[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mał się tuż przed nią i zgasił silnik.
- Gotowa? - spytał, nie kwapiąc się do zdjęcia
swoich lustrzanych okularów.
Serce zaczęło bić jej jeszcze mocniej.
- Gotowa do czego? - Nie myślał chyba...
- Pomyślałem, że jeśli mamy spokojnie porozma­
wiać, najlepiej będzie pojechać do mnie. - Spojrzał
wymownie na dwoje ludzi machających do niej
z przeciwnej strony ulicy. - Pewnie nie chcesz, żeby
ktoś nas podsłuchał.
- Oczywiście, że nie...
- Masz coś, czym mogłabyś związać włosy?
Wyjęła z kieszeni opaskę, której używała w pracy,
i związała włosy w koński ogon.
- Dobrze, że noszę w pracy dżinsy i T-shirt, bo nie
wiem, jak bym wsiadła na twój motor w sukience
albo wąskiej spódnicy...
Plotła coś bez sensu, ale nie mogła się powstrzy­
mać. Nigdy w swoim trzydziestoczteroletnim życiu
nie była tak strasznie zdenerwowana i podniecona.
Kiedy związała włosy, Jeremy pokazał jej kask,
przywiązany do wąskiego skórzanego siedzenia.
- Wskakuj, oprzyj stopy o te podpórki i obejmij
mnie w pasie.
Położyła luźno dłonie na jego biodrach, ale gdy
tylko Jeremy ruszył, objęła go kurczowo i przykleiła
się do jego pleców, zamykając oczy. Silnik był tak
głośny, że nie słyszała własnych myśli, ale kiedy wy­
jechali z miasta na drogę prowadzącą w góry, doszła
do wniosku, że wrażenie nie jest tak straszne, jak się
spodziewała. Wkrótce całkiem się rozluźniła i pierw­
sza w życiu jazda na motorze zaczęła jej sprawiać
prawdziwą przyjemność. Wiatr wiejący w twarz,
sprawność, z jaką Jeremy panował nad swoją maszy­
ną, ciepło jego potężnego ciała - wszystko to razem
działało na nią upajająco. Kiedy po jakichś dwudzie­
stu minutach dotarli na miejsce, była niemal rozcza­
rowana, że jazda nie trwała dłużej.
- Nigdy wcześniej nie jechałaś na motorze, pra­
wda? - spytał, gdy zdjęła kask.
- Nie, ale skąd wiesz?
- Chyba mam kilka połamanych żeber - powie­
dział ze śmiechem, masując sobie bok.
- Błagam, powiedz, że żartujesz... - Domyślała
się, że żartuje, ale teraz, kiedy znaleźli się całkiem
sami, była tak zdenerwowana, że jej poczucie humoru
zaczęło szwankować.
Jeremy przestał się śmiać, zszedł z motocykla i po­
łożył dłoń na jej policzku.
- Rozchmurz się, skarbie. Przyjechaliśmy tutaj
tylko po to, żeby porozmawiać. Nic się nie wydarzy,
dopóki nie ustalimy szczegółów naszej umowy i nie
podejmiemy kilku decyzji.
- Decyzji? Przedstawiłeś całkiem jasno swoje
warunki, a ja się na nie zgodziłam... Czy jest coś
jeszcze?
- Spokojnie. Chodźmy na werandę. Musimy po
prostu zdecydować kiedy, gdzie i jak często będziemy
próbowali spłodzić nasze dziecko.
Katie poczuła, że się czerwieni. Dopiero tego ranka
zdecydowała się zgodzić na jego warunki i nie przy­
puszczała, że Jeremy podejdzie do sprawy w taki rze­
czowy sposób. Ale miał rację. Musieli ustalić szcze­
góły, bez względu na to, jak żenująca będzie rozmowa
o tym, ile razy mają się kochać.
- I zanim przejdziemy do dalszych spraw, chcę,
żebyś wiedziała, że poza roztrzaskanym lewym kola­
nem jestem zdrowy. Nie byłem z kobietą od ponad
roku i zawsze się zabezpieczałem. Ale jeśli chcesz,
żebym zrobił badania, nie ma sprawy.
- N-nie, to nie jest konieczne. - On myślał
o wszystkich ważnych rzeczach, które jej nie przyszły
do głowy. Żeby uprzedzić jego pytanie, szybko doda­
ła: - Ja też jestem zdrowa.
- To zależy wyłącznie od ciebie - powiedział, kie­
dy usiedli wygodnie na bujanej ławce - ale myślę, że
powinniśmy się kochać w tym domu. Tu jest odludzie
i twoi sąsiedzi nie będą mieli okazji do plotek. Cho­
ciaż nie wiem, w jaki sposób unikniemy ich później,
kiedy ciąża zacznie być widoczna.
- Też o tym myślałam, ale z tym nie będzie pro­
blemu. Mam zamiar mówić prawdę: że zdecydowa­
łam się na dziecko, nim będzie za późno.
Jeremy wziął ją za rękę i splótłszy palce z jej pal­
cami, lekko ścisnął.
- Powiemy im, że to my podjęliśmy tę decyzję,
Katie. Nie pozwolę, żebyś wzięła wszystko na siebie.
Może to był twój pomysł, ale dziecko będzie również
moim dzieckiem. Od tej chwili to jest nasza wspólna
sprawa. Okej?
Odwróciła ku niemu głowę i zobaczyła w jego
oczach żelazną determinację.
- Dziękuję.
- Widzisz? To nie było takie trudne - powiedział
z ciepłym uśmiechem. - Teraz następna sprawa. Kie­
dy zabieramy się do dzieła?
Całym wysiłkiem woli próbowała się nie zarumie­
nić.
- Myślę... że im wcześniej, tym lepiej. Kupiłam
książkę o ciąży. Przeczytałam, że w niektóre dni ła­
twiej jest zajść w ciążę niż w inne. Zaczęłam już mie­
rzyć temperaturę przed wstaniem z łóżka i robię taki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl