[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego odwagę, i obiecał sobie przejść przez wszelkie próby, jakie może przed nim postawić.
W końcu Pani Mgieł westchnęła. Ubrana była w szatę wykonaną z pojedynczej sztuki
jedwabiu tak cienkiego, że Muhbaras widział, jak jej piersi unoszą się pod materią. Szybko
zwrócił swoje oczy i myśli gdzie indziej i powtórnie pochylił głowę.
 Czy nie chcesz dowiedzieć się więcej, Khorajańczyku?  zapytała. Jej głos miał w
sobie ostrość dobrego stalowego noża.
 Chcę wiedzieć o wszystkim, co moja Pani uzna za właściwe mi powiedzieć. Ośmielę
się dodać, że im więcej mi powie, tym łatwiej będzie rozwiązać tę sprawę ku zadowoleniu
obu stron.
 Zgoda wymaga śmierci żołnierza, który zawinił. Nic innego nie zapewni
zadośćuczynienia.
Kapitan milczał, dopóki nie zdał sobie sprawy, że oczekuje się od niego odpowiedzi na te
zuchwałe słowa, tak odarte z litości, jak skały gór lub sępy zataczające nad nimi kręgi.
Zdrowy rozsądek podpowiedział mu, że jakiekolwiek próby ugody będą daremne, ale honor
nalegał, by podjął taką próbę.
 Mniej surowa kara z pewnością wystarczy, aby zapewnić&
 %7ładna łagodniejsza kara nie będzie dostateczna w oczach bogów!
Jakich bogów, zastanawiał się kapitan niezbyt przytomnie. Być może Pani Mgieł nie
chciała lub nie potrafiła odpowiedzieć, pomyliwszy wolę własną z wolą bogów.
 Cześć bogom i tobie, moja Pani  powiedział  ale jeśli nie został popełniony żaden
lubieżny czyn&
 Oczy są zwierciadłem duszy. Dusza twój ego żołnierza dotknęła Panny.
Muhbaras był ciekaw, jakie są prawdziwe zamiary Władczyni. Miał nadzieję, że kiedyś się
tego dowie, ale chyba jeszcze nie dzisiejszej nocy. Przypuszczał, że jej gniew spowodowany
nieposłuszeństwem będzie niewątpliwie hamowany tym, że potrzebuje jego i jego ludzi.
Gdyby jednak uniemożliwiła mu pełnienie służby przez pewien czas, natychmiast mógłby z
tego skorzystać Ermik. Co więcej, Pani Mgieł, która rzadko była zle poinformowana, mogła
już wiedzieć o przybyciu szpiega i jego stosunkach w Khorai, a przez to myśleć, że warto nim
zastąpić kapitana. Byłoby to z jej strony szaleństwem, ale Muhbaras nie sądził, by wiedzmy
były mądrzejsze od pospólstwa.
 Podaj mi imię tego żołnierza, a ja aresztuję go, przeprowadzę śledztwo i postawię przed
tobą.
 Nazywa się Danar, syn Araubasa, i został już uwięziony przez moje Panny i ich sługi.
Jego wina jest dowiedziona i nie trzeba już dalszego śledztwa. Wezwałam cię tutaj z
uprzejmości, abyś nie zastanawiał się, co mu się przytrafiło. Pytam cię tylko: czy pragniesz
być świadkiem jego odejścia czy też nie?
W chwili gdy kapitan usłyszał imię skazanego żołnierza, wiedział, że musi w tym być
trochę prawdy, i nie musiał już zadawać czarodziejce pytań, na które by nie odpowiedziała.
Danar był młody i przystojny, więc wpadał kobietom w oko. Jeśli spojrzał z pożądaniem na
jakąkolwiek niewiastę  Pannę, staruchę lub samą boginię  to tylko dlatego, że ona
spojrzała tak na niego pierwsza!
Jednak prawda nie pomoże Danarowi. Sprawiłaby ona tylko, że jakaś Panna zostałaby
skazana tak samo jak on.
 Dobrze. Zgadzam się na wszystko, o co prosisz, pod jednym warunkiem. Sam
porozmawiam z Danarem, synem Araubasa, i przekażę jego ostatnią wolę krewnym. W
przeciwnym wypadku nie mogę w tej sprawie złożyć żadnych obietnic.
Muhbaras ośmielił się spojrzeć Pani Mgieł prosto w oczy. Po raz pierwszy dostrzegł
brązowe plamki na złocistych tęczówkach i słabe cienie na powiekach, poniżej starannie
wyskubanych brwi. W przypadku innej kobiety powiedziałby, że te oczy wyglądałyby bardzo
pięknie, gdyby się rozszerzyły w chwili najwyższej rozkoszy. W tym przypadku była to myśl,
którą należało natychmiast przegnać z umysłu, tak jak przegania się wściekłego psa, by nie
zagroził dzieciom.
 Na mój honor i moją więz z Mgłą, przyrzekam ci to, o ile mężczyzna będzie jeszcze
żył, gdy do niego dotrzesz.
W tak sformułowanej obietnicy była luka, przez którą można by przepchnąć słonia z
królewskiej menażerii. Ale Muhbaras osądził, że mądrzej będzie nie spierać się dalej. Ukłonił
się i uczynił rytualny khorajański gest ślubowania na krew i stal, że dotrzyma słowa.
Wyprostował się.
 Jeśli pójdę do więznia natychmiast, to prawdopodobnie będzie jeszcze żył. Czy mogę?
Pani Mgieł skinęła głową. Uniosła w milczeniu rękę i wokół kapitana zgromadziły się
Panny, aby wyprowadzić go z komnaty.
Conan zdążał na północ wraz z awangardą pięćdziesięciu Zielonych Płaszczy. Farad i
Sorbim jechali obok niego, raz po raz rozglądając się wkoło. Dziesięć kroków na prawo od
Cymmerianina jechał Khezal z trzema wybranymi Zielonymi Płaszczami, którzy czuwali nad
jego bezpieczeństwem w podobny sposób.
 Conanie!  zawołał Khezal  co byś zrobił, gdybym nie pozwolił ci ruszyć na
północ?
 Przypominam sobie pewnego mądrego kapitana, który powiedział, że  gdyby jest
słowem używanym przez kapłanów i skrybów, lecz nie przystoi wojownikom.
 A ja pamiętam, że gdy ów mądry kapitan to powiedział, uczył właśnie pewnego
młodego Cymmerianina, który od tego czasu sam zdążył zostać mądrym kapitanem.
 Zaiste, tamtemu kapitanowi zawdzięczam odpowiedz na to pytanie  rzekł Conan
niebezpiecznie podniesionym głosem.  Czy tobie zawdzięczam tyle samo?
 Ja nie nauczam. Ja prowadzę mężczyzn, którzy muszą wiedzieć, na ile możemy ci
zaufać.
Conan wyburczał parę przekleństw, ale zaczął się zastanawiać. Khezal rzeczywiście
znajdował się w sytuacji, w której zaufanie jego ludzi było sprawą życia lub śmierci. Miał
więc prawo do wszystkiego, co mogło wzmocnić to zaufanie, a nie osłabiało przy tym
Conana.
 Słuchaj zatem  rzekł Cymmerianin.  Gdybyś odmówił i tak odjechałbym na północ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl