[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Popidiuszów. Jak przyjemnie było mieszkać na tym samym poziomie co jego byli
panowie, nie śpiesząc się i już wtedy wiedząc, iż pewnego dnia zdoła wybić dziurę
w grubym ogrodowym murze i zajmie teren po drugiej stronie, tak jak zajmuje
nieprzyjacielskie miasto oblegająca je długo armia.
Usiadł pod oplecioną różami pergolą, na okrągłej kamiennej ławce pośrodku
ogrodu. W tym miejscu lubił załatwiać najbardziej tajne interesy. Tutaj mógł zawsze
swobodnie rozmawiać, pewien, że nikt się do niego niepostrzeżenie nie zbliży.
Ponownie otworzył skrzynkę, wyjął wszystkie papirusy i spojrzał na przestwór
bezchmurnego nieba. Słyszał ćwierkające w ptaszarni na strychu szczygły Korelii,
a także odgłosy miasta, które budziło się do życia po długiej sjeście. Ludzie wylegli
na ulice, czekając na Wulkanalia, więc gospody oraz jadłodajnie powinny się teraz
nielicho obłowić.
Salve lucrum!
Lucrum gaudium!
Słysząc zbliżającego się gościa, nie podniósł wzroku.
Wygląda na to, że mamy problem mruknął.
Korelia dostała w prezencie szczygły niedługo po wprowadzeniu się rodziny do
nowego domu, na swoje dziesiąte urodziny. Karmiła je, pielęgnowała, gdy chorowały,
patrzyła, jak się wylęgają, kopulują, rosną i umierają, i teraz, za każdym razem kiedy
chciała być sama, szła do ptaszarni. Klatka zajmowała połowę balkonu w jej pokoju,
nad otoczonym krużgankiem ogrodem, i przykryta była materiałem, który chronił
ptaki przed słońcem.
Siedziała tam w ocienionym rogu, obejmując rękami nogi i opierając podbródek
na kolanach, kiedy usłyszała, że ktoś wszedł na dziedziniec. Przesunęła się do przodu
i wyjrzała przez niską balustradę. Jej ojciec usiadł na okrągłej kamiennej ławce
i czytał jakieś papiery, które wyjął ze stojącej przy nim skrzynki. Po chwili odłożył na
bok ostatni z nich i popatrzył w niebo, odwracając się w jej stronę. Cofnęła szybko
głowę. Ludzie mówili, że przypomina go z wyglądu, Są podobni jak dwie krople
wody . A ponieważ ojciec był przystojnym mężczyzną, kiedyś była z tego dumna.
Wygląda na to, że mamy problem usłyszała.
Jeszcze w dzieciństwie odkryła, że krużganek ma szczególne właściwości. Zciany
i kolumny odbijały dzwięki i kierowały je w górę, wskutek czego nawet ledwie
słyszalny szept brzmiał tu, na górze, na balkonie, niczym mowa wygłaszana
z mównicy. Oczywiście przydawało to temu miejscu magii. Większość z tego, co
słyszała, dorastając, nic dla niej nie znaczyło dotyczyło kontraktów, nieruchomości
i odsetek ekscytował ją po prostu fakt, że ma swoje prywatne okno na świat
dorosłych. Nigdy nie powiedziała bratu, co wie, ponieważ dopiero od paru miesięcy
zaczęła odszyfrowywać tajemniczy język interesów ojca. To tutaj właśnie usłyszała
przed miesiącem, jak między ojcem i Popidiuszem toczą się targi o jej przyszłość:
tyle a tyle do odliczenia po ogłoszeniu zaręczyn, pełen dług umorzony po zawarciu
małżeństwa, mienie, które ma zostać zwrócone w przypadku nieposiadania
potomstwa, wiek, po osiągnięciu którego rzeczone potomstwo ma dziedziczyć...
Moja mała Wenus , nazywał ją kiedyś. Moja dzielna mała Diana .
...premia płatna po stwierdzeniu dziewictwa, dziewictwo potwierdzone przez
chirurga, Pumponiusza Magonianusa, płatność uchylona po podpisaniu kontraktów
w zawarowanym terminie...
Zawsze powtarzam, Popidiuszu , szepnął kiedyś jej ojciec, i mówię teraz z tobą
jak mężczyzna z mężczyzną, abstrahując od kwestii prawnych: dobre rypanie nie ma
ceny .
Moja mała Wenus... .
Wygląda na to, że mamy problem... .
Tak, rzeczywiście mamy problem usłyszała ochrypły męski głos, którego nie
rozpoznała.
A ten problem nazywa się Marek Atiliusz stwierdził jej ojciec.
Korelia pochyliła się do przodu, żeby nie uronić ani słowa.
Afrikanus nie chciał żadnych kłopotów. Afrikanus był uczciwym człowiekiem.
Atiliusz sprowadził go na dół, nie zwracając uwagi na bełkotliwe protesty i oglądając
się co kilka kroków, żeby sprawdzić, czy nikt za nimi nie idzie.
Przychodzę tutaj oficjalnie w imieniu cesarza. Muszę zobaczyć, gdzie mieszkał
Eksomniusz. Szybko. Na wzmiankę o cesarzu Afrikanus zaczął go po raz kolejny
zapewniać, że cieszy się nieposzlakowaną opinią. Atiliusz potrząsnął nim. Nie mam
czasu tego słuchać. Zabierz mnie do jego izby.
Jest zamknięta.
Gdzie klucz?
Na dole.
Idz po niego.
Kiedy wyszli na ulicę, wepchnął alfonsa do mrocznej sieni i stanął na straży, gdy
ten wyjmował ze schowka kasetkę z gotówką. Prostytutka w krótkiej zielonej
sukience wróciła na swój stołek. Zmyrina, mówił na nią Afrikanus.
Zmyrino, który z nich jest do izby Eksomniusza?
Ręce trzęsły mu się tak bardzo, że kiedy w końcu otworzył kasetkę i wyjął z niej
klucze, natychmiast wypadły mu z rąk i Zmyrina musiała je podnieść. Wybrała jeden.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]