[ Pobierz całość w formacie PDF ]

porcję smakołyku.
- Doktorzy ostrzegajÄ… mnie przed nadmiernÄ…
iloÅ›ciÄ… sÅ‚odyczy, ale... - Bezradnie wzruszyÅ‚ ra­
mionami. - Jeżeli Allach pozwoli - dodał fatalis-
tycznie.
- Potrzebuje cię zarówno twój naród, jak i twoi
synowie - odpowiedział Tariq.
Władca popatrzył na niego uważnie i odłożył na
półmisek posypany cukrem pudrem kawaÅ‚ek przy­
smaku tureckiego, który zamierzał włożyć do ust.
- W takich chwilach najbardziej przypominasz
mi swojego ojca - westchnÄ…Å‚.
- Nie ma we mnie żadnego podobieństwa do
niego, poza fizycznym. - Tariq gdzieś w głębi
duszy czuł jeszcze ból wywołany odejściem ojca.
Władca cierpliwie pokręcił głową.
- Twój ojciec byÅ‚ czÅ‚owiekiem nadzwyczaj in­
teligentnym i dalekowzrocznym. Wiem, że przy­
sporzył tobie i matce ogromnego bólu i tego mu nie
wybaczÄ™, ale wiele rozpoczÄ™tych przeze mnie pro­
jektów narodziło się z jego wizji i o tym nie wolno
mi zapomnieć. Poza tym dzięki niemu mam ciebie
w moim domu. Nie powinniśmy winić go za to, że
nie potrafił się przystosować do naszego świata.
PamiÄ™taj, że to twoja matka odmówiÅ‚a towarzysze­
nia mu w świecie, do którego należał.
Tariq patrzył na niego w milczeniu.
- Opuścił ją - powiedział w końcu.
KSI%7Å‚ PUSTYNI 89
- Opuścił Zuran, ponieważ twoja matka nie
chciała z nim wyjechać, a zgodziła się na to,
kiedy brali ślub - poprawił go władca ze spokojem.
- Umówili się, że zostaną w Zuranie przez kilka
łat, a potem wyjadą do Anglii. Ale kiedy nadszedł
czas wyjazdu, ona wybraÅ‚a powrót do swojej ro­
dziny.
- Mnie mówiła co innego.
- Prawda jest właśnie taka.
- Czemu mi tego nie powiedziała?
- Może uznała, że jesteś zbyt młody, albo bała
się, że zechcesz ją oceniać. Wiem, że zabrałby cię
ze sobą, gdyby uważał, że pozostanie tutaj nie jest
dla ciebie najlepsze. Był człowiekiem o sercu
nomada, który nie potrafi pozostać dÅ‚ugo w jed­
nym miejscu. Zostawił cię matce, bo cię kochał.
- Dlaczego nie powiedzieliÅ›cie mi tego wczeÅ›­
niej? Jeżeli nie matka, to ty?
- Czasem nie powinno siÄ™ wyprzedzać sÅ‚owa­
mi wydarzeÅ„ - odpowiedziaÅ‚ mÄ…drze wÅ‚adca, a po­
tem skłonił głowę i klasnął w dłonie, oznajmiając,
że spotkanie skończone.
Tariq wstał z wrodzoną gibkością i pożegnał się
tradycyjnym pozdrowieniem.
RODZIAA DZIEWITY
Rozmowa z władcą dała mu dużo do myślenia.
Jednak te niespodziewane rewelacje będą musiały
poczekać. Tariq spojrzał na zegarek i natychmiast
wydłużył krok.
ObserwujÄ…c Gwynneth stojÄ…cÄ… przed budyn­
kiem, spodziewał się, że zawróci, uświadomiwszy
sobie brak klucza i pieniędzy.
Kiedy nie wróciła, nabrał ochoty, żeby wyjść,
skazując ją na długie i nieprzyjemne oczekiwanie,
ale powstrzymało go od tego wrodzone poczucie
odpowiedzialności. O tej porze roku temperatury
w Zuranie sięgały czterdziestu stopni Celsjusza,
a Gwynneth miała jasną karnację i wyszła bez
nakrycia głowy. Nie chciał, by czekając na niego,
dostała udaru słonecznego.
Jego dobre intencje legły w gruzach, kiedy
otrzymał od władcy pilne wezwanie do pałacu.
Zamierzał skrócić spotkanie do minimum, co
jednak skutecznie uniemożliwiła rozmowa o ojcu.
W rezultacie wracaÅ‚ po przeszÅ‚o czterech godzi­
nach.
Czarny mercedes z kierowcÄ…, wypolerowany na
KSI%7Å‚ PUSTYNI 91
bÅ‚ysk, już na niego czekaÅ‚. Umundurowany straż­
nik otworzył przed nim drzwi i Tariqa otulił chłód
klimatyzowanego wnÄ™trza. ImponujÄ…ca, obsadzo­
na palmami droga dojazdowa do paÅ‚acu byÅ‚a wzo­
rowana na londyńskiej Mall, chociaż tutaj zieleń
trawiastych poboczy musiaÅ‚ utrzymywać podziem­
ny system nawadniajÄ…cy. Pomimo to tropikalne
kwiaty i krzewy grały feerią barw.
Gwynneth nie miała ochoty znów opuszczać
budynku bez grosza przy duszy, postanowiła więc
poczekać na Tariqa w środku.
O ile w ogóle wróci.
No pewnie, że wróci.
A jeżeli nie?
PrzyniosÅ‚a z centrum handlowego darmowÄ… ga­
zetkÄ™, którÄ… mogÅ‚a teraz poczytać dla zabicia cza­
su. Przeglądając ją, zauważyła ofertę sprzedaży
podobnego apartamentu za pięćset tysięcy funtów,
co tylko umocniło jej podejrzenia. Dlaczego Tariq
zaoferował jej tak wysoką cenę?
Szum klimatyzacji sprowadził na nią senność.
Usiadła na chłodnej, ceramicznej posadzce i oparła
się o ścianę. Po dwóch minutach już spała.
Na widok bladej i potarganej Gwynneth śpiącej
pod ścianą Tariq zmarszczył brwi. Na policzku
miała smugę kurzu, jakby niechcący przejechała
tam dłonią. Obok niej zauważył butelkę wody
PENNY JORDAN
92
i gazetkÄ™ z logo centrum handlowego. Już nie mu­
siał zgadywać, gdzie była.
Ten widok poruszyÅ‚ go bardziej, niż chciaÅ‚ przy­
znać i chociaż jego uczucia nie miały tym razem
nic wspólnego z seksem, to nieudawana troska
i chęć chronienia jej wydawały się dużo bardziej
niebezpieczne.
Kucnął przy niej i wymówił jej imię.
Uśmiechnęła się przez sen.
Tariq wciÄ…gnÄ…Å‚ powietrze i lekko niÄ… potrzÄ…snÄ…Å‚,
drugą ręką podtrzymując jej głowę.
Westchnęła, przylgnęła policzkiem do jego dÅ‚o­
ni i zamruczała jak kotka.
Kiedy dotknÄ…Å‚ jej ramienia, obudziÅ‚a siÄ™ gwaÅ‚­
townie.
Tariq kucał obok niej. Kiedy spojrzała mu
w oczy, jej blade policzki zaróżowiły się nieco.
- Jak długo tu jesteś? - zapytał.
Potrząsnęła głową.
- Nie wiem. Która godzina?
- Prawie szósta.
- Wróciłam koło trzeciej.
Zaledwie w godzinę po jego wyjściu.
- Nie zamierzałem wychodzić. Zauważyłem,
że nie wzięłaÅ› klucza i pieniÄ™dzy. Ale zawiadomio­
no mnie o ważnym spotkaniu. Możesz wstać?
- Mam dwadzieÅ›cia sześć lat, a nie osiemdzie­
siÄ…t sześć - zażartowaÅ‚a, w gruncie rzeczy zadowo­
lona z jego pomocy.
KSI%7Å‚ PUSTYNI
93
- Jadłaś coś dzisiaj?
PotrzÄ…snęła przeczÄ…co gÅ‚owÄ…. Nie bardzo wie­
dziaÅ‚a, jak siÄ™ zachować przy tym nowym, rycer­
skim Tariqu, a w narzuconej sobie roli ofiary nie
czuła się najlepiej.
- Nic nie jadłaś od śniadania?
Popatrzyła na niego z niechęcią.
- Nie potrzebowaÅ‚am. To byÅ‚o solidne Å›nia­
danie.
- Jogurt?
- Nikt nie ma ochoty jeść w taki upał.
- Nikt? - uśmiechnął się kpiąco. - Chyba masz
na myśli Brytyjczyków.
Otworzył drzwi, ujął ją za ramię, wprowadził do
środka i obrócił twarzą do siebie.
- Dlaczego nas nie lubisz? - zapytała.
- Gratuluję bystrości - odparł z sarkazmem.
- Ale to już moja sprawa. Z pewnością jednak nie
podoba mi siÄ™ moralność mÅ‚odych kobiet z twoje­
go kraju.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Wiesz co - zaczęła -jesteś nie tylko bigotem,
ale wręcz hipokrytą.
- Uważaj, co mówisz - ostrzegł ją.
Gwynneth zdawała sobie sprawę, że znów stoi
na hipotetycznym moÅ›cie. Ale nie mogÅ‚a siÄ™ po­
wstrzymać.
- Niby dlaczego? Co tu wÅ‚aÅ›ciwie ma do rze­
czy moja moralność?
94 PENNY JORDAN
- Ciekawe, dlaczego twoje słowa brzmią jak
zaproszenie? Oboje wiemy, że chÄ™tnie wskoczyÅ‚a­
byś mi do łóżka.
- To nieprawda!
- Prawda. - Tariq lekceważąco wzruszyÅ‚ ra­
mionami.
- Nigdy nie spotkaÅ‚am mężczyzny tak skÅ‚on­
nego do samookłamywania.
- A niewątpliwie znałaś ich wielu.
Nie w sensie biblijnym, chciaÅ‚a odpowie­
dzieć, ale wewnętrzny głos ostrzegł ją przed
tym. Już i tak nie wierzył, że jest dziewicą,
w obecnym nastroju mógÅ‚by chcieć to spraw­
dzić. WiedziaÅ‚a, że do niczego by jej nie zmu­
szał, problem w tym, że nie potrzebowałby tego
robić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl