[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wycofywać ostrożnie składając sobie jednocześnie mocne postanowienie, że nigdy więcej nie
przyjdę tu w środku nocy. Chyba brakowało mi piątej klepki, skoro nie zrobiłam tego po
pierwszym, czy najpózniej po drugim razie.
Wtedy niechcący nadepnęłam na suchą gałązkę, która głośno zatrzeszczała, aż Nala
miauknęła wyraznie niezadowolona, zwłaszcza że nieświadomie przycisnęłam ją zbyt mocno do
siebie. Głowa tajemniczej postaci gwałtownie się uniosła a cała sylwetka oparta o drzewo odwróciła
się w moją stronę. Mogłam zacząć krzyczeć i rzucić się do ucieczki przed czerwonookim duchem,
mogłam też z krzykiem wdać się z nim w walkę; obie możliwości zawierały krzyk, już więc
otworzyłam usta, by wrzasnąć, kiedy posłyszałam znajomy, uwodzicielski głoś.
- To ty, Zoey?
- Loren?
- Co ty tu robisz?
Nie po ruszył się, nie zrobił kroku w moim kierunku, więc z prostej przekory, jakbym na
chwilę przedtem nie umierała ze strachu, wyszczerzyłam się w uśmiechu, nonszalancko
wzruszyłam ramionami i podeszłam do niego.
- Cześć powiedziałam, starając się zrobić wrażenie dorosłej osoby. Potem zaraz przypomniałam
sobie, ze zadał mi pytanie, na które powinnam odpowiedzieć, dobrze, ze było ciemno i mój
rumieniec nie rzucał się w oczy. - Właśnie wracałam ze stajni i zamiast iść na skróty,
zdecydowałyśmy z Nalą iść na długi. - Co ja plotę? Naprawdę powiedziałam iść na długi ?
Kiedy szłam w jego stronę, wydawał mi się strasznie spięty, ale to moje powiedzenie
rozśmieszyło go i na jego twarzy o idealnych rysach pojawiły się oznaki odprężenia.
- Iść na długi, powiadasz. Cześć Nala, raz jeszcze.
Podrapał ją po łebku, na co odpowiedziała niegrzecznym mruknięciem, po czym
delikatnie zeskoczyła z moich ramion na ziemię i z godnością się oddaliła.
- Przepraszam, ona nie jest szczególnie towarzyska.
Uśmiechnął się.
- Nie przejmuj się. Mój kot, Wolverine, przypomina opryskliwego staruszka.
- Wolverine? - zdziwiłam się.
Teraz jego uśmiech stał się trochę krzywy i jakby chłopięcy, co sprawiło, ze wyglądał
jeszcze bardziej czarująco.
- Tak, Wolverine. Wybrał mnie kiedy byłem na trzecim formatowaniu. A wtedy miałem
kompletnego fioła na punkcie X-menów.
- To imię wyjaśnia dlaczego jest opryskliwy.
- Mogło być gorzej. Rok wcześniej oglądałem bez przerwy Spider-mana. Niewiele brakowało, a
nazwałbym kota Spidey albo Peter Parker.
- W każdym razie twój kot nosi ciężkie brzemię.
- Wolverine na pewno by się z tobą zgodził.
Znów się roześmiał, a ja starałam się powstrzymać przed histerycznym chichotaniem nie
jego widok, jak to czynią małolaty na koncertach swoich idoli. Przecież w gruncie rzeczy ja z nim
flirtuję. Zachowaj spokój. Nie mów ani nie zrób niczego głupiego!
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam niepomna przestróg własnego umysłu.
- Piszę haiku. - Uniósł rękę a ja dopiero zauważyłam że trzyma w niej elegancki, oprawiony w
skórę dziennik, który musiał kosztować masę pieniędzy Przychodzę tutaj przed świtem, wtedy
jestem sam i mogę liczyć na natchnienie.
- Och, przepraszam, nie chciałam przeszkadzać. Już się żegnam i odchodzę. - Pomachałam mu na
pożegnanie (jak idiotka) i odwróciłam się, by się wycofać, ale wolną ręką złapał mnie za przegub.
- Wcale nie musisz odchodzić. Czerpie natchnienie z wielu rzeczy, nie tylko z samotnego
przebywania w tym miejscu.
Poczułam ciepło jego ręki na swoim przegubie, zastanawiając się jednocześnie, czy on
wyczuwa mój przyspieszony puls.
- No cóż, nie chcę przeszkadzać.
- Wcale mi nie przeszkadzasz. - Zcisnął mój przegub, zanim wypuścił go (niestety) z ręki.
- No więc dobrze. Piszesz haiku. - Dotyk jego ręki podniecił mnie, z trudem usiłowałam zachować
opanowanie. - To azjatycka poezja z ustaloną strukturą, tak?
Jego uśmiech był sowitą zapłatą za to, że uważałam na lekcji poezji prowadzonej przez
panią Wienecke, w zeszłym roku.
- Tak. Moją ulubioną formą są wersy pięcio-, siedmio- i znów pięciosylabowe. - Przerwał, po czym
uśmiechnął się na inny jeszcze sposób. Kiedy spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami,
poczułam w żołądku dziwną słabość. - A skoro mowa o natchnieniu, ty mogłabyś mi pomóc.
- Z przyjemnością odpowiedziałam skwapliwie, mając nadzieję, że nie zauważy, iż brak mi tchu.
Nie spuszczając z mnie wzroku, przesunął ręką po moich ramionach.
- Nyks cię Naznaczyła również w tych miejscach.
Nie było to pytanie, tylko stwierdzenie ale i tak skinęłam głową.
- Owszem.
- Chciałbym zobaczyć. Jeśli cię to zbytnio nie krępuje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]