaczone - westchnął. - To prawda, że Peter Meridew był w barze, kiedy Josh
pocałował cię w sylwestrowy wieczór, prócz tego zauważyłem, że często zaglądał do baru podczas
twoich występów. Ale to samo można powiedzieć o Johnie - przyznał.
June wciąż .wyglądała na oszołomioną.
- Ale jeśli Johnowi roiło się, że ma do mnie jakieś prawa, to dlaczego nie zaatakował ciebie?
- Dobre pytanie - uśmiechnął się smętnie Maks.
- Sam się nad tym zastanawiałem. Może po prostu us-
PIOSENKARKA
151
nał, że nie zostanę tu dość długo, żeby mu zagrozić. Podczas gdy Josh i Peter...
- Wciąż jednak nie rozumiem, dlaczego napadał na te kobiety. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl