[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Suze, po co ten pośpiech? Ci ludzie nie żyją kupę czasu. Co to ma za znaczenie?
- To ma znaczenie - zapewniłam. Szczękałam zębami. - To naprawdę ważne,
rozumiesz, Cee Cee? Proszę, bardzo proszę, zrób wszystko, żeby to poszło natychmiast. I
obiecaj, że nie będziesz o tym opowiadała. O tej historii. Poza redakcją. To naprawdę ważne,
żebyś zachowała to dla siebie.
Cee Cee położyła dłoń na moim nagim ramieniu. Miała bardzo ciepłe, miękkie palce.
- Suze, co się stało z twoją głową? Skąd wziął się ten ogromny guz pod grzywką?
Zmieszana, pociągnęłam się za włosy.
- Och, potknęłam się. Wpadłam do dołu. Do tego dołu, w którym znaleziono zwłoki,
czy to nie zabawne?
Cee Cee nie widziała w tym niczego zabawnego.
- Byłaś u lekarza? - zapytała. - To zle wygląda. Możesz mieć wstrząs mózgu.
- Nic mi nie jest. - Wstałam. - Naprawdę. To nic takiego. Posłuchaj, lepiej już pójdę.
Pamiętaj, co ci powiedziałam, dobrze? To znaczy, o tej historii. Jest naprawdę ważne, żebyś
nikomu o tym nie opowiadała. I żeby wydrukowali to jak najszybciej. Chcę, żeby wielu ludzi
to przeczytało. Wielu ludzi. Muszą poznać prawdę. Wiesz. O Diegach.
Cee Cee wytrzeszczyła oczy.
- Suze, jesteś pewna, że nic ci nie jest? Od kiedy to obchodzi cię miejscowa szlachta?
Wycofując się z pokoiku, wymamrotałam:
- No, chyba odkąd poznałam doktora Clemmingsa. To znaczy, to prawdziwa tragedia,
że ludzie tak często nie znają historii swojego miasta, bez której, no wiesz, tak naprawdę,
materia...
- Musisz iść do domu i wziąć advil - przerwała mi Cee Cee.
- Masz rację - powiedziałam, biorąc torebkę. Pasowała do mojej sukienki, różowej,
wyszywanej w drobne kwiatuszki. Odbijałam sobie za te wszystkie dni, kiedy musiałam nosić
te szorty khaki. - Idę. To na razie.
Wybiegłam z redakcji, zanim moja głowa zdążyła eksplodować.
Po drodze do samochodu uświadomiłam sobie, że powodem, dla którego trzęsłam się
w pokoiku ksero, nie była klimatyzacja ani to, że Jesse odszedł, ani nawet to, że dwa
krwiożercze duchy usiłują mnie zamordować.
Nie, drżałam, ponieważ wiedziałam, co wkrótce zrobię.
Kiedy doszłam do samochodu, schyliłam się i zawołałam przez okienko:
- Hej.
Ojciec Dominik wzdrygnął się i wyrzucił coś przez okno.
Za pózno. Zdążyłam zobaczyć. Poza tym poczułam zapach.
- Hej - powtórzyłam. - Ksiądz da mi jednego.
- Susannah. - Ojciec Dominik spojrzał na mnie surowo. - Nie bądz śmieszna. Palenie
to okropny nałóg. Wierz mi, nie chciałabyś w niego wpaść. Jak ci się powiodło u panny
Wells?
- W porządku - mruknęłam.
Jestem przekonana, że okłamywanie księdza to grzech, nawet jeśli takie niewinne
kłamstwo nie wyrządzi mu żadnej szkody Ale miałam inne wyjście? Znałam go. I
wiedziałam, że będzie nieugięty, jeśli chodzi o sprawę egzorcyzmu.
No więc co miałam robić?
- Chce, żebym została i pomogła jej pisać artykuł.
Białe brwi ojca Dominika złączyły się nad srebrnymi oprawkami okularów.
- Susannah, mamy dzisiaj po południu mnóstwo do zrobienia...
- Owszem. Wiem. Ale to bardzo ważne. Może przyszłabym do ojca, do Misji koło
piątej?
Ojciec Dominik zawahał się. Widziałam po jego minie, że coś podejrzewa. Nie
pytajcie jak to możliwe. Potrafię się przecież przeistoczyć w anioła, jeśli mi na tym naprawdę
zależy.
- O piątej - powiedział w końcu. - Ani minuty pózniej, Susannah, albo, uprzedzam,
zadzwonię do twoich rodziców i wszystko im powiem.
- O piątej - powtórzyłam. - Obiecuję.
Pomachałam mu, kiedy odjeżdżał, a potem na wypadek, gdyby patrzył we wsteczne
lusterko, udałam, że wracam do redakcji.
Obeszłam budynek i ruszyłam do Hotelu i Kompleksu Golfowego Pebble Beach.
Miałam tam coś do załatwienia.
13
Nie było go na basenie. Nie wcinał burgera w barze obok basenu.
Nie było go na kortach tenisowych, w stajniach ani w sklepie z ciekawostkami.
W końcu postanowiłam poszukać go w pokoju, chociaż nie wydało mi się
prawdopodobne, żeby tam siedział. Nie w taki piękny słoneczny dzień jak dzisiaj.
Kiedy jednak drzwi do apartamentu się otworzyły, właśnie tam go znalazłam. Jak
cierpko poinformowała mnie Caitlin, zapadł w drzemkę.
- Drzemkę? - Wytrzeszczyłam oczy. - Caitlin, on ma osiem lat, nie osiem miesięcy.
- Powiedział, że jest zmęczony - warknęła Caitlin. - A co ty tutaj robisz? Podobno
chorujesz.
- Choruję - powiedziałam, wchodząc za nią do apartamentu.
Caitlin popatrzyła na mnie z dezaprobatą. Zazdrościła mi chyba sukienki i delikatnych
różowych sandałów, nie wspominając o torebce. W porównaniu z nią, z jej przepisową
oksfordzką koszulką i szortami, wyglądałam jak Gwyneth Paltrow. Tylko oczywiście miałam
lepsze włosy.
- Nie wyglądasz na chorą - oświadczyła.
- Och, tak? - Uniosłam grzywkę, żeby mogła zobaczyć moje czoło.
Wciągnęła powietrze i zrobiła minę och - jak - to - musiało - boleć .
- Mój Boże. Jak to to się stało?
Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć, że odniosłam te obrażenia w związku z pracą,
tak żeby wyciągnąć od niej jakieś odszkodowanie, ale uznałam, że to się nie uda.
Powiedziałam więc, że się potknęłam.
- No to co tutaj robisz, skoro nie przyszłaś do pracy.
- Cóż, właśnie o to chodzi. Głupio się czułam, że zostawiłam ci Jacka na karku, więc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]