[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Więc to jest to słynne Hartshall, Harry? wy-
szeptała trwożliwym głosem, cichutko, jakby się
bała, że jeleń może usłyszeć. Ty i George może
i przeżywaliście tu męskie przygody, ale ja czuję się
tu jak biedna księżniczka z bajki, która została
uprowadzona do zamku okrutnej bestii.
Harry zaśmiał się i jeszcze mocniej objął ramie-
niem Sophie.
Jeśli zechcesz być moją księżniczką, Sophie,
przysięgam, będę najłagodniejszą bestią pod słoń-
cem. Zwłaszcza wtedy, kiedy będziesz mi powol-
na i pozwolisz się wnieść po schodach do mej
nory.
Phi... Przecież ty nie dasz rady wnieść mnie na
górę! Nie jesteś żadną bestią, tylko po prostu Har-
rym. Ręce masz jak patyki, upuścisz mnie na
pierwszym schodku!
O, księżniczko Sophie!
Harry obniżył lampę, podświetlając sobie z dołu
twarz, która natychmiast przybrała wygląd iście
diaboliczny.
Nie igraj ze mną, księżniczko Sophie! Nie
igraj...
No to złap mnie, ty bestio od siedmiu boleści!
krzyknęła i z głośnym śmiechem pobiegła ku
wąskim, krętym schodom w rogu holu. Straszliwa
bestia, naturalnie, pośpieszyła jej śladem. Księżnicz-
ka, zebrawszy fałdy spódnicy, wstąpiła na schody,
Blask księżyca 121
bestia uprzejmie oświetlała drogę. A ona, zanosząc
się od śmiechu, wchodziła coraz szybciej, pragnąc
koniecznie być na górze pierwsza.
Udało się. Stanęła pierwsza na szczycie schodów.
Nagle śmiech zamarł. Księżniczka krzyknęła, za-
chwiała się i osunęła prosto w ramiona bestii,
stojącej tuż za nią.
Harry! Boże wielki, tam ktoś jest!
Tam? Och, wybacz, moja miła, zapomniałem
cię uprzedzić. To tylko stary poczciwy Nolly.
Nolly?
Sophie, wcale nie uspokojona dziwacznym imie-
niem, odsunęła się kawałek od Harry ego, po to, by
wbić w niego oczy, okrągłe teraz ze strachu.
Nolly? A któż to taki?
Pani, pozwól, że dokonam prezentacji.
Podniósł nieco wyżej lampę, starając się oświetlić
jak najbardziej szczyt schodów.
Panno Potts, mam zaszczyt przedstawić ci,
pani, kaprala Nolly. Nolly, pozwólcie, oto panna
Potts!
Okiennice na piętrze nie były zamknięte. Zwiatło
księżyca, wpadające przez okno, pomogło nieco
lampie i Sophie wyraznie mogła dojrzeć indywidu-
um, które wzbudziło w niej taki lęk. Była to zbroja,
zawieszona na stojaku ustawionym na szczycie
schodów jak na straży.
A z tyłu, za Sophie, rozległ się głos ściszony,
odpowiednio modulowany, taki głos, jakim przy
kominku snuje się opowieści pełne grozy.
To Nolly, nieszczęsny Nolly, jego potępiona
122 Miranda Jarrett
dusza siedzi teraz tam w środku. Dziadek mój
opowiadał, że kiedyś tu w okolicy pojawili się lu-
dzie Cromwella. Spotkał ich okrutny los, a bied-
nemu Nolly emu ścięto głowę w hełmie. Dziadek
przysięgał, że to jest właśnie ten hełm. Podobno od
tamtego dnia duch Nolly ego nawiedza Hartshall co
noc i myszkuje w tej zbroi, w nadziei, że znajdzie
w niej utraconą głowę.
Banialuki prawisz, jak zwykle!
Sophie, zdegustowana, że tak głupio dała się
nastraszyć, wysunęła się z ramion Harry ego i zde-
cydowanym krokiem podeszła do zbroi. Zdjęła hełm
i zajrzała do środka.
To ma być hełm piechura Cromwella? Parad-
ne... Spójrz no na tę część osłaniającą nos! Ten hełm
zrobiono o wiele pózniej i wykuty został bardzo
niedbale. Dziadek bajek wam naopowiadał, ot i tyle!
Harry westchnął teatralnie, przynajmniej dzięki
temu udało mu się nie roześmiać w głos. Ale
zmilczał i otworzywszy drzwi do najbliższego po-
koju, od razu podszedł do kominka, w którym
czekał starannie ułożony stosik drewna. Przytknął
doń płomień lampy, wysuszone drewno zajęło się
od razu.
Jasny, migotliwy płomień, coraz większy, zaczął
rozświetlać pokój, prawie w całości wypełniony
ogromnym staroświeckim łożem z wysokimi rzez-
bionymi słupkami i aksamitnym baldachimem.
Biedny Nolly powiedział Harry melancholij-
nie. Wstał, zdjął pelerynę i znów przykucnął przed
paleniskiem. Nie dość, że losjego był tak nieszczęś-
Blask księżyca 123
liwy, to jeszcze ty, pani, odarłaś biedaka z jego
pięknej, dramatycznej historii.
A czegóż ty się spodziewałeś po guwernantce,
Harry? spytała lekko urażonym tonem, nie wypu-
szczając z rąk nieszczęsnego hełmu. Guwernantka
musi wiedzieć, co jest prawdą, a co między bajki
włożyć! A jeśli chodzi o duchy...
Wiem, wiem, Sophie przerwał, zajęty po-
prawianiem ognia. W jego głosie dalej słychać było
tę samą rezygnację. Ty nie wierzysz w duchy, nie
wierzysz w przeznaczenie, ty.....
Ale wierzę w ciebie, Harry.
Powiedziała to łagodnie, cichutko, prawie pewna,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]