[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bluzie, siedziała na stopniach. Jak zwykle patrzyła na niego spode łba.
- Gdzie pani Bates? - spytał. Dziewczynka wzruszyła ramionami.
- Poszła do sklepu.
- A ty co robisz?
Maggie wbiła wzrok w swoje stopy. ... - Nic.
- To pooglądaj telewizję albo zajmij się czymś - rzekł zirytowany, że na niego nie
patrzy. Nagle nabrał podejrzeń. - Chyba nie miałaś żadnych nowych kłopotów w szkole?
Maggie znowu wzruszyła ramionami.
- Miałam.
Powell stanął u podnóża schodów i spojrzał w górę.
- Coś się stało?
Maggie poruszyła się niespokojnie.
- Wyrzucili panią Hayes.
Na jedno mgnienie serce przestało mu bić w piersi.
- Dlaczego? - spytał sztucznie spokojnym, lecz groznym tonem.
Maggie zadrżał podbródek. Mocno objęła ramionami kolana.
- Bo nakłamałam - szepnęła. - Chciałam... chciałam się jej pozbyć. Nie lubiła mnie.
Naskarżyłam na nią i ją zwolnili. Teraz wszyscy mnie nienawidzą, a najbardziej Julie. -
Zamilkła, przełknęła ślinę. Nagle wybuchnęła: - Wszystko mi jedno! - Spojrzała na ojca
wyzywająco. - Wszystko mi jedno - powtórzyła.
- Ona się do mnie uprzedziła!
- A czyja to wina? - zarzucił jej ostrym tonem. Nie pokazała po sobie, jak ją to
zabolało. Jak zwykle zresztą. Butnie zadarła głowę.
- Chcę się stąd wyprowadzić - oświadczyła z żałosną dumą.
Powell zdusił w sobie poczucie winy.
- Gdzie chcesz się przenieść? - spytał, nie przestając myśleć o Antonii. - Rodzice Sally
mieszkają w Kalifornii. Zresztą są za starzy, żeby się tobą opiekować. Poza nimi nie masz
nikogo. - Maggie odwróciła wzrok. Ojciec mówił tak, jak gdyby rzeczywiście chciał pozbyć
się jej z domu. Zrobiło się jej niedobrze. - Rano pojedziemy do szkoły i powiesz pani dyrektor
całą prawdę, rozumiesz?
- oświadczył kategorycznie. - Potem przeprosisz panią Hayes.
- Jej już tu nie ma - syknęła Maggie.
- Jak to?
- Wyjechała. Do Arizony. - Skuliła się pod wpływem rażącego niczym bicz spojrzenia
jego ciemnych oczu. By się uspokoić, Powell wziął głęboki oddech.
- Nie lubisz jej - ciągnęła po chwili. - Powiedziałeś, że chcesz, żeby wyjechała!
- Nie miałaś prawa tak postąpić. Twoje kłamstwa kosztowały ją posadę. To, że kogoś
nie lubisz, nie daje ci prawa go krzywdzić!
- Pani Bates powiedziała, że jestem tak samo zła jak mama! - wykrzyknęła Maggie. -
%7łe jestem taką samą kłamczucha jak ona! I że nienawidzisz mnie tak samo, jak nienawidziłeś
mamy! - Powell milczał. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie wiedział, jak postępować z tym
dzieckiem, z własną córką. Wahał się, tymczasem Maggie błyskawicznie zerwała się ze
stopni i pobiegła na górę. Pani Bates miała rację. Wszyscy jej nienawidzili! Wpadła do
swojego pokoju, zatrzasnęła drzwi i zamknęła na klucz. - Jestem zła - szeptała do siebie,
połykając łzy. - Zła! I dlatego wszyscy mnie tak nienawidzą!
To musiała być prawda. Kiedy matka upiła się, powiedziała, że jej nienawidzi, bo
przez nią wyszła za mąż bez miłości, bo nie jest podobna do ojca, bo jest tylko ciężarem.
Ojciec nie wiedział o tym. Nie potrafiła z nim rozmawiać. Nie mogła mu się zwierzyć. Unikał
jej. Nigdy nie spędzał z nią czasu. Nikt jej nie chciał kochać, nikomu nie była potrzebna. I nie
miała dokąd pójść. Nawet gdyby uciekła, wszyscy ją znali i odprowadziliby ją do domu.
Tylko pogorszyłaby swój los, bo ojciec jeszcze bardziej by się złościł, gdyby coś
przeskrobała.
Usiadła na podłodze i rozejrzała się po ślicznie urządzonym pokoju. %7ładna z tych
rzeczy nie była kupiona z miłością, podarowana z uczuciem. To były substytuty czułych
uścisków i pocałunków, wypraw do wesołego miasteczka albo do zoo, wspólnych zabaw.
Wpatrywała się teraz w nie z cierpieniem w oczach i zastanawiała się, po co się w ogóle
urodziła.
Powell wsiadł w samochód i pojechał do ojca Antonii. Nie spodziewał się, że Ben go
wpuści, lecz Ben otworzył drzwi i zaprosił go do środka.
- Dziękuję, nie będę wchodził - odparł Powell krótko. - Dowiedziałem się od Maggie,
co się wydarzyło. Rano zawiozę ją do pani Jameson. Powie prawdę i przeprosi. Jestem
przekonany, że rada szkoły zaproponuje Antonii powrót.
- Ona nie wróci - bezbarwnym głosem odparł Ben. - Powiedziała, że może i dobrze, że
sprawy przybrały taki obrót, bo nie chce dalej tu mieszkać.
Powell zdjął kapelusz i przyczesał włosy.
- Mogę tylko powiedzieć, że jest mi bardzo przykro. Nie wiem, dlaczego Maggie jest
tak wrogo do niej nastawiona...
- Nie oszukujmy się, wiesz doskonale - niespodziewanie zaprzeczył Ben. - I wiesz,
dlaczego Antonia nie lubi Maggie.
Powell wziął głęboki oddech.
- Możliwe - przyznał. - Popełniłem mnóstwo błędów. Antonia powiedziała, że właśnie
z tego powodu nie chcę uwierzyć w prawdę. - Wzruszył ramionami. - Chyba miała rację.
Wiedziałem, że plotki o jej romansie z George'em są kłamstwem, lecz przyznanie się do tego
byłoby potwierdzeniem, że zrujnowałem życie nie tylko jej, ale i swoje, i Sally. Duma mi na
to nie pozwalała.
- Za niektóre błędy płacimy ogromną cenę - rzekł Ben. - Antonia płaci do tej pory.
Przez te wszystkie lata nie spojrzała na innego mężczyznę.
Serce podskoczyło w piersi Powella. Spojrzał pytająco na Bena.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]