[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Darrick zacisnął zęby i odetchnął głęboko, żeby rozluznić mięśnie. Spróbował
zignorować ten głos.
 Co jest nad nami?  spytał.
Aomot kroków strażników wydawał się coraz mocniejszy, coraz bliższy.
 Schody  powiedział Raithen  ale na przeciwwadze. Kiedy otworzę
zamek, podniosą się.
Darrick popatrzył na Taramisa, który spojrzał na swoich ludzi.
 Jeśli tu zostaniemy  powiedział Palat  zginiemy. Ale tam, nawet z tym
kamiennym wężem, mamy jakąś szansę.
Taramis pokiwał głową.
 Zgoda.
Wszyscy wojownicy przygotowali broń.
 Spróbujemy zabić Cholika  stwierdził Taramis  i uciekniemy stąd, jeśli
się da. Miejmy nadzieję, że demon się ujawni. Jeśli nie, znów coś zaplanujemy. 
Spojrzał na Darricka.  Miecz Hauklina powinien wypłoszyć Kabraxisa z kry-
jówki.
248
 Ano  powiedział Darrick, chwytając rękojeść miecza oboma rękami.
Znów zajrzał do katedry, zauważając, jak bardzo okrągła przestrzeń pod porusza-
jącym się łbem węża przypominała arenę. Pysk węża otaczały płomienie, a Cholik
spokojnie stał na platformie nad jego szyją.
 Zrób to  nakazał Taramis Raithenowi.
Kapitan piratów sięgnął pod szatę i wyjął ręczną kuszę. Grube strupy na jego
rękach popękały i popłynęła z nich krew. Gdy sięgnął po dzwigienkę nad głową,
na splamionych krwią ustach pojawił się uśmiech szaleńca. Spojrzał na Darricka.
 Nie zawiedz mnie, marynarzu. Już kiedyś skrzyżowałem z tobą ostrza, na
pokładzie  Barakudy . Bądz teraz tak dobry, jak byłeś wtedy. I bądz tym wszyst-
kim, czym możesz być, jak twierdzi twój mały przyjaciel.
Zanim Darrick zdążył odpowiedzieć, Raithen pociągnął dzwignię. Ukryte
drzwi wbudowane w schody uniosły się do góry, lekko jak piórko. Zwiatło z wnę-
trza katedry wypełniło korytarz.
Taramis poprowadził ich na zewnątrz, furkocząc pomarańczową szatą.
Darrick wyszedł z kryjówki za mędrcem. Niemal ogłuszyła go kakofonia
dzwięków wypełniających katedrę. Tysiące głosów wychwalały Dien-Ap-Stena,
Proroka Zwiatłości.
Strażnicy świątynni zajmowali platformę na prawo od nich. Wszyscy zauwa-
żyli otwierające się ukryte drzwi. Jeden z kuszników uniósł broń i nałożył strzałę.
Nim jednak zdążył wycelować, Raithen uniósł rękę z kuszą i nacisnął spust. Nie-
duży bełt przebił mężczyznie jabłko Adama. Strażnik spadł z platformy między
ludzi, wywołując niewielkie poruszenie i falę ochrypłych okrzyków.
Strażnicy zbiegli z platformy, a łowcy demonów pobiegli w ich stronę. Stal
dzwięczała o stal, a Darrick znalazł się pośrodku walki.
Stojący na platformie nad głową węża Cholik zatrzymał bestię w chwili, gdy
wielka, ognista paszcza otworzyła się i wypluła małego chłopca wprost w ramiona
ojca.
Bądz gotów, powiedział Mat w głowie Darricka. Zaraz wszystko zmieni się na
gorsze.
 Nie utrzymamy się  powiedział Palat.  Krew spływała po jego twarzy,
ale nie cała należała do niego.  Musimy uciekać.
Ucieczka nie jest odpowiedzią, powiedział Mat. Masz moc, Darrick. Mamy
moc. Ja i Raithen doprowadziliśmy cię tak daleko, ale reszta zależy od ciebie.
 Wyznawcy Dien-Ap-Stena  zagrzmiał Buyard Cholik.  Widzicie przed
sobą niewiernych, którzy chcieliby, żeby wasz wielki kościół został zburzony i nie
mógł już gościć Proroka Zwiatłości i Drogi Marzeń.
Katedrę wypełniły ryki strachu i wściekłości.
Darrick walczył o życie. Już teraz strażnicy mieli przewagę liczebną, a wie-
dział, że może być tylko gorzej. Parował i ripostował, odepchnął ostrze na bok,
249
po czym wbił swój miecz w pierś najemnika. Kopnięciem posłał mężczyznę na
trzech innych, którzy pędzili, by zająć jego miejsce.
Szybko i zgrabnie poruszając dłońmi, Taramis wyrysował w powietrzu ma-
giczne symbole. Gdy wykrzyknął słowa mocy, symbole poleciały w stronę dachu
katedry. Pod dachem utworzyła się czarna chmura.
Darrick zablokował kolejny cios, a jednocześnie łokciem i pięścią uderzył
strażnika, który mocno przyciskał Rhambala. Wojownik miał problemy z powodu
zranionego ramienia.
 Dzięki  wydyszał wojownik. Jego twarz pod hełmem była kredowobiała.
Choć Darrick poradził sobie z jednym przeciwnikiem, na jego miejscu natych-
miast pojawiali się kolejni. Mężczyzna, którego cios zablokował Darrick, uwolnił
broń. Strażnik ciął twarz Darricka, podczas gdy nad nimi w chmurze pojawiły
się błyski. Darrick znów zablokował jego ostrze, ustawił się, przekręcił i kopnął
mężczyznę w głowę, aż ten poleciał w stronę zebranych wiernych.
Darrick oddychał ciężko, czując chłód w powietrzu. Rozejrzał się rozpaczli-
wie po katedrze. Niektórzy wierni już wyjmowali noże zza pasów i zamierzali
przyłączyć się do walki.
Oni są niewinni, powiedział Mat w głowie Darricka. Nie wszyscy z nich są zli.
Dali mu się tylko przyciągnąć.
 Gdzie jest demon?  spytał Darrick.
Wewnątrz węża, powiedział Mat. Na Czarnej Drodze. Wie, że masz miecz Hau-
klina.
Darrick zablokował, znów zablokował, sparował i zripostował, wbijając miecz
w szyję mężczyzny. Z gardła strażnika popłynęła spieniona krew, a on sam zato-
czył się do tyłu, zaciskając ręce na szyi.
Stworzona przez Taramisa chmura nagle wypełniła świątynię lodowatym
chłodem. Rozszalały się mrozne wichry, przygaszając otaczające pysk węża pło- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl