[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zobaczyć, że większość wewnętrznych organów została wydarta.
- Jezu! - wykrzyknął Dan i zbliżył się ze zgrozą do Tymona. - Co mu się, do diabła, przydarzyło?
- Nie mam pojęcia. Może przebiły go belki spadające w czasie pożaru teatru - podsunął Holman.
- To wygląda raczej na atak dzikiego zwierzęcia - zauważył Dan.
- Może napadł go niedzwiedz - fantazjowała Rita. - Oni czasem przyprowadzali niedzwiedzie, żeby
zabawić publiczność. Kiedy wybuchł pożar, niedzwiedz mógł wpaść w szał.
- Myślę, że to przesada - stwierdził Holman.
- Nie wiem - rzekł Dan. - Nie dbam o to. Wydaje mi się, że coś go ugryzło; coś bardzo dużego
i bardzo rozwścieczonego. Zobaczcie, w jaki sposób została rozdarta jego koszula. To nie mógł być
niedzwiedz. Niedzwiedz bawi się ofiarą, szarpie pazurami. Ktokolwiek to zrobił, najpierw
popatrzył, a potem wykonał jeden ruch, nyyunngg!
- Nyyunngg? - zdziwił się Holman. - Kto w jakubiańskim Londynie mógł zrobić nyyunngg?
- Więc dobrze... może to zbytnia fantazja - zgodził się Dan. - Mogę sprawdzić, czy są jakieś
ówczesne wzmianki o ofiarach pożaru Globe i jakie były przyczyny ich śmierci.
Holman klepnął go w ramię.
- Powodzenia - powiedział. - Poza tym dziękuję za dodatkowy czas. Wiem, że to niełatwo odpierać
ataki rządu, przedsiębiorców i prasy, nie mówiąc już o Ricie i o mnie.
Dan wytarł nos.
- Skończcie możliwie szybko z naszym przyjacielem, dobrze?
Holman popatrzył dłużej na tłuste od szarej gliny szczątki człowieka nazwanego Tymonem.
- Jak wszystko pójdzie gładko, to staniemy się sławni z powodu tego faceta. Człowiek Essexa
i Holmana. Ale nim ktokolwiek inny położy na nim łapska, chciałbym dowiedzieć się, kim on był
i w jaki sposób umarł.
- %7łałuję, że nie mogę dać ci więcej czasu.
- Nie szkodzi. Zostanę tu całą noc i, jeśli będzie trzeba, następną także.
- Chryste, zaziębisz się.
- Jestem przyzwyczajony do zimna. Pamiętaj, że urodziłem się w Yorkshire.
Dan spojrzał na zegarek. Był umówiony na lunch z Fioną Blessing, wysoką figurą z British Fuels,
kobietą ubierającą się w obfite suknie, nadające jej kształty trójkąta. Była zainteresowana
zainwestowaniem w dziedzinie kultury pewnego kapitału "C", pozwalającego odtrącić od
podatków kapitał "T". Pózniej musiał pojechać autobusem do Chiswick, żeby odebrać z warsztatu
swój samochód Renault, który był już po raz trzeci reperowany w tym roku. Wolałby zostać
i patrzeć, jak Rita starannie oczyszcza Tymona z błota. Musiał jednak za wszelką cenę utrzymać
wykopalisko, mimo bardzo małych funduszy i siedzących mu na karku przedsiębiorców,
zwisających nad nim na kształt gigantycznego, czarnego kowadła z Jezdzca szos. Uścisnął rękę
Holtnanowi, pomachał Ricie i wrócił do czekającej na niego taksówki.
- Co tam jest? - zapytał kierowca. - Wygląda na jakiś cholerny cmentarz.
- Wykopalisko - odparł cierpliwie Dan. Wykopalisko archeologiczne. Kiedy skończymy, będzie
wiadomo, jak wyglądał Globe Theatre.
- Tak? - zdziwił się kierowca, przepychając się przez wzmożony w porze lunchu ruch kołowy. - Po
co wam to wiedzieć?
Pierwszy raz Dan nie znalazł odpowiedzi. Może rzeczywiście nie było żadnego powodu. Może
szukał tylko potwierdzenia, że przeszłość rzeczywiście istniała i że ludzie mieli wówczas kulturę,
o której współcześni nigdy się nie dowiedzą, jeśli jej nie odnajdą.
Nie mógł spać. Majaczyło mu się, że leży na boku w szarym, błyszczącym błocie. Było mu
zimno, ale nie wiedział, jak się rozgrzać. Ktoś wymawiał uporczywie jego imię.
Usiadł i zapalił nocną lampkę. Druga strona łóżka była jak zwykle pusta. Margaret nie
chciała mieszkać z nim w Londynie: nienawidziła tego miasta. Nie miał do niej pretensji. O tej
porze roku Londyn był wilgotny, drogi i opuszczony; stanowił mroczną stolicę ponurej,
wyświechtanej kultury. Gdziekolwiek by się poszło, wszędzie sterczały czarne, spiżowe posągi
surowych, ekscentrycznych, dawno umarłych mężczyzn.
Przez jakiś czas przeglądał książki wypożyczone z Kensington Library: %7łycie i dzieje
Szekspira P. Alexandra, Szekspir w Globe Nigela Frosta i ciekawą monografę pod tytułem
Udziałowiec, napisaną przez Dudleya Manfielda. W 1598 roku, kiedy zbudowano teatr Globe,
Szekspir był już jednym z najlepiej sytuowanych aktorów-dramatopisarzy w kraju i jednym
z "udziałowców" lub akcjonariuszy teatru.
W relacji Manfelda było coś, co wydało się Danowi dziwne i intrygujące. Manfeld powracał
ciągle do blizniaków Szekspira, Hamnet i Judith, i do śmierci Hamneta w wieku jedenastu lat,
w 1596 roku; do tragedii, którą Szekspir nazwał "moją zapłatą". Równocześnie Manfeld często
wspominał o "długu Szekspira", jak gdyby Szekspir złożył komuś jakąś obietnicę lub pożyczył od
kogoś pieniądze. W przytoczonym fragmencie dziennika aktora z Globe Theatre, Bena Fieldinga,
była o tym mowa wielokrotnie.
W lecie 1611 roku zagraliśmy po raz pierwszy "Burzę". Will mówił, że w tym dramacie
najchętniej opowiedziałby o Wielkim Demonie, któremu złożył ślubowanie. Twierdził, że
zaciągnął dług, jakiego żaden człowiek nie ma prawa zaciągać, i że oddałby całe swoje bogactwo,
żeby to ślubowanie unieważnić. Bo - jak mówił - zawsze przychodzi czas, kiedy dług musi zostać
spłacony.
Okazało się więc, że z jakiegoś powodu Szekspir zawarł wiążącą umowę z Wielkim
Demonem, kimkolwiek on był. Dan wstał z łóżka i poszedł do salonu, żeby odszukać swój komplet
dzieł Szekspira. Wyjął Burzę i czytał przypadkowe fragmenty, ale nie mógł znalezć ustępu,
w którym Szekspir mówiłby coś o swoim długu.
Znalazł jednakże zwrot: "Umierający spłaca wszelkie długi"
Wrócił do książki Manfielda. Przed rokiem 1613, czyli przed pożarem Globe, Szekspir wycofał się
prawie na stałe do swojego domu w Stradford. Ale Ben Fielding napisał:
Will zwierzył mi się, że jego dług dręczy go, że musi uregulować go za wszelką cenę.
W tym celu musi wrócić do Southwark i stanąć twarzą w twarz ze swoim Dręczycielem, aby
odzyskać spokój. Wszystko, co powiedział, zostało również zapisane i złożone u Johna Heminge'a.
To był ostatni zapis w dzienniku Bena Fieldinga. Według Manfielda, Fielding zniknął tej
nocy, w której spalił się Globe, i został uznany za ofiarę pożaru.
Dan przeczytał wielokrotnie słowa Fieldinga, a potem zgasił światło i próbował zasnąć.
Przez cały czas wydawało mu się, że coś potoczyło się bardzo zle, jak gdyby świat potajemnie
zdecydował się zawrócić i podążyć w przeciwną stronę.
Przyjechał na wykopalisko rankiem następnego dnia, parę minut po siódmej. Deszcz
wprawdzie nie padał, ale było zimno i mglisto. Otworzył bramę i z rękami w kieszeniach brnął po
glinie do budy Holmana.
Niezwykłe było to, że z blaszanego komina budy nie wydobywał się dym. O tej porze
Holman zwykle parzył herbatę i gotował śniadanie. Co dziwniejsze, drzwi budy były szeroko
otwarte. Dan wspiął się po chropowatych stopniach i wsadził głowę do wnętrza.
- Holman? - zawołał. - Holman? Jesteś tam?
Wnętrze budy okazało się ciemne i zimne. Niezbyt czysta prycza była pusta; rysunki i odbitki
światłoczułe szeleściły na tablicy ogłoszeń jak poszeptywanie żałobników w posępnej kaplicy.
Piecyk był zimny, a imbryk pusty i nie miał wieczka.
- Holman? - powtórzył Dan.
Wyszedł z budy i poszedł przez grząski teren wykopaliska ku zagrodzie sporządzonej z płótna
i starych drzwi, kryjącej miejsce, gdzie znaleziono ciało. Możliwe, że Holman postanowił wcześnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]