[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szybko owinął ją szlafrokiem, po czym włożył swój
i chwycił ją na ręce. Wbiegł z nią do gabinetu
i delikatnie położył na dywanie, na wprost kominka,
od którego biło przyjemne ciepło, zsunął z niej
okrycie, rozebrał się i położył przy niej. Kontrolował
się najwyższym wysiłkiem woli. Opierając się na
łokciach, pochylił się nad nią i zaczął delikatnie
całować.
Spodziewała się, że ją wezmie od razu, że wejdzie
w nią gwałtownie, ale nie. Zamiast tego, zaczął jej
dotykać. Delikatnie, końcem palca pieścił ją wszę-
dzie. Od szyi po ramiona. Od ramion po dłonie. Od
obojczyka po pępek. Od biodra po kolano.
Jej tajna broń 159
Boże! Rozgrzewał ją, zadawał męki i podniecał.
Takim go zapamiętała. Taki sam był tamtej nocy.
Naprawdę był utalentowanym kochankiem. Mist-
rzem wstępnej gry.
Jej kobiecość już pulsowała, już poczuła mrowienie
między udami. Zaczęło się...
I o to chodziło.
Pomyślała, że jej ciało zawsze spontanicznie reagu-
je na dotyk Burta, a więc ona też musi nauczyć się
takiej samej reakcji spontanicznej, bez kontroli
umysłu.
Rozum zawsze wszystko hamuje.
Zawsze hamowały ją racje rozumowe.
Nie chciała, aby teraz znowu rządził nią rozum.
Chciała czuć ciałem, ciałem i sercem.
Proszę, Burt, och, proszę! Przyciągnęła jego
głowę do piersi.
O co mnie prosisz? Powiedz, o co? Poczuła na
piersi jego gorący oddech.
Dotknij mnie... o, tam... i tam jeszcze... och,
i tam też, o, tak, tak, proszę, jeszcze... jeszcze...
błagała i poruszała biodrami, zapraszając go
i otwierając mu swoje pulsujące łono i bezwstydnie
rozkładając nogi i nalegając, aby już wreszcie
wszedł w nią.
Och, wez mnie! Wez mnie już teraz! Zaraz! Och,
nie wytrzymam tak dłużej! krzyczało jej ciało.
Pożądała go aż do bólu. Objęła rękami jego biodra
i pociągnęła go ku sobie. Wślizgnął się między jej
160 Beverly Barton
nogi, podniecając ją do nieprzytomności. Ale zanim
wprowadziła go w siebie, zsunął się w dół jej ciała,
rysując językiem wilgotny szlak od jej piersi po uda.
Z głową między jej nogami całował ją w najintymniej-
sze miejsce jej ciała i nagle poczuła, jak wszedł
gorącym, twardym językiem do jej łona.
Burt! krzyknęła. Och, Burt! Całe jej ciało
wyprężyło się pod wpływem wielkiej rozkoszy i wy-
szeptała: Co ty wyprawiasz ze mną, Burt!
Tak, darling?
Co ty robisz ze mną... och... Burt! Co ty mi robisz?
Gdy mocno penetrujący jej łono gorący język
dotarł aż do jądra jej kobiecości, zadrżała i jęknęła:
Och! Och!
Ale już po chwili ten jęk zamienił się w miauk
dzikiej kotki.
Auu! Auu! krzyczała coraz głośniej, szeroko
rozchylając uda.
Przestał na chwilę penetrować jej łono swoim
gorącym, ruchliwym językiem i wyszeptał:
Uwielbiasz to, prawda? Powiedz, chcesz jeszcze?
Powiedz, że chcesz, darling... Powiedz, że to lubisz...
Och tak, Burt, uwielbiam to! I chcę jeszcze...
Och, bardzo chcę jeszcze... No, nie przestawaj, pro-
szę... No, jeszcze, Burt... O, tak! O, tak! I jeszcze!
I jeszcze! Była tak strasznie zachłanna na tę piesz-
czotę, że nie mogła pozwolić mu przestać, bo chyba
umarłaby, gdyby przestał ją tam całować!
Ale z tej ogromnej rozkoszy prawie nie mogła już
Jej tajna broń 161
mówić, jedyne, na co ją było stać, to na najprostsze
słowa dające mu przyzwolenie na każdą pieszczotę.
Tak! Tak! Tak! Już nie stawiała mu żadnych granic.
Mógł z nią zrobić, co chciał, byle jej rozkosz nie
ustawała, byle ją cały czas pieścił. Nic więcej się nie
liczyło. Tylko te dwa ciała dające sobie rozkosz.
Czy to nie była miłość? Ależ tak! To była wielka
namiętna miłość!
Och tak, właśnie tak! Tu, tu! Och, och! Burt!
Och, Burt, tak! Jeszcze! Proszę! Jeszcze! Tu, właśnie
tu! Och, właśnie tak! Burt... Och, Burt!
Kiedy tak pieścił ustami jej łono, każdy dotyk jego
gorącego języka coraz bardziej przybliżał ją do speł-
nienia. Jego palce jednocześnie pieściły jej sutki,
powodując tak silne naprężenie całego ciała, że wygię-
te w łuk, całe wibrowało od niesamowitej rozkoszy.
Pomyślała, że chyba już nie ma sobie za złe swoich
doznań zmysłowych, bo nagle wyzwolona z zahamo-
wań, bezwstydnie pojękiwała głośno, przyznając się
do przeżywanej rozkoszy, którą zawdzięczała piesz-
czotom kochanka.
Z każdą minutą napięcie między udami stawało się
coraz bardziej nieznośne. Zapragnęła natychmiasto-
wego spełnienia.
Już! Teraz! Zaraz! krzyknęła, nie zdając sobie
sprawy, że z jej gardła wydobywają się zmysłowe
pomruki dzikiej kotki.
I nagle cały świat eksplodował w jej wnętrzu.
W niej i wokół niej. Uwolnione, wzburzone fale
162 Beverly Barton
przelewały się przez nią, porywały ją w wiry orgazmu
tak nieprawdopodobnego, tak niepodobnego do ni-
czego, co kiedykolwiek doświadczyła, że nie mogła
pojąć, że na świecie istnieje aż taka rozkosz!
Gdy wstrząsnęły nią kolejne spazmy, Burt uniósł
jej biodra i zanurzył się w niej. Krzyknęła, bo poczuła,
jak bardzo był wielki i twardy, i żądający rozkoszy.
Uderzał w nią z furią zrodzoną z ogromnej namięt-
ności i potrzeby całkowitego wzięcia jej w posiadanie.
Uderzał w nią i uderzał, a ona otwierała się na niego
coraz bardziej i bardziej, aż poczuła, że całkiem się
jemu oddała. Była jego kobietą. Oddała mu się bez
reszty i czuła z tego powodu ogromną radość. Już nic
nie należało do niej. Wszystko było jego. Posiadł ją na
własność. Na zawsze.
Jego orgazm wybuchł jak uderzenie gromu gwał-
townie, z dziką siłą i jakby z potężnym ładunkiem
elektrycznym. Uniosła się razem z nim i krzyknęła,
czując rozkosz spełnienia i uwolnienia się od tego
ogromnego napięcia.
Syci, odprężeni i bez reszty spełnieni, leżeli na
dywanie przy palącym się kominku.
Po kilku minutach Burt podniósł się na kolana,
wziął ją w ramiona i wstał. Objęła go za szyję i wtuliła
się w niego.
Będę się z tobą kochać w nieskończoność powie-
dział. Przez dwa dni zapomnimy, co znaczy przeszłość
i przyszłość. I nie będzie nikogo na świecie oprócz nas.
Tylko ty i ja szepnęła.
Jej tajna broń 163
Następnego dnia obudziła się w masywnym, ozdob-
nym łożu, ustawionym na niewielkim wzniesieniu.
Otaczające je kremowe zasłony tworzyły baldachim.
Przez balkonowe drzwi sączyło się poranne światło.
Uniosła głowę z poduszki i popatrzyła na śpiącego
obok niej mężczyznę. Atłasowe prześcieradło przy-
krywało go tylko do pasa.
Był piękny. A także niewiarygodnie seksowny.
Spłonęła rumieńcem na wspomnienie tego, co się
stało tej nocy, a także pózniej, krótko po wschodzie
słońca. A także tego, co sobie powiedzieli. I tego co
robili! Nigdy nie przypuszczała, że kochanie się może
być tak rozkosznie grzeszne i wspaniałe.
Dwa lata temu Burt był pijany, a i wówczas
namiętność, z jaką się z nią kochał, nie miała sobie
równych. Ale trzezwy Burt poprowadził ją na szczyty,
o jakich nigdy nie śniła. Nic dziwnego, że kobiety
wyrywały go sobie. I pomyśleć, że jest jej mężem!
Ale tylko przez weekend.
Nie lubię, kiedy masz zafrasowaną minę po-
wiedział Burt, otwierając oczy.
Uśmiechnęła się.
Już nie mam. Ani dzisiaj, ani jutro.
Podniósł rękę i ujął jej pierś. Wstrzymała oddech.
Znowu ciebie pragnę, ale nie wiem...
W odpowiedzi zerwała z niego prześcieradło i rzu-
ciła je na podłogę. Burt był w pełnej gotowości.
Pamiętaj o kondomach powiedział.
Sięgnęła do nocnej szafki i z otwartego pudełeczka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]