[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wywąchały Ambrose'a w klatce umieszczonej z tyłu samochodu. Wy-
starczyło jednak, że ich pan przemówił do nich spokojnym głosem i
podrapał je za uchem, a zwierzaki natychmiast się uspokoiły.
Teraz, gdy Jacob jechał po wyboistej drodze przecinającej pastwiska
porośnięte eukaliptusami, Nell spostrzegła strumień z rosnącymi wzdłuż
94
RS
brzegu krzewami mirtowymi i akacjami. Znów rozległ się śmiech kukabury,
a z brązowej trawy dobiegł ostry krzyk czajki.
Nell naprawdę poczuła się jak w domu.
Właściwie to jest niedorzeczne, bo to nie jest prawdziwy powrót. Nie
powinna tak się rozczulać i wzruszać. Przyjechała tu tylko na próbę, a to nie
to samo.
Kto wie, czy ten eksperyment się uda?
Nie była pewna, czego oczekuje Jacob. Pomaga jej opiekować się
niemowlęciem, ale nie ma mowy o żadnych romansach. Gdyby dwadzieścia
lat temu powiedziano jej, że spędzi tyle czasu w jego towarzystwie i nawet
się nie pocałują, nigdy by w to nie uwierzyła. Zresztą w dalszym ciągu nie
mogła uwierzyć, że to prawda.
Zastanawiała się, czy oboje nie prowadzą gry polegającej na udawaniu,
że wcale się nie pragną. Przyszło jej nawet do głowy, że może po
przyjezdzie na farmę znów zakochają się w sobie i przestaną wreszcie
udawać. Najgorsze było to, że czuła, iż jeśli ich próba się nie powiedzie,
wyjedzie z Koomalongu ze złamanym sercem.
Skręcili w bok i ich oczom ukazał się niski biały dom stojący w cieniu
drzew. Kiedy Jacob zatrzymał samochód przed wejściem, z trzcinowego
fotela na werandzie zerwała się zwinnie jakaś postać.
Nell spoglądała ze zdumieniem, jak długonoga rudowłosa dziewczyna
o zielonych oczach, ubrana w obcisłe dżinsy i bluzkę z dużym dekoltem,
schodzi pewnym krokiem po schodach, machając do nich ręką.
 Kto to?  spytała Jacoba.
 Znajoma z Romy  mruknął.
 To twoja dziewczyna?
 Nie  wycedził przez zęby.  Poznałem ją kiedyś na przyjęciu.
95
RS
Nell drżącą ręką rozpięła pas. Nie była przygotowana na coś takiego.
Każda kobieta mająca dobry wzrok zauważyłaby, że Jacob jest bardzo
atrakcyjny. Prawdopodobnie ma tu mnóstwo wielbicielek, i będzie musiała
się z tym pogodzić.
Wysiadła szybko z auta i zajęła się niemowlęciem i psami, podczas
gdy dziewczyna rzuciła się z hałaśliwym entuzjazmem na Jacoba.
Nell wypuściła psy z samochodu i wyjęła Sama z nosidełka.
 To twój nowy dom, mój skarbie  szepnęła.
Maluch był rozkosznie zaspany i ciepły, kiedy wzięła go na ręce.
Pocałowała go w mięciutki pucołowaty policzek i przytuliła do siebie, po raz
kolejny zdumiona, jak szybko to dziecko podbiło jej serce.
 O, dziecko!  zawołała dziewczyna.  Gospodyni Jacoba opowiadała
mi o nim. Nie mogłam się doczekać, kiedy go zobaczę. Ma na imię Sam,
prawda?
Podbiegła do Nell.
 Dzień dobry.  Uśmiechnęła się promiennie i potrząsając srebrnymi
bransoletkami, wyciągnęła rękę do Nell.  Jestem Katrina.
Nell uśmiechnęła się ostrożnie.
 Dzień dobry. Ja jestem Nell.
Katrina zmarszczyła nos, pochylając się w kierunku Sama.
 Jaki słodki!  Potem wyprostowała się, unosząc brwi.  A pani
pewnie jest jego nianią, tak?
 Niezupełnie  odparła z godnością Nell.  Jestem jego babcią.
Katrina zachichotała nerwowo, zakrywając dłonią usta. Potem lekko
speszona odwróciła się do Jacoba, który zbliżył się do nich z miną jak
gradowa chmura.
96
RS
 A więc to jest...  Dziewczyna zmarszczyła brwi, wyciągając palec w
kierunku Nell.  Jeśli to jest babcia dziecka, to znaczy, że ty i ona... 
Zaczerwieniła się, rzucając niespokojne spojrzenie na Jacoba, i klasnęła w
dłonie, znów pobrzękując bransoletkami.
 To było dawno temu  powiedziała Nell, której zrobiło się żal
zdenerwowanej dziewczyny.
Jacob kiwnął głową.
 Chodzmy do środka  powiedział.  Oprowadzę cię po domu.
 Chwileczkę. Muszę tylko wyjąć torbę Sama z samochodu i wypuścić
biednego Ambrose'a z klatki. Wez ode mnie Sama.
Katrina wpatrywała się z napięciem, jak Jacob bierze dziecko na ręce.
Nell zastanawiała się, czy ta dziewczyna jest równie zachwycona jak ona,
widząc, jak malutkie niemowlę zapada się w wielkich i muskularnych
ramionach Jacoba. Z torbą w jednej ręce i klatką z Ambroseem w drugiej
szła po schodach za Jacobem i Katriną.
Dom był staroświecki i uroczy, z falistym metalowym dachem,
drewnianymi ścianami i szeroką werandą biegnącą wokół. Przestronne
pokoje z wysokimi sufitami wychodziły na werandę i główny hol,
zapewniając przewiew tak potrzebny w lecie. Klasyczne drewniane przejście
w kształcie łuku oddzielało salon od jadalni, a wszystkie ściany były poma- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl