[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pan Treves zatrzymał się przed wejściem do Balmoral Court i wyciągnął rękę.
 Dobranoc panu, panie Latimer. Długo pan tu zostaje?
Ted błysnął w uśmiechu białymi zębami.
 To zależy, panie Treves. Jak dotąd nie narzekam na nudę.
 Och, z pewnością, mogę to sobie wyobrazić. Podejrzewam, że jak większość dzi-siejszej
młodzieży nudy boi się pan panicznie, ale  zaręczam panu  są gorsze rzeczy.
 Na przykład?
Głos Teda Latimera był miękki i sympatyczny, ale czuło się, że kryje się w nim coś jeszcze, coś
niełatwego do zdefiniowania.
 Och, pozostawię to pańskiej domyślności, panie Latimer. Nie odważyłbym się dawać panu rad.
Zresztą rady takich starych pierników jak ja są zawsze traktowane po-gardliwie. Może i słusznie, kto
wie? Ale my, stare dziadki, chcielibyśmy wierzyć, że do-
świadczenie czegoś nas nauczyło. Wiele rzeczy widzieliśmy, rozumie pan, w ciągu długiego życia.
Chmura zasłoniła tarczę księżyca. Droga była zupełnie ciemna. Z mroku wyłoniła się męska postać.
Mężczyzna szedł pod górę.
Był to omas Royde.
 Wyszedłem, żeby się przespacerować do przystani  powiedział niewyraznie, nie wypuszczając
fajki z zębów,  To tu pan mieszka? Wygląda na to, że już pan się nie dostanie, zamknęli.
 Och, nie sądzę.  Pan Treves nacisnął ciężką mosiężną klamkę i drzwi się uchyliły.
 Odprowadzimy pana do środka  powiedział Royde.
Weszli we trójkę do holu. Oświetlała go słabo jedna żarówka. Nikogo nie było widać, w nozdrza
uderzył ich zapach potraw przygotowanych na kolację, zakurzonego pluszu 62
63
i dobrej pasty do podłóg.
Nagle pan Treves wydał okrzyk niezadowolenia. Przed nimi na drzwiach windy widniała tabliczka:
 WINDA ZEPSUTA
 O, do licha. Co za pech. Będę musiał wdrapać się po tych wszystkich schodach.
 Niestety  powiedział Royde.  Czy nie ma tu jakiejś innej windy, służbowej, ba-gażowej albo
czegoś takiego?
 Obawiam się, że nie. Ta jest wykorzystywana do wszystkiego. No dobrze, muszę to zrobić
powolutku i tyle. Dobranoc panom.
Zaczął powoli wspinać się po szerokich schodach. Royde i Latimer życzyli mu dobrej nocy. po czym
wyszli na ciemną ulicę. Zapadła chwilowa cisza, wreszcie Royde rzekł oschle:
 No, dobranoc.
 Dobranoc. Do jutra.
 Tak.
Ted Latimer dziarskim krokiem oddalił się w kierunku przystani. omas Royde stał
i patrzył za nim chwilę, po czym powoli zaczął iść w kierunku Gull s Point.
Księżyc ukazał się zza chmur i Saltcreek zasrebrzyło się, skąpane w jego promieniach.
7
 Zupełnie jak w lecie  zamruczała Mary Aldin.
Siedziały z Audrey na plaży tuż pod imponującym gmachem hotelu Easterhead Bay.
Audrey miała na sobie biały kostium pływacki i wyglądała jak delikatna figurka z kości słoniowej.
Mary nie kąpała się. Nie opodal leżała na brzuchu Kay, wystawiając na słońce opalone plecy.
 Uch!  usiadła  woda jest koszmarnie zimna  powiedziała oskarżycielskim tonem.
 No, cóż  rzekła Mary  to jednak wrzesień.
 W Anglii zawsze jest zimno  stwierdziła Kay z niezadowoleniem.  Ach, jakbym chciała być
teraz na południu Francji. Tam jest naprawdę gorąco.
Ted Latimer odezwał się zza niej:
 Tutaj nie ma prawdziwego słońca.
 Idzie pan do wody, panie Latimer?  spytała Mary.
Kay wybuchnęła śmiechem.
 Ted nigdy się nie kąpie. Wygrzewa się tylko w słońcu jak jaszczurka.
Wyciągnęła stopę i szturchnęła go. Podskoczył.
64
65
 Chodzmy się przejść, Kay. Zmarzłem.
Poszli razem wzdłuż plaży.
 Jak jaszczurka? Raczej niefortunne porównanie  mruknęła Mary Aldin, patrząc za nimi. 
Jaszczurki są łagodne, a on chyba nie jest łagodny.
 Nie, chyba nie  rzekła w zamyśleniu Audrey.
 Zwietnie wyglądają razem  Mary obserwowała oddalającą się parę  pasują do siebie,
prawda?
 Też mi się tak wydaje.
 Mają te same upodobania  ciągnęła Mary  takie same poglądy, mówią tym samym językiem.
Wielka szkoda, że...
Przerwała. Audrey spytała ostro:
 %7łe co?
Mary odparła powoli:
 Chciałam tylko powiedzieć, że szkoda, iż Nevile i ona się w ogóle spotkali.
Audrey wyprostowała się. Przybrała wygląd, który Mary nazywała na własny użytek
 wyglądem zmrożonej Audrey . Mary rzekła szybko:
 Przykro mi, Audrey, nie powinnam była tego powiedzieć.
 Wolałabym, żebyśmy zmieniły temat, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
 Oczywiście, oczywiście. Co za idiotka ze mnie. Myślałam, że otrząsnęłaś się już z tego
wszystkiego.
Audrey z wolna odwróciła się ku niej.
 Zapewniam cię, że nie mam się z czego otrząsać. Do tej sprawy nie mam żadnego stosunku
uczuciowego. Mam nadzieję, że... że Kay i Nevile zawsze będą szczęśliwi razem. %7łyczę im tego z
całego serca.
 No tak, to bardzo ładnie z twojej strony, Audrey.
 Nie chodzi o to, czy ładnie, czy nie. To po prostu prawda. Ale uważam, że nie warto wracać do
przeszłości. To jałowe rozważania:  szkoda, że to czy tamto się wydarzyło . Było, minęło. Po co do
tego wracać? Każdy musi przeżywać swoje życie teraz, w terazniejszości.
 Zdaje się, że ludzie tacy jak Kay czy Ted ekscytują mnie dlatego, iż są tak różni od wszystkich,
których znam.
 Tak, to chyba prawda.
 Nawet ty  w głosie Mary zabrzmiała nagła gorycz  przeżyłaś tyle chwil i mia-
łaś tyle doświadczeń, których ja nigdy nie zaznam. Wiem, że to były bolesne przeżycia, nawet bardzo, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl