[ Pobierz całość w formacie PDF ]
upieczeni i tak dalej?
Jim pokręcił głową.
Wyglądali na spokojnych, prawda? dopytywała się Sue-Marie. Nie cierpieli?
Jim przywołał obraz czaszek Bobby ego i Sary, wpatrujących się sobie nawzajem
w puste oczodoły.
Chyba można powiedzieć, że wyglądali na spokojnych.
Przez długą chwilę nikt się nie odzywał, nikt nie wstawał. Sue-Marie płakała
cichutko w chusteczkę, jak kociak, który się zgubił. Z całej klasy dolatywały chlipnięcia,
a David Robinson mocno zacisnął powieki, złożył dłonie i mruczał słowa modlitwy.
Kiedy ktoś umiera tak wcześnie i tak nagle, zawsze jest to dla wszystkich
straszliwym szokiem powiedział Jim. Na pewno zadajecie sobie pytanie, co to za
świat, który pozwala, aby młodzi ludzie, których przyszłość jest wielką obietnicą, mogli
tracić życic. O tym właśnie rozmawialiśmy dziś rano, prawda? O czasie. Bobby emu
i Sarze odebrano największy dar, jaki istnieje: czas na dorastanie, na zakochanie się, na
cieszenie się wszystkimi przyjemnościami życia. Dla Bobby ego i Sary czas zatrzymał
się na zawsze, podczas gdy my pędzimy dalej minuta za minutą, dzień za dniem, tydzień
za tygodniem, a każda sekunda, która mija, pozostawia ich coraz dalej za nami.
Podszedł do tablicy i pod napisem: BOBBY TUBBS I SARA MILLER NIE %7łYJ
dodał pytanie: GDZIE S TERAZ?
Ponieważ nie wygląda na to, by ktoś z was chciał wcześniej wyjść, a mamy teraz
lekcję pisania, proponuję nieco twórczej terapii. Spróbujcie wyrazić na papierze, co
czujecie do Sary i Bobby ego. Możecie napisać, co chcecie: esej, wiersz, nawet słowa
piosenki. Postukał wskazówką w tablicę i dodał: Chcę tylko, abyście odpowiedzieli
na to pytanie.
Może są duchami, zjawami? zasugerował Edward Truscott.
W klasie jest tylko jedna zjawa, a jesteś nią ty stwierdził Cień.
Jim usiadł.
Jeżeli uważasz, że są duchami, napisz to. Napisz wszystko, co chcesz... byle było to
mądre, uczciwe i płynęło z serca.
Vanilla King podniosła rękę.
Panie Rook... wierzy pan w duchy?
Jim patrzył na nią przez długą chwilę, nie odpowiadając. Ale kiedy otworzyła usta,
zamierzając powtórzyć swoje pytanie, niemal niezauważalnie skinął głową.
Rozdział 4
Pokochasz to miejsce powiedział Vinnie, gdy zaparkował swojego
jasnoczerwonego pontiaca GTO i wyłączył arię Nessun Donna* [*Turandot Pucciniego],
którą wciąż puszczał podczas jazdy z West Grove do Venice.
Jim wysiadł i popatrzył na ponury apartamentowiec z lat 30. XX wieku, zajmujący
całą przestrzeń między ulicami Willard i Divine. Kiedy mieszkał przy Electric Avenue,
przejeżdżał tędy niemal co dzień, ale mimo potężnych rozmiarów budynku nie
zapamiętał go. Wielka kamienica sprawiała wrażenie, jakby chciała się odciąć od życia
i kolorowego otoczenia. Czteropiętrowy budynek był zbudowany z ciemnej
czerwonobrązowej cegły, miał wielkie okna o maleńkich, oprawnych w ołów szybkach
i brązowe kręcone kolumny. Kiedy Jim podniósł wzrok, ujrzał nad gzymsami dziesiątki
rzygaczy i sterczące nad kominami wymyślne odgromniki jakby mieszkańcy domu
chcieli się w ten sposób ochronić przed boskim gniewem.
Umieszczona nad głównym wejściem zniszczona tabliczka z brązu informowała, że
jest to BENANDANTI BUILDING, zbudowany w 1935 roku.
Mój stryj Giovanni mieszkał tu przez czterdzieści lat powiedział Vinnie i pchnął
ciężkie dębowe drzwi. Był stary i chory, mieszkanie było dla niego za duże, ale nie
chciał słyszeć o przeprowadzce. Twierdził, że musi doczekać tu śmierci. Nie powiedział
tylko dlaczego, głupi stary dziadyga.
Kiedy masywne drzwi zamknęły się za nimi, Jima zdziwiła nagła cisza, jaka ich
otoczyła. Była taka... absolutna. Nasłuchiwał przez chwilę, nie słyszał jednak ani
telewizorów, ani odgłosów ulicy.
Tu jest jak w kościele mruknął i ruszył w głąb holu. Jego kroki odbijały się
echem, a ich echo drugim echem.
Hol nie tylko wyglądał jak wnętrze kościoła, ale także podobnie w nim pachniało.
Był ośmiokątny, sufit podpierały kolumny z czerwonego marmuru z ciemniejszymi
pasmami, podłoga również była marmurowa. Zciany wyłożono panelami z rzezbionego
dębu z mnóstwem winogronowych kiści, dzikich róż i ludzkich twarzy. Były to
wyłącznie twarze mężczyzn, najwyrazniej Włochów o haczykowatych nosach
i wyniosłych minach. Nawet drzwi windy ozdabiały płaskorzezby przedstawiające
drzewa, krzewy jeżyn i oddalone zamki.
Z boku holu stała wykonana z jasnożółtego materiału rzezba nagiego mężczyzny
niemal naturalnej wielkości jedną rękę unosił przed oczami, jakby chciał je osłonić
przed oślepiającym słońcem, a w drugiej trzymał sześcienne pudełko o boku mniej
więcej dziesięciu centymetrów.
Ciekawa rzezba powiedział Jim. Co to ma być? Dawid Michała Anioła,
głęboko rozczarowany prezentem otrzymanym z okazji bar micwy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]