[ Pobierz całość w formacie PDF ]
S
R
by Victoria Curtis odebrała mu nowo zdobytą wol-
ność.
Janet w niczym nie przypominała eleganckiej, za-
dbanej kobiety, którą Victoria poznała w przychodni.
Była nieuczesana i nieumalowana, a oczy miała za-
czerwienione od płaczu.
- Jak dobrze, że pani już jest - wyjąkała. - Nie
mogę ojca obudzić. Jest w sypialni. -Niemal biegiem
ruszyła na piętro. - Normalnie o tej porze jest od
dawna na nogach. Boję się, że to moja wina.
- Zaraz zobaczymy, co się dzieje - łagodnym
tonem odparła Victoria.
Ojciec Janet leżał na wielkim łożu, a ściany poko-
ju obwieszone były obrazami. Victoria miała wraże-
nie, jakby znalazła się we wnętrzu z dawno minionej
epoki. Podeszła do łóżka i przyłożyła palec do tętnicy
szyjnej mężczyzny. Wyczuła powolny, ale regularny
puls.
- Pani ojciec żyje - odparła. Odciągnąwszy górną
powiekę śpiącego, stwierdziła, że zrenice słabo re-
agują na światło. - Czy ojciec przyjmuje jakieś leki?
- Nie, nie chce niczego brać... tylko przed nocą
wypija dwie duże whisky.
- Hm - mruknęła Victoria. - Wygląda na prze-
dawkowanie leków. - Popatrzyła uważnie na Janet.
Dokuczliwy ojciec, który utrudnia córce utrzymywa-
nie kontaktów z ludzmi, i samotna kobieta, która na-
wiązała związek z mężczyzną i która prosiła o środki
nasenne. - Co miała pani na myśli, mówiąc, że to
pani wina? - zapytała.
Janet przygryzła wargi.
S
R
- Nie wiem, co mnie napadło, nie chciałam zro-
bić mu krzywdy. Bywa taki podniecony... - Usta jej
zadrżały.
- Proszę mi powiedzieć, co się wydarzyło. Czy
dała mu pani coś na uspokojenie? Może środki na-
senne?
- Skąd pani wie? - wyjąkała. - Ale dałam mu tyl-
ko jedną, może dwie pastylki. Inaczej nie mogłabym
wyjść.
Victoria pogłaskała śpiącego po policzku.
- Proszę przynieść mocną czarną kawę, naczynie
z zimną wodą i ręcznik - powiedziała surowo. - Spró-
bujemy go obudzić. Zrodki nasenne i whisky to nie
najlepsza mieszanka. Aha, i proszę zawołać doktora
Saundersa, który czeka w samochodzie.
Po paru minutach w sypialni zjawił się Connor.
- Pomóż mi posadzić pana Lamonta. Sama nie
dam rady.
- Co mu się stało? - zapytał, podciągając chorego
na poduszkach.
- Córka podała mu środek nasenny, żeby mieć
trochę spokoju. A on wieczorami popija whisky.
- Boże święty! Chciała go wykończyć?
- Nie, na pewno nie. - Victoria pochyliła się nad
starszym panem. - Proszę pana, proszę się obudzić!
Niech pan otworzy oczy - powiedziała mu głośno do
ucha. - Sprawdzę, jak reaguje na bodzce.
Kiedy przesunęła mu ołówek po podbiciu stopy,
palce się podkurczyły. Do sypialni weszła Janet, nio-
sąc kawę i miskę z wodą.
- Nic mu nie będzie? - spytała przerażona.
- Mam nadzieję, że po obudzeniu wszystko będzie
S
R
dobrze - odparła Victoria, zwilżając starszemu pa-
nu czoło i szyję. Pan Lamont lekko się poruszył. -
Connor, potrzymaj mu głowę, a ja spróbuję napoić go
kawą.
Powieki chorego zadrgały. Po chwili rozchylił usta.
- Och, tatusiu, niech Bogu będą dzięki, tak strasz-
nie się bałam! - zawołała córka, okrywając dłoń ojca
pocałunkami.
- Co tu, do cholery, robią ci ludzie? - lekko beł-
kotliwym basem zapytał starszy pan, szeroko otwie-
rając oczy.
Janet popatrzyła bezradnie na lekarzy.
- Miał pan lekką niedyspozycję - wyjaśniła Vic-
toria. - Pana córka, zaniepokojona tym, że nie może
pana obudzić, wezwała nas na pomoc. Jesteśmy leka-
rzami.
Pan Lamont rzucił jej niechętne spojrzenie.
- Ale już jestem zdrowy, więc wynoście się.
- Najpierw muszę zmierzyć panu ciśnienie - o-
świadczyła stanowczo Victoria i odwinąwszy rękaw
piżamy, założyła mu aparat.
- Nie wyraziłem na to zgody, to nadużycie - wark-
nął pan Lamont.
- Wie pan, na moment straciłam słuch. Ale po
zmierzeniu ciśnienia zaraz go odzyskam - rzekła
z wesołym uśmiechem. - Ciśnienie w normie - do-
dała po chwili, składając ciśnieniomierz. - Co pan
mówił?
Ku jej zaskoczeniu na twarz starszego pana wy-
płynął szeroki uśmiech. Rzucił jej spod krzaczastych
brwi szelmowskie spojrzenie.
- No wie pani, wzrok mi wprawdzie ostatnio nie
S
R
dopisuje, ale sądząc po tym, co widzę, dziw, że ciś-
nienie nie podskoczyło mi do dwustu.
- Zdaje się, że się pan na dobre obudził - roze-
śmiała się Victoria.
- Tyran z pani - mruknął pan Lamont. Podrapał
się w głowę. - Możecie mi powiedzieć, dlaczego
mam takiego kaca, jakbym wydudlił butelkę whisky?
- To się czasami zdarza - wymijająco odparła
Victoria, zbierając się do wyjścia. - Zajrzę za parę
dni sprawdzić, jak się pan czuję.
- Nie trzeba. Nie znoszę robienia szumu z byle
powodu.
- Hm, znowu straciłam słuch. - Victoria skiero-
wała się do drzwi, odprowadzana pełnym uznania
spojrzeniem starszego pana.
Kiedy zeszli na parter, Janet stanęła przed Victoria
i Connorem z miną skruszonej uczennicy.
- Co zrobicie? - zapytała. - Naprawdę nie chcia-
łam mu zaszkodzić. Ale czasami nie wytrzymuję tego
zawłaszczania mojego życia. Nigdy nie mogę wyjść,
z nikim nie mogę się umówić. Wszystko się zaczęło,
odkąd wzrok mu się popsuł i nie może już malować.
- Wiem, jak trudna jest opieka na starym kłót-
liwym człowiekiem, ale musi pani pamiętać, że ni-
komu pod żadnym pozorem nie wolno samowolnie
aplikować lekarstw - surowo oświadczyła Victoria. -
Miała pani szczęście, że nic mu się nie stało. Miesza-
nie środków nasennych z alkoholem może mieć fatal-
ne skutki.
- Nigdy więcej tego nie zrobię. - Janet rozpłakała
się. - Nie wiedziałam. Chciałam trochę odetchnąć.
Bardzo go kocham, nie przypuszczałam...
S
R
- Wierzę pani, Janet - łagodniejszym tonem rzek-
ła Victoria. - Ale nie mogę przejść nad tym do po-
rządku dziennego. Skoro pani nerwowo nie wytrzy-
muje, muszę przynajmniej zawiadomić opiekę spo-
łeczną.
- On się nie zgodzi.
- Owszem, zgodzi się. Wytłumaczę mu, że musi
pani odpocząć i mieć czas dla siebie. - Victoria zwró-
ciła się do Connora. - Akurat jedziemy do rejonowego
szpitala. Może poprosimy, żeby przyjęli pana Lamon-
ta na tydzień albo dwa na oddział opieki ogólnej?
- Uhm, warto spróbować - odparł zaskakująco
nieprzyjaznym tonem.
- No to do widzenia - rzekła Victoria. - Proszę
zadzwonić, gdyby ojciec gorzej się poczuł. I żadnych
środków nasennych! Dam pani znać, czy przyjmą
ojca do szpitala.
Kiedy wsiedli do samochodu, Connor zapytał:
- Uważasz, że postąpiłaś właściwie?
- Oczywiście. Dlaczego pytasz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]