[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skórki.
Dosłyszała coś takiego:
 Pszszszs... buz - buz... e.. - . Nie. Ben... nie.... Nagłeeeee... i szszsz.... ją... seeee. Ty...
wi.... jama... simy& być.... amprz.. JEJ pszszsz... budzeniu.... Nie.
Ben... nie... nasssss... pszszszsz...jeeee - (a mo\e to było  nie ? a mo\e tylko jęk?)....
puuuu....dz.... nie. Kto... nnnnnnn... esie.....tym....z - z - za... mnie .
Meredith zanotowała to i próbowała zrozumieć. W końcu zapisała kilka zdań;
Przebudzenie będzie nagle i szokujące. Ty i ja musimy być tam przy jej przebudzeniu.
Nie będzie nas przy niej pózniej. Ktoś inny się tym zajmie.
Odło\yła długopis obok kartki z odszyfrowaną wiadomością.
A potem Meredith weszła do swojego śpiwora i długo le\ała, wpatrując się w śpiącą
Bonnie jak kot w mysią dziurę, a\ w końcu błogosławione zmęczenie utuliło ją do snu.
- Co powiedziałam!? - Bonnie była ogromnie zdumiona, kiedy Meredith
zrelacjonowała jej wydarzenia poprzedniej nocy Właśnie wyciskała sok z grejpfruta i sypała
do misek płatki śniadaniowe. Meredith sma\yła jajka.
- Mówiłam ci ju\ trzy razy. Te słowa ju\ się nie zmienią, mogę ci to obiecać.
- To jasne, \e przebudzenie dotyczy Eleny, to ona musi się przebudzić. A ty i ja
musimy tam być, gdy to nastąpi.
- Masz rację - zgodziła się Meredith.
- Musi sobie przypomnieć, kim naprawdę jest. A my musimy jej w tym pomoc!
- Nie! - zawołała Meredith. - To nie o to chodzi w wypowiedzianych przez ciebie
słowach. Zresztą, nie sądzę, \ebyśmy mogli jej pomóc. Mo\emy ją nauczyć pewnych
czynności, tak jak Stefano to robi. Jak wiązać buty. Jak czesać włosy, Ale z tego, co mówiłaś,
przebudzenie będzie nagle i szokujące. I nie wspominałaś nic o tym, \e w tym pomo\emy.
Powiedziałaś tylko, \e musimy być przy niej, bo potem z jakiegoś powodu nas przy niej nie
będzie.
Bonnie przez chwilę ponuro milczała.
- Nas nie będzie - powtórzyła. - To znaczy, nie będzie nas przy Elenie? Czy.. - czy w
ogóle nas nie będzie?
Meredith nagle straciła apetyt.
- Nie wiem.
- Sterano powiedział, \e dzisiaj znowu mo\emy przyjść - - nalegała Bonnie.
- Stefano byłby uprzejmy, nawet gdyby ktoś właśnie wbijał mu kołek w serce.
- Mam pomysł - krzyknęła Bonie, - Zadzwońmy do Matta. Mo\emy odwiedzić
Caroline... o ile ona będzie chciała się z nami widzieć. To znaczy, o ile cokolwiek się
zmieniło od wczoraj: Potem mo\emy poczekać do popołudnia, a potem zadzwonić do.
Stefano i zapytać, czy mo\emy odwiedzić Elenę.
Kiedy dotarli do domu Caroline, jej matka powiedziała im, \e córka jest chora, le\y w
łó\ku. Wrócili więc do Meredith. Bonnie całą drogę przygryzała wargi, Matka Caroline sama.
wyglądała na chorą, miała podkrą\one oczy. Gdy z nią rozmawiali, Bonnie czuła wielkie
napięcie.
Bonnie i. Meredith zostawiły Matta przed domem. Chłopak zajął się swoim wcią\
psującym się samochodem, a one poszły na gorę wybrać jakieś ubrania dla Eleny. Co prawda
ciuchy Meredith będą na nią za du\e, ale w ubrania Bonnie by nie weszła.
O czwartej po południu zadzwoniły do Stefano. Tak, mogą przyjść. Elena nie
pocałowała ich na powitanie - ku wyraznemu rozczarowaniu Matta. Ale ucieszyła się bardzo
z nowych ubrań. Unosząc się metr nad podłogą, ciągle unosiła je do twarzy i wąchała, po
czym uśmiechała się do Meredith, chocia\ gdy Bonnie wzięła do ręki jedną z koszulek, nie
mogła wyczuć niczego poza płynem do płukania.
- Przepraszam. - Sterano bezradnie rozło\ył ręce, gdy Elena zaczęła kichać, obejmując
błękitną, bluzkę jak małe kocię. Meredith zapewniła .go, \e miło jest, zostać docenionym w
ten sposób. Sama była jednak nieco zakłopotana.
- Elena potrafi rozpoznać, skąd ubrania pochodzą - wyjaśnił Stefano. - Nie wło\y
niczego, co uszyto w sweat - shopie.
- Kupuję tylko w sklepach, o których wiem, \e nie sprzedają takich rzeczy - zapewniła
Meredith. - Bonnie i ja musimy coś ci powiedzieć - dodała. Kiedy Meredith opowiadała o
tym, co stało się w nocy, Bonnie zabrała Elenę do łazienki i pomogła jej przebrać się w
szorty, które le\ały na niej jak ulał, i błękitną bluzkę, która była tylko trochę za długa.
Kolor bluzki podkreślał lekko potargane, ale wcią\ piękne blond włosy Eleny. Kiedy
jednak Bonnie próbowała nakłonić ją do spojrzenia w lusterko, Elena wydawała się skon-
sternowana, jakby nie rozumiała, co to jest i do czego słu\y. Bonnie trzymała lustro przed
Eleną, a ona to spoglądała w nie, to chowała się za plecami Bonnie zafascynowana tym, \e
osoba w lustrze pojawia się w tym samym momencie. Bonnie odło\yła w końcu lusterko i
zajęła się jej włosami, z którymi Stefan o wyraznie sobie nie radził. Kiedy wreszcie były ju\
rozczesane, z dumą wprowadziła Elenę do pokoju.
I natychmiast po\ałowała. Meredith, Mart i Stefano byli pogrą\eni w ponurej
rozmowie. Bonnie z wahaniem puściła rękę Eleny, która natychmiast pofrunęła tu kolana
Stefano, i sama dołączyła do przyjaciół.
- Oczywiście, \e rozumiemy - tłumaczyła Meredith. - Nawet zanim Caroline urządziła
przedstawienie, nie było innego wyboru. Ale&
- Jakiego wyboru? - zapytała Bonnie, siadając na łó\ku obok Stefano. - O czym
rozmawiacie?
Zapadła cisza. Meredith objęła Bonnie i powiedziała:.
- Rozmawiamy o tym, \e Stefano i Elena muszą opuścić Fell's Church. Muszą odejść
daleko stąd.
Bonnie zatkało. Kiedy odzyskała mowę, potrafiła wykrztusić tylko głupie pytanie.
- Odejść? Dlaczego?
- Widziałaś, dlaczego. Widziałaś, co tu wczoraj zaszło - wyjaśniła Meredith. W jej
czarnych oczach malował się ból. Ale w tej chwili Bonnie nie mogła przejąć się niczyim
cierpieniem poza własnym.
Nadciągało jak lawina rozgrzanego do czerwoności śniegu. Lodu, który parzył. Udało
jej się opanować na tyle, \eby powiedzieć:
- Caroline nic nie zrobi. Podpisała przysięgę. Wie, \e złamanie jej, zwłaszcza \e sami -
wiecie - kto ją podpisał...
Meredith musiała powiedzieć Stefano o kruku, poniewa\ tylko westchnął i pokręcił
głową, delikatnie odsuwając Elenę, która próbowała zajrzeć mu w oczy. Najwidoczniej
wyczuwała, \e jej przyjaciele są zmartwieni, ale z pewnością nie rozumiała dlaczego.
- Mój brat jest ostatnią osobą, która powinna się zbli\ać do Caroline. - Stefano z
irytacją odsunął włosy z czoła, jakby właśnie przypomniał sobie, jak bardzo są do siebie
podobni. - Nie sądzę te\, \eby Caroline przejęła się grozbą Meredith. Ona jest we władaniu
ciemności.
Bonnie się trzęsła. Nie podobały jej się skojarzenia ze słowem ciemność.
- Ale... - zaczął Mart. Bonnie pomyślała, \e Matt jest się tak samo oszołomiony jak
ona.
- Posłuchajcie - przerwał mu Stefano - jest jeszcze jeden powód, z jakiego musimy
stąd wyjechać.
- Jaki? - Matt był zaniepokojony. Bonnie nie mogła wydusić słowa. W jej głowie kryły
się jakieś myśli na ten temat, ale odsuwała je.
- Bonnie chyba ju\ rozumie. - Stefano spojrzał w jej stronę. Odpowiedziała
spojrzeniem oczu wilgotnych od łez.
- Pod Fell's Church - ciągnął Stefano - krzy\ują się linie mocy. Nie wiem, czy ktoś
celowo zało\ył miasto w tym miejscu. Czy Smallwoodowie mieli z tym coś wspólnego? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl