[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nic nie rozumiesz. Ja chciałam go...
- Pisz!
Słyszał, jak westchnęła ciężko. Podeszła do szafki, wyjęła z niej ołówek i plik kartek, wyrwała jedną i
coś na niej nabazgrała.
- Dobra. - Chwycił ją za rękę. - Idziemy.
- Dokąd?
- Do małego pubu niedaleko Larch Grove. Najwyższy czas, żeby poważnie porozmawiać.
Pub, do którego zabrał ją Sam, okazał się przytulnym lokalem usytuowanym malowniczo nad
brzegiem rzeki.
W środku siedziało zaledwie kilkoro gości. Sam poprowadził Meg do niewielkiego stolika przy oknie
wychodzącym na oświetlony ogród.
Kiedy zjawiła się kelnerka, zamówił dwa kieliszki brandy.
- Opowiesz mi, co się stało? - zapytał po dłuższej chwili. - Domyślam się, że Andy nie był
zachwycony moją wizytą.
Meg pokiwała smętnie głową i utkwiła wzrok w leżących na obrusie splecionych dłoniach Sama.
- Wściekł się, mówił okropne rzeczy... Prawie go uderzyłam. Zupełnie straciłam nad sobą panowanie.
- Meg, kochanie... - Oplótł jej dłonie swoimi. - Wyobrażam sobie, jak jest ci ciężko. Wam obojgu.
Magia jego dotyku podziałała natychmiast. Meg podniosła głowę, spojrzała w zatroskane oczy Sama i
zdała sobie sprawę, że jej problemy nie są mu obojętne. I już nigdy nie będą.
Powoli wysunęła dłonie z kojącego uścisku i sięgnęła do torebki po chusteczkę.
- To niełatwa sytuacja dla nas wszystkich. A szczególnie dla Andy'ego.
Kelnerka podała brandy. Sam w zamyśleniu zaczął przesuwać palcem po brzegu kieliszka.
- Może gdybym poznał kilka szczegółów z waszej przeszłości, byłoby mi łatwiej zrozumieć syna. -
Podniósł wzrok. - Rozumiem, że od rozwodu jego jedyną rodziną jesteś ty, Dee i Elsa, pełniąca
zastępczo rolę babci?
- Tak. - Meg ujęła kieliszek w dłoń.
- Kiedy wyszłaś za Jacka?
- Kilka lat po urodzeniu Andy'ego.
- Pochodził z Seashore?
- Mieszkał tutaj, w Larch Grove, ale pracował w warsztacie samochodowym przy przystani Matlocka.
Poznałam go, kiedy naprawiał nasze volvo.
- Kochałaś go?
Mego upiła łyk brandy, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Z perspektywy czasu widzę, że to było raczej małżeństwo
z rozsądku. Chciałam, żeby Andy miał ojca, ale... - Skrzywiła się z niesmakiem. - Nic z tego nie
wyszło.
- Czy Jack pragnął mieć własne dzieci?
- Nie. Uważał, że jest zbyt młody, żeby wychowywać dzieci. Zwłaszcza cudze.
- Ile lat miał Andy, kiedy się rozwiedliście?
- Siedem.
- Bardzo to przeżył?
Meg wierzchem dłoni otarła oczy.
- Już wtedy wiele rozumiał. Zawsze czuł, że Jack za nim nie przepada.
- Czy to znaczy, że przed ślubem nie zauważyłaś, że twój przyszły mąż nie lubi dzieci?
- Kiedy Jack zaczął mnie adorować, nadskakiwał również Andy'emu. Bez trudu podbił jego serce.
Meg odwróciła głowę w stronę okna i zapatrzyła się na oświetlone korony ogrodowych drzew.
- To, że Andy tak pokochał Jacka, ostatecznie przekonało mnie do małżeństwa. - Pokręciła głową w
zadumie. - Tyle że zaraz po ślubie Jack całkowicie stracił zainteresowanie Andym. Wyobrażasz sobie,
co musiał czuć taki mały chłopiec, kiedy zrozumiał, że ojczym traktuje go jak powietrze.
Zacięty wyraz twarzy Sama wystarczył za najwymowniejszy komentarz.
- Teraz rozumiesz, dlaczego Andy woli cię unikać - podsumowała Meg. - Już raz się sparzył. I to
wyjątkowo boleśnie.
- Biedny dzieciak - szepnął Sam. - Będę musiał stoczyć prawdziwą batalię o jego zaufanie.
- Niestety...
W milczeniu dopili drinki i kiedy Sam uregulował rachunek, opuścili lokal.
Powietrze na zewnątrz przesycone było słodkim zapachem
kwitnących kwiatów. W dole, ścieżką przy brzegu rzeki, spacerowało kilka par.
- Przejdziemy się? - zaproponował Sam.
Ujął jej dłoń i ostrożnie poprowadził Meg w dół zbocza. Jej długie palce o delikatnej skórze z ufnością
splotły się z jego palcami.
Alix ma podobne dłonie, przemknęło Samowi przez myśl. Ale chyba nie tak kruche.
- O czym myślisz? - dobiegł go głos Meg.
- O Alix - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Tęsknisz za nią? Westchnął cicho.
- Raczej za swoim wyobrażeniem o niej.
Zamilkli. Zcieżka doprowadziła ich do niewielkiej plaży, skąpanej teraz w księżycowej poświacie.
- Czego od niej oczekiwałeś? - zapytała nieśmiało Meg. Przez moment zdawało jej się, że Sam nie
odpowie. Widziała, że błądzi myślami gdzieś daleko.
- Nie mogę o tym mówić - odparł w końcu. - W każdym razie jeszcze nie teraz.
- Przepraszam.
- Wiem jedno - powiedział z naciskiem. - Już nigdy się nie ożenię.
- Ty też się sparzyłeś - odgadła Meg. - Tak jak Andy.
- A ty nie? Na weselu Dee powiedziałaś, że raz wystarczy, że nigdy więcej nie wyjdziesz za mąż.
Mówiłaś poważnie?
- Samotność mi służy. Zwłaszcza że popełniłam dwie poważne pomyłki.
- Rozumiem, że ja byłem jedną z nich.
- Szczerze mówiąc, tak. Dałam się ponieść...
- ...współczuciu, wiem. - Sam dotknął jej ramienia. - Nie masz się czego wstydzić.
Współczucie?! Meg nie wierzyła własnym uszom. To przecież była namiętność w czystej postaci.
Jeśli tego nie zauważył, rzeczywiście musiał być niezle zamroczony alkoholem.
- Tak czy owak, nie mam zamiaru wychodzić za mąż - zapewniła go. - Mam rodzinę, pracę, przyjaciół.
Czego można chcieć więcej?
Bez trudu mogła sama sobie odpowiedzieć na to pytanie. Bo przecież było zupełnie jasne, czego, a
raczej kogo brakowało jej do pełni szczęścia.
- A zatem tak się sprawy mają - podsumował ich rozmowę.
- Sam Grainger i Meg Stafford, wrogowie poważnych związków. A co byś powiedziała, moja Meggie,
na mały romans? Bez zobowiązań i obietnic. No jak, chciałabyś być moją kochanką?
Meg aż otworzyła usta z wrażenia. Zanim zdołała cokolwiek odpowiedzieć i spojrzeć Samowi
namiętnie w oczy, ku swojemu osłupieniu dostrzegła w nich wesołe iskierki. Zrozumiała
- to był żart! Nieomal dała się wywieść w pole!
Jednocześnie zdała sobie sprawę, jak bardzo jest podatna na zmysłowy urok tego niebezpiecznego
mężczyzny. Mało brakowało, a przystałaby na jego nieprzyzwoitą propozycję.
Zaśmiała się sztucznie i skwitowała jego słowa zgryzliwą odpowiedzią:
- O tym możesz tylko pomarzyć.
ROZDZIAA DZIEWITY
Meg stała na podjezdzie swojego domu i patrzyła w ślad za oddalającymi się tylnymi światłami
samochodu Sama.
Spędzili razem uroczy wieczór. Uroczy, acz pełen bolesnych wyznań i zawiedzionych nadziei.
Kiedy odwiózł ją pod dom, nie zaprosiła go do środka. Musiała porozmawiać z Andym, a obecność
Sama mogłaby to utrudnić albo wręcz uniemożliwić.
Z duszą na ramieniu Meg nacisnęła klamkę drzwi wejściowych. Jej syn siedział zwinięty w fotelu i z
napięciem wpatrywał się w ekran telewizora, którego znaczną część wypełniała sylwetka... Alix
Grainger.
Ubrana w spodnie i bluzę koloru khaki, z rozwianymi na wietrze ciemnymi włosami, niewzruszenie
komentowała przebieg ulicznych zamieszek, rozgrywających się tuż za jej plecami. W pewnym
momencie zdecydowanym ruchem odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki i posłała do kamery dumne
i przenikliwe spojrzenie.
- Dlaczego się rozwiedli?
Rzucone przez Andy'ego pytanie zupełnie wytrąciło Meg z równowagi. Jednak widok bladej i
zapłakanej buzi syna sprawił, że szybko wzięła się w garść.
- O co pytałeś?
- Dlaczego on już z nią nie jest?
- Nie wiem.
- Nie pytałaś go? - Rzucił jej badawcze spojrzenie.
- On nie chce o tym rozmawiać.
- Ledwie co się z nią rozwiódł, a już podrywa ciebie. - Andy najwyrazniej nie mógł powstrzymać się
od złośliwości.
- Mylisz się, kochanie. Będziemy razem prowadzić pensjonat, więc próbujemy się lepiej poznać, to
wszystko.
- Dzisiaj też pracowaliście? - zapytał ze złością. - Wyszłaś z nim na ponad dwie godziny! Co
robiliście?!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]