[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przestań udawać durną blondynkę. Dałem się na to nabrać
tylko pierwszego dnia. Znasz się na tym lepiej od niejednego chemika.
Przysięgam, że nikomu nie zdradzę, jaka jesteś błyskotliwa. Więc
odpowiedz jasno. Potrafisz w innym laboratorium powtórzyć
krzyżówkę, czy będziemy musieli klonować to, co wyrosło na polu?
Zaczynało ją to irytować. Bez trudu udało się jej oszukać
wszystkich facetów w okolicy. I nie tylko w okolicy. Więc czemu
Cameron ją przejrzał?
- Odpowiem na to pytanie, jeśli ty odpowiesz na moje.
- Okej.
- Więc tak, potrafię to zrobić. Musiałam pracować z czterema
różnymi odmianami i użyć paru specyficznych technik i warunków,
ale to nie był przypadek. Zaplanowałam eksperymenty i wiem, co
robię. Teraz twoja kolej.
- Słucham.
- Czy naprawdę z powodu jakiejś głupiej etyki zawodowej
spałeś wczoraj w pokoju gościnnym?
90
RS
- Głupiej... Co mam powiedzieć? Przykro mi. Traktuję etykę
bardzo poważnie. To wada, z której nigdy nie udało mi się wyleczyć.
- Aha. Podpisaliśmy umowę. Więc czy będziemy sypiać razem
przez resztę twojego pobytu tutaj, czy nie?
- Tak. Zdecydowanie tak - zapewnił, jakby pytanie zupełnie go
nie zdziwiło.
Mówił cicho i bardzo, bardzo stanowczo. I tak też na nią patrzył.
- I to już bardzo niedługo.
91
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
- Dzień dobry paniom.
Cameron wszedł do kuchni. Tym razem włożył przynajmniej T-
shirt, lecz po pięciu tygodniach spędzonych na słońcu jego opalona
skóra nadal budziła zachwyt pięciu kobiet.
- Cześć, Cameron!
- Jak leci?
- Miło cię znowu widzieć!
Violet przewróciła oczami. Dwa tygodnie temu Cam oblewał się
potem na widok czterech kobiet popijających wino przy kuchennym
stole w szlafrokach i z różową maseczką na twarzach. Teraz radośnie
odpowiedział na powitania, wyjął z lodówki wodę gazowaną i
zemknął na zewnątrz.
Damy siedzące wokół stołu wydały zbiorowe westchnienie. Raz
w miesiącu Violet urządzała  dzień dla siebie" - nie dlatego, by
brakowało jej zajęć, lecz ponieważ sprzedawane przez nią produkty
przyciągały wciąż nowych klientów. Tego dnia w planach była
maseczka z płatków owsianych i lawendy, kąpiel dla stóp i balsam na
zniszczone włosy. Ten ostatni według jej prywatnego przepisu, z
geranium, lawendą, drzewem sandałowym i różanym,
rozpuszczonymi w oleju. Należało tym natrzeć włosy i trzymać
owinięte ręcznikiem przez dwie godziny.
W chwili obecnej wszystkie cztery uczestniczki siedziały z
maseczką na twarzach i głowami owiniętymi ręcznikami. Violet
92
RS
zamierzała im podać herbatę ziołową, lecz Maud Thrumble - jak to
ona - przemyciła dwie butelki wina.
- Co za artykuł! - rzuciła z zachwytem.
- Towar, nie artykuł - poprawiła ją Mary Bell. - Nie udawaj
luzary, jak nie znasz młodzieżowego języka. Jesteś taka stara, że za
twoich czasów mówiło się pewnie  czaruś".
- Nieważne. - Maud i Mary niezbyt się lubiły. -Ważne, że dla
kogoś takiego dałabym się zabić. Gdybym tylko nie była mężatką od
czterdziestu lat, nie zostawiłabym go w spokoju.
Pozostałe kobiety powitały tę wieść tak gorąco, że trochę
lawendowo-owsianej mazi wylądowało na stole. Violet rozejrzała się
za ścierką.
- Daj spokój. Potem wszystko sprzątniemy.
- To żaden wysiłek - odparła Violet. Sally Williams spojrzała na
nią uważnie.
- Całe popołudnie zdajesz się milcząca i jakaś nie w sosie. Co się
stało?
- Nic. Wszystko jest genialnie, fantastycznie, odlotowo.
Prawdę mówiąc, gdyby sprawy ułożyły się jeszcze trochę lepiej,
zaczęłaby walić głową w ścianę. Zła jak osa, starła plamę z blatu.
Wszędzie wokół stały brudne naczynia, porcelanowe i szklane słoiki z
ziołami, leżały kwiaty, liście i łodygi.
- Cóż za piękny dzień. %7łycie jest wspaniałe...
- Dość tego - przerwała Maud. - Chodzi o tego gościa, tak?
- Jakiego gościa?
93
RS
Nigdy nie byłam równie szczęśliwa, powtarzała sobie Violet.
Ostatnich parę tygodni przypominało bajkę. Codziennie świeciło
słońce, w  Ziołowej Oazie" panował ruch jak w ulu. Cameron, z
pomocą Filberta Greena, wziął na siebie wszystkie sprawy związane
ze zbiorem lawendy.
%7łycie rodzinne układało się równie gładko: dzwoniła Camille,
zachwycając się urokami miesiąca miodowego w towarzystwie
nastolatków. Mama dała znać, że wybierali się z ojcem do Maine, ale
gdzieś chyba zle skręcili, więc trafili na Nową Zelandię. Daisy
natomiast nie dzwoniła, co było bardzo dobrą wiadomością, bo przy
najbliższej okazji Violet zamierzała ją udusić. Daisy bardzo chętnie
urządzała życie siostrom, lecz jeśli chodzi o nią samą, znikała gdzieś
bez śladu, zapewne na plaży nudystów na Riwierze.
Violet otwarła lodówkę, położyła ścierkę na górnej półce i
zamknęła drzwi. Kiedy się obróciła, znajome wpatrywały się w nią
szeroko otwartymi oczami.
- O co chodzi?
- Vi, nie jesteś dzisiaj sobą - odpada Sally. -Usiądz i napij się
wina, dziewczyno.
- Jest czwarta po południu. Jeśli to zrobię, jeszcze przed kolacją
zasnę zwinięta w kłębek na podłodze.
- Więc coś mocniejszego. Co powiesz na wiśniowe daiquiri?
Mary Bell nie wiadomo skąd wyciągnęła srebrną butelkę. Sally
migiem wyjęła z kredensu kieliszek, po czym zdjęła wilgotne ręczniki
z krzesła, żeby Violet miała gdzie usiąść.
- Skoro już mowa o alkoholu...
94
RS
- Nie miałam zamiaru o tym rozmawiać.
Jej uwaga została zignorowana.
- Zdaje się, że twój gość pędzi coś nielegalnego. W każdym razie
za czasów mojego taty takiej aparatury używało się do produkcji
księżycówki.
- To olejek lawendowy... bardzo czysty. Trochę trudno wyjaśnić
ten proces. - Popatrzyła na kieliszek, po czym pomyślała  a, co tam" i
upiła łyczek. - Najpierw trzeba zebrać kwiaty, kiedy są niezupełnie
rozwinięte, a potem... hm, właściwie proces destylacji jest podobny
jak w wypadku alkoholu. Umieszcza się wodę w jednej kolbie, a
kwiaty w drugiej. Podgrzewa się wodę, aż zacznie parować, i
przepuszcza pod dużym ciśnieniem przez masę roślinną. Para pozwala
wyizolować olejek, to znaczy olejek zawsze...
- Dobry Boże! - wykrzyknęła Maud. - W głowie mi się kręci od
tych mądrości. Nic nas to nie obchodzi, po prostu chciałyśmy, żebyś
zaczęła gadać. Od rozwodu nie miałaś żadnego faceta, a tu nagle
zamieszkał z tobą pod jednym dachem taki fantastyczny artykuł...
- Towar - poprawiła Mary Bell.
- Rzecz w tym, że gdyby tu była twoja matka, z pewnością
miałaby nadzieję, że wykorzystasz sytuację.
Violet upiła następny łyk daiquiri. Poczuła się osaczona. Koty
stłoczyły się na lodówce, jak najdalej od coraz bardziej hałaśliwych
pijaczek.
- On tylko tu mieszka... póki nie skończą remontować dachu na
domku babci. Już od dwóch miesięcy nie mogę zmusić Bartholomew,
żeby to wreszcie skończył.
95
RS
- Tacy już są dekarze, moja droga. Wiem, bo przez dwadzieścia
lat byłam żoną jednego z nich. Tylko dwa razy zjawił się na obiad w
porę, niech spoczywa w pokoju. - Anne Blayton nie odzywała się
prawie nigdy, ale teraz była po dwóch kieliszkach. - Chociaż w łóżku
bardzo go sobie chwaliłam.
- Miałaś tylu mężów, że z pewnością wiesz, co mówisz - odparła
słodko Mary Bell.
- Nieważne, gdzie on sypia, tylko co robi, kiedy zgasną światła.
Czy ty jesteś głucha i ślepa, Violet? Jedyne, co mi pozwoliło
przetrwać ten straszny upał w zeszłym tygodniu, to widok jego
nagiego torsu. Uau!
- Nie zwróciłam uwagi. - Violet dolała sobie wina do kieliszka.
- Violet, skarbie, właśnie wymieszałaś wino z daiquiri - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl