[ Pobierz całość w formacie PDF ]

49
hymny narodowe.
Była więc szafa, dalej sklecony ze szczątków tapczan przykryty imitacją tygrysiej
skóry, zawalony kupą publicystycznych książek, skrupulatnie wybranych spomiędzy śmiecia
zalegającego dziedziniec, biblioteka bowiem, na równi ze szpitalem, apteką, kinem i
olbrzymią kartoteką zawierającą legitymacje i fotografie wielu dziesiątków tysięcy SS-
manów, została rozbita w puch i wyrzucona na bruk.
Siedziałem wciśnięty w róg kanapy, gapiąc się bezmyślnie na ciemniejszą plamę na
ścianie, ozdobioną nie wiadomo skąd wytrzaśniętym Norwidem, ewangelicznie brodatym.
Zza uchylonych drzwi dochodził z korytarza brzęk kotła. Tu, na pokojach oficerskich,
nawet grunwaldowy gulasz wydawano bez kolejki i bez kontroli. Każdy oficer brał dwie, trzy
miski, na zapas, na wieczór. Bo z chlebem to różnie bywało, najczęściej trzysta gramów.
Nawet dla żołnierzy mało, cóż dopiero dla oficerów!
Redaktor wepchnął się do środka, piastując w rękach dwie pełne, dymiące zapachem
mięsa miski. Wetknął mi jedną do rąk.
- Masz, jedz i rośnij - rzekł krótko, ale dobitnie. Wydoskonalił sobie dykcję, był
bowiem troszeczkę głuchy, a mieszkał z kapitanem, byłym korespondentem dziennika w
Białymstoku, głuchym jak wyschły pień. Obaj napełniali pokój niespokojnym buczeniem jak
niesforne bąki.
Wolno zanurzyłem łyżkę w gulaszu, wybierając starannie mięso. Nie byłem już
zachłannie głodny. Z okazji Bitwy pod Grunwaldem wydzielono nam po litrze kartofli z
mięsem i sosem.
- Wiesz, że chciałbym mieszkać w pokoju - rzekłem do Redaktora, który odsunął
maszynę i matryce pod okno, zasiadł przy stole i mlaskając głośno językiem, wziął się razno
do jedzenia - żebym mógł porozkładać moje książki, powiesić na noc spodnie w szafie, no i w
ogóle spać w łóżku. Sam w pokoju to cholernie przyjemnie!
- Albo we dwoje! - huknął Redaktor.
- Z tym drugim? - skrzywiłem się z niesmakiem.
- Nie, z dziewczyną. Przygadałeś z transportu, widziałem!
- Co się dziwisz? Po obozie to już chyba czas? - Redaktor trafił do obozu z powstania,
wprost od młodej żony.
- Może ucieknę z nią na Zachód. Odłożył łyżkę i popatrzył na mnie spod oka.
- No, wiesz - zakpił - ty i ucieczka! Szczeniaczku, rzuciłbyś swoje wiersze i książki?
Nie bałbyś się świata? A jakbyś musiał pogłodować?
Obrażony, odsunąłem miskę. Odwróciłem twarz ku oknu. W szczerbach wybitej szyby
50
słońce rozwidlało się w tęczowe, pawie błyski.
- No, nie martw się - Redaktor wstał od stołu i pogłaskał mnie po twarzy. - Jakim mnie
stworzyłeś, takim mnie. Panie Boże, masz. A w tym pochodzie z mięsem byłeś?
- Byłem - mruknąłem niechętnie. - Moglibyście napisać o tym. To sensacja!
- Prawdziwa sensacja obywa się bez prasy, mój mileńki. Zresztą ksiądz Tokarek nie
pozwoliłby napisać. Jesteśmy przecież gazetą rządową!
Ułamał kawałeczek chleba i umaczał w sosie.
- A tobie udało się uciec?
- %7łołnierze mnie puścili. Angielszczyzną świat przejdziesz. Wyklarowałem okejom, że
ja nic, że przypadkowo, opowiedziałem o sprawie. Pokiwali głowami. Jeszcze mi jeden rękę
podał. Znasz Stefana? - zapytałem. - Był blokowym na szonungu.
- Komunista? Byłem u niego na bloku. Nie najgorszy.
- Szuja - odrzekłem zwięzle. - Bił ludzi, wysługiwał się esmanom, żeby tylko zostać
blokowym i mieć bindę118. Kiedy go wyrzucili na komando, to chodził jak struty. Trzech dni z
fasonem nie umiał wytrzymać. %7ładen lagrowiec.
Redaktor pokiwał głową. Przechylił miskę i pił sos.
- Można powiedzieć - przeciągnął z wileńska między jednym a drugim łykiem - że go
troszkę nie lubiłeś.
- Ale umiał znalezć się, nie ma co! Krzyczeli na niego, że komunista i bandyta, a
szczególnie Pułkownik. A on powiedział, że owszem, biłem i kradłem dla tych tam
pułkowników i majorów. Ale dziś bym już nie bił i nie kradł. Niechby zdechli w obozie,
jeszcze bym im pomógł. Krzyk się zrobił, że o la!
- Nie wsadzili go przecież, słyszałem?
- First Lieutenant dał mu do wyboru: albo karę bunkra, albo wydalenie z obozu. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl