[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No, lecę do roboty. Pójdziesz dziś ze mną na obiad?
- Nie, Jackie. Nie dzisiaj. Muszę się zorientować, co się tu
działo przez te trzy tygodnie. - Nora zmarszczyła czoło. - Je
steś pewna, że to wszystko prawda z tą Smith?
Jackie skinęła głową.
- Najprawdziwsza prawda. SÅ‚owo harcerki!
Wychodząc z pokoju, odwróciła się jeszcze na moment.
- Gdzie ty się, do diabła, podziewałaś? Parę razy dzwoni
łam i nigdy nie mogłam cię zastać. Byłaś w szpitalu czy co?
- Nie, nie było ze mną tak zle. Wyjechałam do znajomego
na farmÄ™. Do Wirginii.
- Do jakiego znowu znajomego?
- No, zwykłego znajomego.
- A czy przypadkiem farmy w Wirginii nie ma ten Leigh-
ton, z którym chodziłaś na obiady? Od początku czułam, że on
czegoÅ› od ciebie chce.
- Jackie, nigdy nie znałam nikogo, kto by tak łatwo wy
myślał sobie różne historie, jak ty. Skąd ci przyszło do głowy,
że to Mark miałby mnie zaprosić na farmę, nie mówiąc już
o tym, że ja miałabym przyjąć takie zaproszenie?
Przez chwilę w pokoju było zupełnie cicho. Potem Jackie,
jakby nic słyszała zaprzeczeń przyjaciółki, ponowiła pytanie:
- Mark...?
Nora zrozumiała, że się nie wykręci.
- No dobrze. Rzeczywiście byłam u niego. Jesteś zadowo
lona? Ale niczego sobie nie obiecuj, jesteśmy po prostu znajo
mymi. Tak się złożyło, że był świadkiem wypadku i zapropo
nował mi, żebym u nich trochę odpoczęła. Wiesz, w domu,
razem z rodzicami, siostrÄ… i bratem.
- W każdym razie świetnie ci to zrobiło - powiedziała
Jackie, mierząc Norę uważnym spojrzeniem. - Spojrzała na
scandal
M%7Å‚CZYZNA NIE W JEJ TYPIE 143
zegarek. - No, muszę już lecieć, potem cię wypytam o szcze
góły.
Po południu Norę wezwano do dyrektora, gdzie dowie
działa się, że jeżeli tylko jest na to gotowa, może objąć stano
wisko kierownika działu. Kiedy wyraziła zgodę, dowiedziała
się, że czeka ją dwutygodniowy kurs przygotowawczy.
Kurs składał się z wielu śmiertelnie nudnych wykładów, pod
czas których zorientowała się, że nowa praca będzie zupełnie
odmienna od dotychczasowej. Koniec z liczeniem, za to czekały
ją nowe obowiązki i znacznie większa odpowiedzialność.
Kiedy przejęła swoje nowe stanowisko, stwierdziła, że
wymaga ono większych umiejętności, niż sądziła podczas
kursu. Główne zadanie polegało na planowaniu polityki po
datkowej w skali wydziału i dopilnowaniu jej realizacji.
Szybko uświadomiła sobie, że praca z ludzmi wymaga zupeł
nie innych predyspozycji, niż radzenie sobie z liczbami.
Pomimo wyższej pensji i większego prestiżu, nie odczu
wała prawdziwej radości. Zaczęła cierpieć na bóle głowy.
Dawne stanowisko nie dawało może perspektyw, za to nowe
było dla niej głównie zródłem stresów i napięć.
Niewątpliwą jego zaletą było to, że nawał spraw do zała
twienia nie pozwalał jej myśleć o Marku, a przynajmniej nie
w godzinach pracy. Od miesiąca już była w Waszyngtonie, ale
wciąż nie miała od niego żadnej wiadomości. I, prawdę mó
wiąc, żadnej się nie spodziewała.
Były chwile, zwłaszcza podczas długich, samotnych wie
czorów, kiedy chciała do niego zadzwonić albo napisać, spró
bować mu wyjaśnić, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy.
Dwukrotnie zaczęła nawet wykręcać jego numer, nigdy jed
nak nie wykręciła go do końca.
W głębi duszy ciągle kochała Marka i odczuwała brak jego
silnej, stanowczej osobowości. Tęskniła za jego spokojnym
scandal
144 M%7Å‚CZYZNA NIE W JEJ TYPIE
oddaniem i opiekuńczą czułością. Nie miała jednak pojęcia,
w jaki sposób mogłaby odbudować łączący ich związek ani
nawet, czy na pewno powinna to zrobić.
Częścią nowych obowiązków Nory było rozwiązywanie
konfliktów powstających między personelem i podatnikami.
Nie zdziwiła się więc specjalnie, kiedy któregoś dnia wpadła
do jej pokoju zrozpaczona Jackie i poprosiła o odbycie roz
mowy ze szczególnie upartym klientem.
- Facet jest tak wściekły, że twierdzi, iż w porozumieniu
z kongresmenem ze swojego okręgu powywraca tu wszystko
do góry nogami! Siedzę z nim od godziny, ale to najbardziej
zawzięty typ, jakiego w życiu widziałam. Teraz uparł się, żeby
rozmawiać z kierownikiem działu...
- W porzÄ…dku, Jackie. PoproÅ› go do mnie. I przynieÅ› od
razu jego papiery.
Jackie skinęła głową.
- Już się robi. Dziękuję, szefowo - odrzekła wesoło.
Po jej wyjściu Nora podeszła do wieszaka i włożyła żakiet.
Wyjrzała przez okno. Był już marzec, drzewa rosnące na
trawniku u stóp budynku wypuszczały pierwsze, blade liście.
Nora przypomniała sobie farmę i pomyślała, że musi być ona
teraz najpiękniejszym miejscem na świecie.
Słysząc stuknięcie drzwi, odwróciła się. Kiedy zobaczyła
Marka Leightona, szok był tak silny, że zrobiło jej się przez
moment ciemno przed oczami.
- Dzień dobry, Noro - powiedział Mark cicho.
Jego znajomy, spokojny głos pomógł się jej opanować.
Wyprostowała się i podeszła do biurka.
- W czym ci mogę pomóc? - zapytała.
- Hm... Prawdę mówiąc, tym razem nie sprowadzają mnie
do ciebie problemy z podatkami. - Próbował się uśmiechnąć.
- Przepraszam cię, że wywołałem tu małe zamieszanie, ale po
dejrzewam, że inaczej nie udałoby mi się do ciebie dostać.
scandal
M%7Å‚CZYZNA NIE W JEJ TYPIE 145
- Przecież nawet nie spróbowałeś - odparła zirytowana.
- Nie wybrałeś się do mnie, nie zadzwoniłeś, ani nawet nie
napisałeś!
- A czy cokolwiek by z tego wynikło? - zapytał. - Czy
w ogóle chciałabyś ze mną rozmawiać?
Spuściła wzrok i zastanawiała się przez chwilę.
- Sama nie wiem - odpowiedziała wreszcie.
- A czy porozmawiasz ze mną teraz? Albo chociaż pozwo
lisz mi coś powiedzieć?
Westchnęła ciężko i spojrzała na niego.
- Jeżeli ci to pomoże, proszę bardzo. Ale ja nie widzę
w tym wiele sensu. Myślę, że tej ostatniej nocy na farmie
powiedziałeś wszystko, co miałeś do powiedzenia. Rzucałeś
bardzo poważne oskarżenia pod moim adresem i...
Mark wykonał w jej kierunku błagalny gest i zbliżył się
o krok.
- Wiem - powiedział cicho. - Zachowałem się jak idiota.
Chyba nawet wtedy zdawałem sobie z tego sprawę gdzieś
w głębi duszy. Nie chodzi mi nawet o te cięgi, które oberwał
Tony. Jemu się to już od dawna należało. Tyle że powinienem
był to zrobić o dobrych parę lat wcześniej, zamiast czekać
z tym wszystkim na ciebie. - Dotknął dłonią oparcia krzesła.
-Czy mogę usiąść?
Skinęła głową i usiadła naprzeciw niego. Z założonymi na
piersi rękami czekała na to, co jeszcze powie.
- Czuję, że muszę ci wyjaśnić, jak to było z Tonym. Na
prawdę, nigdy nie byłem zazdrosny o to, że był ulubieńcem
matki. Zawsze byłem blisko z ojcem. I Anną. Wszyscy troje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]