[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powachlowała się notesem.
- No więc zastanówmy się nad tym - powiedział. - Nie jestem
zadowolony z tempa dotychczasowych dostaw. A co ty o tym
myślisz?
Ja myślę, odpowiedziała mu w duchu, że znalazłam się w
niezłych tarapatach, Rhysie Wakefieldzie, gdyż zakochałam się w
130
RS
tobie. A poza tym ledwo mogę się powstrzymać, by nie zrobić tego,
na co miałabym największą ochotę - paść w twoje ramiona i błagać
cię: wez mnie, teraz, tutaj, na tym biurku.
- Ja też uważam, że są powody do niepokoju - odparła
zdecydowanym głosem, zakładając nogę na nogę. - Produkcja
wyraznie się obniżyła. Czy wiesz, dlaczego tak się dzieje?
W ciągu tego dnia Rhys na ogół zdołał panować nad sobą w
obecności Angie, choć kosztowało go to dużo więcej wysiłku niż
przedarcie się przez raporty, które się przed nimi piętrzyły. Siedział
tak blisko niej, że momentami czuł ponętny, świeży zapach jej ciała.
Patrzył na rysujące się pod lila żakietem piersi, ukradkowo zerkał na
długie nogi, których dotyk tak dobrze pamiętał. To cud, pomyślał
posępnie, że się nie jąka i nie gada od rzeczy.
Nie wiedział, jak to się właściwie stało, lecz póznym
popołudniem nie był już w stanie dłużej udawać. Może to sprawił
widok Angie pochylonej nad sprawozdaniem przygotowanym dla nich
przez June i obgryzającej koniec ołówka. A może jej śmiech i
żartobliwa uwaga, jaką skomentowała jego zdenerwowanie, kiedy
niezręcznie chwycił kubek z kawą, która rozlała się i poplamiła mu
spodnie.
Albo po prostu był tylko człowiekiem i nie potrafił już ani chwili
dłużej utrzymać na uwięzi naturalnych, ludzkich pragnień.
Odsunął gwałtownie krzesło, wstał, po czym nie bacząc na jej
zdumione spojrzenie, wyrwał jej z dłoni ołówek i wziął ją w ramiona,
131
RS
zanim zdołała cokolwiek powiedzieć. Sprawozdanie, nad którym June
spędziła cztery godziny, upadło na podłogę.
Właśnie obliczył, że nie całował Angie od trzydziestu jeden
godzin. Wydawało mu się, że minęło trzydzieści jeden dni. Pił słodycz
jej ust, jak człowiek konający z pragnienia i chyba tak rzeczywiście
się czuł.
Przez jeden krótki, przerażający moment zdawało mu się, że ona
się waha, lecz zaraz poczuł, że zarzuciła mu ręce na szyję i jej wargi
odpowiedziały jego ustom, jakby i one gasiły nienasycone pragnienie.
Odsunął się nieco, żeby zaczerpnąć powietrza.
- Jeszcze - wyszeptał i znowu przyciągnął ją do siebie.
- A co będzie, jeżeli...
Nie dał jej dokończyć pytania. Było jasne, co miała na myśli. Co
będzie, jeżeli ktoś wejdzie do gabinetu. Ale oboje wiedzieli, że to
nieprawdopodobne. Z wyjątkiem Grahama nikt nie miał odwagi wejść
do biurowego sanktuarium Rhysa bez pukania, nawet Angie. Więc
dalej ją całował i nie myślał już o niczym innym, tylko o tym, jak
wspaniale jest mieć ją w ramionach. Tak bardzo za nią tęsknił.
Pocałunek był długi i gorący. Rhys powoli i niechętnie oderwał
usta od jej warg. Jeszcze trochę, pomyślał posępnie, i byłby gotów
wykorzystać swoją biurową twierdzę do bardziej zuchwałych celów.
Przyjrzał się Angie. Zauważył, że jest z lekka oszołomiona. Z
uśmiechem dotknął jej gorącego, zarumienionego policzka.
- Dziękuję ci - usiłował nadać tym słowom lekki ton. -Bardzo
tego potrzebowałem.
132
RS
- Ja... nie oczekiwałam... - zaczęła mówić zmienionym głosem.
- A powinnaś. Podczas tych długich kilku godzin marzyłem
tylko o tym, żeby rzucić się na ciebie.
Jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Poprawiła włosy i dotknęła
palcem warg.
- Pewno wyglądam, jakbym przeżyła tajfun pocałunków -
zrzędziła.
- Ale przynajmniej nie wyglądasz, jakbyś przeżyła inny tajfun...
- Rhys!
Zaśmiał się z jej zgorszenia.
- Zjesz dzisiaj ze mną kolację?
Zwilżyła wargi językiem, a on musiał zwalczyć pokusę wzięcia
jej ponownie w ramiona.
- W restauracji? - spytała z wahaniem.
- Nie, w księgarni. - Spojrzał na nią rozbawiony. - A gdzie,
według ciebie, jada się kolację?
- A jeśli zobaczy nas tam ktoś z biura? Nie boisz się plotek?
- Kicham na plotki - odparł mało wytwornie.
Rozłościła go jej sugestia, że nie chciałby się z nią pokazywać
publicznie. Do diabła, nie miałby nic przeciwko temu, żeby cały świat
zobaczył, jak trzyma ją w ramionach, i dowiedział się, że należy do
niego. Jak dotąd, uściślił szybko w duchu. Nie może oczekiwać za
wiele. %7łycie go już bardzo dawno nauczyło, że nadzieja i jej
spełnienie to zwykle zupełnie dwie różne rzeczy.
- Więc zjesz ze mną kolację czy nie?
133
RS
- Ależ tak - powiedziała łagodnie, dotykając palcami jego
policzka. - Z wielką przyjemnością.
Zląkł się, że zmiażdży jej dłoń, tak mocno ją uścisnął.
- No to jedz do domu i przebierz się - rzucił zdławionym głosem.
- Przyjadę po ciebie o siódmej.
Spojrzała ze zdumieniem na zegarek. Dopiero minęła piąta.
- Chcesz mnie już zwolnić?
- Tak. Chyba że masz ochotę wypróbować tę skórzaną kanapę -
odparł bez namysłu.
- Wobec takiej pokusy lepiej będzie, jeśli pójdę za twoją radą. -
Uśmiechnęła się, nieco przestraszona. - Jadę się przebrać.
- Może rzeczywiście tak będzie lepiej - przyznał. Patrzył, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl