[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na molo obserwowałam spotkanie Graya Garrisona i Maxa McCalla. Gdy się pojawiłam, sytuacja
zrobiła się chyba jeszcze bardziej napięta.
Zaczyna się& Podeszłam do Maxa.
Wyciągnął do mnie rękę. Dał mi szansę na podjęcie decyzji, czy pokazujemy wszystkim, co nas łączy.
Podałam mu dłoń.
Gray zacisnął zęby i odsunął się od nas. Choć przecież wiedział! A jednak trudno mu było patrzeć. On
się wycofał, ale Max do niego podszedł. Nie puścił mojej ręki, ale drugą wyciągnął do niego.
Cześć, Gray. Pechowo, jego głos zabrzmiał piskliwie.
Cześć. Przywitali się.
Potem obaj lekko się nachylili i wymienili półuścisk.
Max nigdy nie miał nic do Graya, dopóki Gray mnie nie skrzywdził. Wcześniej go podziwiał, darzył
szacunkiem. Gray natomiast traktował go jak młodszego brata. A rodzina nie powinna startować do jego
byłej.
Po powitaniach Gray i Max zajęli się pomaganiem rodzicom. Zostałam z Giną. Czekałam, aż zacznie
przepraszać, ale była bardziej opanowana, niż się spodziewałam. Gadałyśmy o głupotach: o programach
na Netfliksie, mojej nowej fryzurze i o tym, jak długo jeszcze będą modne ciuchy z lat osiemdziesiątych.
Pozostali ładowali rzeczy. Gdy tata zawołał, żebym mu podała moją torbę, Gina nagle się
zainteresowała.
Wzięłaś Biga? spytała. Stęskniłam się za nim.
Ciekawe&
Gray aż upuścił lodówkę, którą dzwigał.
Wzięłaś tego niebieskiego brzydala?
Bardzo ciekawe&
Wiem, że zawsze z nami jezdził, ale w tym roku zostawiłam go w domu poinformowałam i bacznie
się przyglądałam ich reakcjom.
Szkoda. Jakby mnie kto pytał, przydałoby mu się odmalowanie odparł Gray. Jezu, to ptaszysko
jest koszmarne.
Nikt cię nie pyta przypomniała mu Gina. Ja tam się cieszę, że go zostawiła w domu, jeśli
zamierzałbyś mu zrobić krzywdę.
Ciekawe&
Słuchaj, Max& Gray wrzucił lodówkę na pokład. Dam ci radę. Jeśli Sadie kiedyś cię poprosi,
żebyś dla niej wygrał pluszowe zwierzę, uciekaj i nie oglądaj się za siebie.
Gdy wszyscy wsiadaliśmy na jacht, Gray wyglądał na niezadowolonego. Chyba wiedziałam, o co
chodzi. Chociaż się naśmiewał z Biga, ten ptak symbolizował naszą historię, a ja go nie zabrałam z sobą.
Dla Graya oznaczało to najwyrazniej coś innego niż dla mnie.
Posunął się nawet do tego, że szepnął:
Mogłaś go wziąć.
Nie mogłam.
W tym roku nie było grupowego przytulania. Ani szampana. Ogólnie: uroczystego otwarcia piracko-
paintballowego weekendu. Pan McCall ustawił jacht dziobem do wyspy i oznajmił po prostu:
No to ruszamy.
Silnik dziarsko mruczał, a zatoka mrugała jak do starych przyjaciół. Wydawała się ciemniejsza niż
Meksykańska. Nie była głębsza, jedynie bliżej brzegu. Sprawiała klaustrofobiczne wrażenie. Udawała
ocean, ale tak naprawdę okazywała się podróbką czegoś prawdziwego.
Rodzice zebrali się w swojej części, bliżej dziobu przy jednej z lodówek. Obiecali, że za godzinę będą
burgery z grilla i hot dogi. Czyli bez niespodzianki. Menu było niemal wypisane w kambuzie
niezmywalnym flamastrem. Jutro będą gofry i kanapki, a na obiad stek. Udawali, że nie zrobią
tradycyjnych brzoskwiniowych lodów, bo za dużo z tym zachodu, ale oczywiście zrobili. Aaknęli
powrotu do starych zwyczajów. My chyba zresztą też, bo zebraliśmy się na rufie i zajęliśmy te miejsca,
co zawsze.
Zerknęłam na zegarek. Za pięć minut Gray zaproponuje, żebyśmy zagrali w karty. W nertza, jego
ulubioną grę.
Gina spróbowała pierwsza.
Ciągle wpychasz do Biga tajemnice?
Nie tajemnice poprawiłam ją. Przyczepiliście się do tego kiedyś. To tylko moje myśli.
Gray włożył sobie do ust guzik od koszulki.
Można zwariować, nie? Trącił Maxa. Nie wiadomo, co o nas myśli.
W większości to dobre rzeczy zaprotestowałam.
Większość? powtórzył Gray. Ona zabija. Przestrzeń między wszystkim a większością jest jak
zlewisko ścieków.
Na swoją obronę przypominam wam, że nie mieliśmy najlepszego roku.
Gina i Gray nie skomentowali. Max mocniej mniej objął.
Gdyby się ktoś pytał, najwyższy czas to zmienić zaryzykowała po minucie Gina.
Gray usiadł po turecku i oznajmił:
Dobra. Czyli gramy.
Minęło dokładnie pięć minut.
Nikt nie zaprotestował. Wyjęliśmy z toreb talie kart i przetasowaliśmy je. Nie licząc utrudnienia w
postaci wiatru, nertz był łatwą grą. Przypominał trochę grupowego pasjansa, tyle że liczyła się szybkość.
Chodziło o to, żeby pozbyć się kart z dłoni, wykładając je na cztery kupki leżące pośrodku stołu. W
czasie gry nie gadaliśmy za dużo, a jak już, to niecenzuralnie.
Niektóre gry same się prosiły, żeby przy nich przeklinać. Należały do nich karty. Klęłam jak szewc.
Zawsze. I nie czułam się winna. Tak to działało. Tyle że żadnemu z nas nie było wolno bluzgać przy
rodzicach. A oni siedzieli całkiem niedaleko.
Max, z powodu uszkodzonych strun głosowych, miał nad nami przewagę.
McCall, ja pieprzę, idz na całość, i tak cię nie usłyszą! zachęcał Gray.
Jak tylko to powiedział, rodzice krzyknęli:
Co to za język?!
Gray przetasował talię i rzucił na pokład. Upadły z tym uroczym dzwiękiem, który wydają karty.
Widzisz?
Wątpiłam, żeby groziło nam coś poważnego, ale przeklinanie po cichu dodawało całej zabawie
smaczku.
Moim zdaniem wszystko nam dzisiaj wybaczą orzekła Gina.
Mnie na pewno.
Szczęściara powiedział Gray.
Właśnie dołączyła Gina.
Mama Graya potrafiła być ostra, ale wszyscy baliśmy się Soni. Umiałaby spalić nas na stosie przy
użyciu mokrych zapałek.
Jeśli przeżyliśmy akcję w parku wodnym, damy radę wszystkiemu podsumował Max.
Cannon Balls! Prawie o tym zapomniałem! Gray się roześmiał.
Ja pamiętam.
Ja też dołączył Max.
Papier, kamień, nożyczki, które z nich przesyła mi listy?
Niestety, akurat w tym momencie Gina zawołała:
Dobra, gramy!
Straciłam okazję do dalszego śledztwa.
Przez następną godzinę wyłącznie przeklinałam i przekładałam karty z jednej kupki na drugą. Bez
skutku. Oczywiście chodzi mi o grę. W lżeniu nie miałam równych.
Wygrał Gray. Jak zwykle. W związku z tym zrobił się nieznośny. Rywalizacja budziła w nim potwora.
A ponieważ pojawił się dodatkowy aspekt w postaci Maxa, jego niesubordynacja sięgnęła zenitu. Kiedyś
uważałam, że jest słodki, gdy się tak zaperzał, szarpał za guzik przy koszulce i rzucał kartami.
Zachowywał się, jakby od zwycięstwa zależało jego życie.
Siedział naprzeciwko mnie, tasował, przekładał, licytował, a mnie się przypomniały poprzednie
pirackie weekendy. Zawsze spędzaliśmy je jako para. Był uroczy, nawet z tym grubym karkiem i
krzywymi uszami.
Oczywiście nie tak fajny jak Max, ale przynajmniej znów dostrzegałam w nim jasne strony.
Numer trzeci na mojej liście, pozornie nieosiągalne przebaczenie Ginie i Grayowi oraz powiedzenie
im prawdy, mógł się wydarzyć w ten weekend.
Postanowiłam, że tak będzie. Przynajmniej druga część. Przebaczenie wydawało się równie trudne, jak
trening do triatlonu: za dużo do ogarnięcia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]