[ Pobierz całość w formacie PDF ]

więcej niż nic, a przecież co roku z westchnieniem ulgi witał je na każde urodziny i święta. Zawsze takie same - bez adresu
nadawcy, z tym samym stemplem na znaczku: Nowy Jork, stan Nowy Jork.
- Gdybym wygrała, a ona dowiedziała się o tym - powiedziała Kayla podczas tej wieczornej rozmowy - poczułaby się
chyba naprawdę nie w porządku, że mnie tak porzuciła. Chyba pomyślałaby:  O rany, co też narobiłam, opuszczając Kaylę.
Przecież ona jest super: tak samo jak ja wygrała konkurs prawdziwego piękna!
Przytulił ją, nawet nie starał się ukryć napływających mu do oczu łez.
- Kayla, jednego możesz być pewna: od chwili, kiedy się urodziłaś, jesteś kimś wyjątkowym. Dla mnie najważniejszym
na świecie. Twoja matka odeszła od nas, ale nie dlatego, że cię nie doceniała. Odeszła, bo nie potrafiła zajmować się
rodziną. Przyczyna była w niej, a nie w tobie.
- A jednak pokażę jej, co straciła. - W oczach Kayli znów pokazały się pogodne iskierki. - Czy zwolnisz mnie z aresztu,
żebym mogła się zgłosić i wystąpić w tym cyrku?
Uśmiechnął się.
- Zakaz wychodzenia nadal obowiązuje, ale możesz wziąć udział w konkursie i wykonać wszystkie te wspaniałe zadania,
których będą od ciebie wymagać. Masz szczęście, że w tym tygodniu mogę sobie zrobić wolne. Będę ci towarzyszył
wszędzie, gdzie trzeba.
Nachmurzyła się, ale tylko na chwilę.
- Wygram z Brianną przewagą miliona punktów - oznajmiła rozpromieniona. - Mam przecież o wiele więcej
prawdziwego piękna niż ona.
Pogroził jej palcem.
- Kto maje naprawdę, nie mówi takich rzeczy.
Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Ale wolno tak myśleć, prawda?
- Czasem. Jeśli ktoś już nie potrafi się powstrzymać.
- Ja naprawdę nie potrafię.
Pociągnął ją za warkocz i ruszyli do gospody.
Formularze znalezli w folderze z szarego papieru na tablicy informacyjnej gminy.
- Mam napisać pracę, żeby mnie dopuścili do udziału w konkursie? - jęknęła Kayla, studiując regulamin. - Nie dam rady.
Przepadnę już na dzień dobry.
- A o czym to ma być?
Zmarszczyła czoło i odłożyła formularz.
- Czym jest dla ciebie prawdziwe piękno.
Dzięki Bogu, pomyślał. Trudno wyobrazić sobie lepsze zadanie dla Kayli na ten tydzień. Podano im śniadanie i Kayla
rzuciła się na jajecznicę na bekonie. Zach, dopijając kawę, czytał ulotkę i regulamin.
Miasto Blueberry ogłasza doroczny konkurs prawdziwego piękna dla tych dziewcząt w wieku od 13 do 17 lat, które już
rozumieją, że uroda jest nietrwała! W konkursie mogą uczestniczyć tylko stałe mieszkanki uczęszczające do prywatnych i
publicznych szkół w naszym mieście.
Aha, konkurs odbywał się zwykle latem, ale organizatorzy doszli do wniosku, że przyjezdne dziewczęta spędzające
wakacje w swych letnich domach zmniejszają szanse tych, które mieszkają w miasteczku na stałe.
Zwyciężczyni dostanie 2500 dolarów i prawo do pisania przez cały rok własnego, comiesięcznego felietonu na temat
prawdziwego piękna na łamach  Maine Daily News . Zach przypomniał sobie, co mówiła mu Olivia - właśnie dlatego tak
bardzo zależało jej na wygranej w konkursie; wierzyła, że dzięki tym felietonom znajdzie wymarzoną pracę dziennikarską
w jakimś magazynie.
Kayla małymi łyczkami sączyła sok pomarańczowy.
- Okay, tato, więc czym jest dla mnie prawdziwe piękno?
Roześmiał się.
- No to ruszamy do domu, żebyś mogła trochę nad tym pomyśleć.
- A nie możesz mi pomóc?
- To ty masz odpowiedzieć, kochanie, a nie ja.
13
Podniosła oczy do nieba.
- Fantastycznie.
Kiedy Olivia zajechała wieczorem pod dom w Blueberry, dochodziła jedenasta i niewiele widziała. Rada była z tej
ciemności, bo wewnętrznie nie dojrzała jeszcze do znajomych widoków - sklepów, ludzi i miejsc, a zwłaszcza tych, które
wybierali z Zachem, kiedy chcieli być sami.
Przez chwilę siedziała w aucie, patrząc na śliczny szary dom kryty gontem. Nawet teraz, zimą, wydawał się ciepły i
przytulny. Dostrzegła drobne, sympatyczne akcenty - jakieś stylizowane na ludowe karmniki dla ptaków i malowniczą
studnię życzeń, do której wraz z siostrami wrzucały kiedyś grosiki. W domu zapewne było ciepło; adwokat zawiadomił
opiekunkę, że Olivia przyjedzie wieczorem; obiecała włączyć ogrzewanie i zadbać o podstawowe zakupy.
Jutro będzie musiała sama wybrać się do miasta i kupić coś w dwu sklepach. W niedzielę malownicze nadmorskie
miasteczko zawsze tętniło życiem. Zastanawiała się, czy trafi na kogoś znajomego, kogoś, kto ją rozpozna, albo kogo sama
pamięta.
Wysiadła z samochodu tylko z podręczną torbą. Walizki mogły poczekać w bagażniku do jutra. Odetchnęła głęboko i
otworzyła drzwi kluczem, który dostała od Edwina Harrisa. Powitały ją ciepło, zapach sosnowych gałązek i przyjazne
światło w przedpokoju.
Z zaskoczeniem oglądała zmiany: zaprojektowane ze smakiem wnętrze, nowe meble, bibeloty, a nawet inne przyciski [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl