[ Pobierz całość w formacie PDF ]
których rząd ustawiono pod najdalszą ścianą.
Harriet i Anna nie znały nikogo z gości, lecz w tych
okolicznościach, w tak wąskim gronie, dozwolone było pewne
rozluznienie obowiązujących zasad. Toteż gdy mistrz ceremonii, który
przedstawił się jako Squire Thrumby, zapytał, czy może
przyprowadzić Annie partnera do następnego tańca, Harriet wyraziła
zgodę.
Partner, pan Vickers, był przerazliwie chudym, rudym
młodzieńcem, który dopiero co ukończył studia w Cambridge.
Chociaż zdawał się oszołomiony, jakby nie mógł uwierzyć w
szczęście tańczenia z tak piękną partnerką, pochylił się grzecznie nad
ręką Harriet.
- To dla mnie zaszczyt panią poznać, panno Watson. Nie zadała
sobie trudu, by go poprawić. Jakież to ma znaczenie, jak ją nazywa?
Zresztą i tak już za pięćdziesiąt siedem minut zniknie wszystkim z
oczu.
Pan Vickers i Anna ustawiali się do kotyliona, gdy Harriet
dostrzegła pannę Eunice Shaw, usadowioną obok innej goszczącej w
karczmie damy. Przyszła spadkobierczyni fortuny wyraznie starała się
zwrócić uwagę Harriet, gdyż zamachała do niej wachlarzem,
zapraszając do przyłączenia się do niej. W każdej innej sytuacji
Harriet przypuszczalnie udałaby, że niczego nie zauważa. W tej chwili
jednak była szczęśliwa, że ją wzywano, ponieważ lord Dunford i jego
brat weszli właśnie na salę. Freddy Gwynn musiał spotkać ich w
178
anula
ous
l
a
and
c
s
korytarzu, bo zdążył wciągnąć jego lordowska mość w rozmowę i
wyraznie nie zamierzał prędko pozwolić mu odejść.
Z nadzieją na zwiększenie odległości dzielącej ją od lorda
Dunford Harriet przemierzyła długą, wąską salę, uważając, by nie
zderzyć się z tańczącymi. Powietrze było już nieprzyjemnie rozgrzane
od świec płonących w kinkietach i od wysiłku tancerzy, toteż gdy
Harriet zbliżyła się do panny Shaw zrozumiała, dlaczego wybrała ona
takie oddalone miejsce. Zawsze bardzo praktyczna, Eunice Shaw
zajęła krzesło przy oknie.
- Dobry wieczór, panno Wilson.
- Jak się pani miewa, panno Shaw?
- Ja? Całkiem dobrze - odpowiedziała dama, otwierając wachlarz
i gwałtownie nim machając. - Lecz słyszałam, że pani była
niedysponowana ostatniego wieczoru. Jednak widząc dziś panią w
świetnej formie, zgaduję, że dolegliwość nie była bardzo poważna.
- Za dużo słońca, proszę pani. Nic poważnego.
- Ach, tak - powiedziała panna Shaw, rzucając spojrzenie w
stronę drzwi, gdzie jej wybranek wciąż trzymał w niewoli lorda
Dunford. - Chyba przypominam sobie, że pan Miles wspominał coś o
wycieczce do Bosworth.
Na te słowa dama siedząca obok panny Shaw zrezygnowała z
nie - wtrącania się do nie swoich spraw.
- Byliście gośćmi lorda Dunford, nieprawdaż?
Nareszcie. Rękawica została rzucona i Harriet musiała albo
podjąć wyzwanie, albo umknąć niczym tchórz. Zawahała się przez
179
anula
ous
l
a
and
c
s
chwilę. Pamiętając jednak, że unikanie kwestii nie powoduje jej
zniknięcia, wyprostowała ramiona i uśmiechnęła się słodko do
wścibskiej rozmówczyni.
- W naszej wycieczce uczestniczyli zarówno jego lordowska
mość, jak i pan Burton Dunford, jego młodszy brat. W istocie -
dodała, wskazując głową w stronę drzwi -obaj panowie stoją w tej
chwili z panem Frederickiem Gwynnem. Pan Gwynn, jak może już
pani wie, jest wujem moich kuzynów. On i lord Dunford znają się już
od pewnego czasu.
Aby podkreślić swe znudzenie tym tematem, Harriet uniosła do
ust wachlarz, by ukryć ziewnięcie, którego nie mogła powstrzymać.
Gdy skończyła ziewać, zwróciła uwagę panny Shaw na tancerzy.
- Czy widziała pani tego wieczoru Annę? Wygląda naprawdę
pięknie, jeśli wolno mi to powiedzieć.
Dziedziczka nawet nie spojrzała na tancerzy. Wciąż patrzyła
wprost na Harriet.
- Powiedzieć, że panna Anna Gwynn jest piękna, to jakby
nazwać Tamizę sadzawką.
Analogia była bardzo trafna i tym razem Harriet uniosła
wachlarz, by zakryć uśmiech.
- Co więcej - kontynuowała cicho panna Shaw, spojrzawszy w
prawą stronę i upewniwszy się, że ich towarzyszka jest pochłonięta
konwersacją z jedną z miejscowych dam - jako że tylko głupiec nie
zauważyłby, że pragnie pani odwrócić rozmowę od pewnego
dżentelmena, wyświadczę pani tę przysługę.
180
anula
ous
l
a
and
c
s
- Dziękuję pani.
- Nie ma za co. Czy pani w to wierzy, czy nie, panno Wilson, nie
mam wobec pani złych zamiarów. - Zniżyła głos jeszcze bardziej. - W
istocie, skoro moja przyszłość jest już zapewniona i stanowimy już
poniekąd rodzinę,zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pani i panna
Anna były odpowiednio... - Zauważając coś lub kogoś w drugim
końcu sali, Eunice zamknęła nagle swój wachlarz z trzaskiem. - A
niech to! - wykrzyknęła.
Zdumiona tym niepasującym do damy zachowaniem Harriet
spojrzała w stronę drzwi. Freddy Gwynn i lord Dunford wciąż
rozmawiali, z kolei Burton gdzieś zniknął, zaś w jego miejscu stal
mężczyzna o nader zdrowym wyglądzie, ubrany w kremowe bryczesy
i purpurową atłasową kurtkę. Lat przypuszczalnie około
sześćdziesięciu pięciu, nowo przybyły był najbardziej rzucającym się
w oczy mężczyzną, jakiego Harriet kiedykolwiek widziała - wysoki i
wyprostowany, przyciągał uwagę nawet z oddalenia.
Jego nos przywodził na myśl orli dziób, jednak nawet ten
zdumiewający dodatek był przyćmiony przez najwspanialsze wąsy,
jakie Harriet miała okazję oglądać. Gęste i nawoskowane sterczały tak
sztywno, że najbardziej przypominały rogi byka; musiały być długie
na przynajmniej sześć cali każdy. Podobnie jak imponująca grzywa
były śnieżnobiałe i drżały, gdy mężczyzna mówił. Akurat w tej chwili
rogi" niemal tańczyły - ich właściciel bowiem wyjątkowo żywo
dyskutował z Freddym.
- Kto to jest? - spytała Harriet. Panna Shaw westchnęła.
181
anula
ous
l
a
and
c
s
- To mój ojciec. Mogłam się spodziewać, że mnie tu znajdzie, a
ja wciąż nie mam pierścionka zaręczynowego od Freddy'ego na palcu.
Harriet nie była jedyną osobą, która zauważyła coś, co
wyglądało na spór, jako że kilkoro ludzi stojących obok przerwało
rozmowy i patrzyło w stronę dwóch mężczyzn.
- Proszę mi wybaczyć, panno Shaw, ale z tego miejsca wygląda
to tak, jakby pani ojciec i Freddy kłócili się.
- To bardzo prawdopodobne - odparła Eunice z rezygnacją w
głosie.
Bez cienia zdziwienia Harriet powiedziała:
- Nie myślałam, że oni się znają.
- Uprzednia znajomość nie ma żadnego znaczenia dla mojego
ojca. On kłóci się ze wszystkimi.
Wzmożony ruch fantastycznych wąsów wskazywał, że człowiek
ten istotnie ma doświadczenie w zatargach.
- Modlę się tylko - kontynuowała panna Shaw - by Freddy nie
uczynił czegoś głupiego.
Nagła wizja korpulentnego Freddy'ego Gwynna biorącego udział
w bijatyce zmusiła Harriet do pokrycia chichotu kaszlem.
- Jestem przekonana, że nie musimy się obawiać, by kłótnia
przerodziła się w wymianę ciosów.
- Ciosów? Freddy? Na niebiosa, nie! - Wyraz twarzy panny
Shaw był tak pełen niedowierzania, że Harriet ponownie uciekła się
do kasłania. - Obawiam się tylko - powiedziała dziedziczka - że
182
anula
ous
l
a
and
c
s
Freddy może, dla odwrócenia uwagi ojca, przedstawić mu lorda
Dunford.
Na wzmiankę o jego lordowskiej mości rozbawienie Harriet
natychmiast zniknęło.
- Czy to byłoby aż tak straszne?
- Katastrofalne. Może mi pani wierzyć. Niech tylko Homer Shaw
dowie się, że jest wśród nas lord, a poruszy niebo i ziemię, by skłonić
jego lordowską mość do złożenia mi propozycji.
Do złożenia mi propozycji!"
Pomysł był niedorzeczny. Niestety, jako że nie tak znowu
odmienna myśl postała ostatnio w głowie Harriet, wywołując zamęt w
jej sercu, poczuła, jak rumieniec zawstydzenia rozlewa się po jej
twarzy. Jedyne, co powstrzymało ją od ucieczki z sali, to fakt, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]