[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyciągnął chemikalia oraz przybory, które wyjął z zamkniętej na klucz szafki Munro, i
porozkładał jej na biurku. Z kilku plastikowych probówek ułożył wzór geometryczny, a
pośrodku ustawił dwie zlewki, cały czas analizując to, co już wiedział. Munro prosił punkt
krwiodawstwa o krew i przeprowadzał doświadczenia z antykoagulantami. Już te dwa fakty
budziły niepokój. Co jeszcze? Szereg nic nie znaczących liczb w notatniku i litery CT, które,
jak twierdził Charles Tyson, nie miały nic wspólnego z jego inicjałami? Co więc oznaczały?
Fenton ustawiał właśnie trzecią zlewkę na dwóch pozostałych, kiedy znienacka otworzyły
się drzwi i... szklany stos runął. Na progu stanął Nigel Saxon.
Przepraszam, to przeze mnie? spytał.
Fenton uspokoił go i wyjaśnił, że tylko się bawił.
Rozumiem stwierdził Nigel Saxon, co zabrzmiało tak, jakby jednak nie rozumiał.
Nie chcę cię naciskać, ale...
Wiem, opinia o analizatorze przypomniał sobie Fenton.
Miałeś okazję rzucić okiem na końcowe wyniki opracowane przez Susan?
Przejrzałem je i wydaje mi się, że wszystko gra. Z wyjątkiem jednego przypadku
chodzi o pacjenta nazwiskiem Moran. Susan napisała, że nie dało się przeprowadzić analizy.
Byłeś obecny przy tym teście?
Tak, razem z Neilem Munro wyjaśnił Saxon. Doszliśmy do wniosku, że oddział
musiał przesłać próbkę krwi w niewłaściwym pojemniku.
To się zdarza przyznał Fenton.
Czy to jedyne zastrzeżenie?
Reszta jest chyba w porządku.
Saxon uśmiechnął się szeroko.
Boże, będziemy więc mieli licencję przed końcem miesiąca.
Tak szybko? zawołał zdumiony Fenton.
Saxon zarumienił się z zakłopotania. Był trochę zbity z tropu.
Czasem koła biurokracji toczą się bardzo gładko, rozumiesz wyjaśnił.
Saxon Medical posiada chyba czarodziejską różdżkę.
Plastikową.
Kiedy Saxon zbierał się do wyjścia, Fenton spytał:
Ta próbka od Morana przeszła przez zwykły analizator, prawda? To znaczy, nie tylko
przez ten nowy?
Tak sądzę.
Rezultat był taki sam?
O ile mi wiadomo.
Fenton spotkał się z Jenny o pierwszej. Stała przy głównym wejściu, kiedy nadchodził od
strony laboratorium. Uśmiechnęła się na jego widok, ale musiała najpierw przepuścić karetkę.
Potem przeszła na drugą stronę ulicy i wzięła go pod rękę.
Dokąd idziemy? spytała.
Pospacerujmy trochę zaproponował Fenton.
Oddalili się w milczeniu od gwaru głównej drogi i po chwili skręcili w boczną alejkę.
Jak ci poszło? spytała Jenny.
Susan Daniels była szczepiona przeciw durowi brzusznemu na dwa dni przed śmiercią
wyjaśnił Fenton. Coś mi się zdaje, że możesz mieć rację.
Nie jestem pewna, czy mi na tym zależy wyznała Jenny.
Fenton spytał ją, czy dowiedziała się czegokolwiek.
Przez ostatnie trzy miesiące w gabinecie dla personelu dyżurowała siostra Murphy.
Stara Matka Murphy?
Ta sama.
Niezbyt obiecujący trop zauważył Fenton.
To nie wszystko. Jenny przerwała na moment, gdyż znowu dotarli do ruchliwej ulicy,
po której jechał właśnie autobus. Lekarzem, który wykonuje szczepienia ochronne dla
personelu, jest jeden z nowych stażystów, doktor David Malcolm. Zajmuje się tym od
miesiąca, a pracuje na oddziale czwartym, tam gdzie leżał Timothy Watson.
Znasz go?
Z widzenia. Ma ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i jest dość barczysty.
Fenton zatrzymał się, żeby przepuścić kobietę pchającą przed sobą wózek dziecinny.
Wiesz o nim coś jeszcze?
Tylko tyle, że to jego pierwszy staż w szpitalu i że jak dotąd nie umówił się z żadną
pielęgniarką.
Może jest żonaty.
Nie.
Gej?
Jeśli tak, to nie jest typem zniewieściałego mężczyzny.
Niebo pociemniało i Fenton poczuł na policzku pierwszą kroplę deszczu. Dobiegał końca
kolejny, krótki okres wytchnienia od złej pogody. Idący przed nimi mężczyzna przystanął,
żeby włożyć płaszcz nieprzemakalny. Z kolei jakaś starsza kobieta, zmagając się z parasolką,
omal nie wykłuła Jenny oka. Fenton odsunął ją łagodnie na bok, ściągając na siebie gniewne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]