[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sądzisz, że sama je wymyśliła?
Kim potrząsnął głową. Kolejka przesunęła się odrobinę do przodu. Obsługiwała
ją tylko jedna osoba, której praca polegała na wpisywaniu do formularzy
stosownych informacji, włącznie z polisą ubezpieczeniową, jeśli pacjent nie
był objęty systemem opieki AmeriCare.
Twarz Becky wykrzywiła się nagle z bólu. Przyciskając rękę do brzucha, zaczęła
piszczeć.
- Co się stało? - zapytał Kim.
- A jak myślisz? - odparła Tracy. - Ma kolejny skurcz.
Na czole Becky pojawił się pot, dziewczynka pobladła. Spojrzała błagalnie na
matkę.
- Przejdzie ci tak jak poprzednio - uspokoiła ją Tracy. Pogładziła córkę po
głowie i starła jej z twarzy kropelki potu. - Może chcesz usiąść?
Becky skinęła głową.
- Trzymaj miejsce w kolejce! - powiedziała Tracy do Kima.
Kim popatrzył, jak Tracy odprowadza Becky na jedno z plastikowych krzeseł pod
ścianą. Becky usiadła. Kim domyślał się, że Tracy coś do niej mówi, bo
dziewczynka kiwała głową. Odzyskiwała rumieńce. Po paru minutach Tracy wróciła
do kolejki.
- Jak się czuje? - spytał Kim.
- Na razie lepiej - odpowiedziała Tracy. Zauważyła, jak niewiele naprzód
posunęła się kolejka, odkąd w niej stanęli. - Może pojedziemy do innego
szpitala?
- Jest poniedziałek wieczór - powiedział Kim. - Wszędzie jest tak samo.
Tracy głośno westchnęła.
- Brakuje mi doktora Turnera.
Kim przytaknął. Stanął na palcach, żeby zobaczyć, dlaczego kolejka stoi w
miejscu, ale nic nie dostrzegł.
- To jakiś absurd! Zaraz wrócę! - zawołał.
Z grymasem gniewu na twarzy przecisnął się obok stojących przed nim ludzi,
żeby dotrzeć do kontuaru. Natychmiast zorientował się, dlaczego nie posuwali
się do przodu. Pijany mężczyzna w brudnym i wymiętym garniturze bezskutecznie
próbował się zarejestrować. Z portfela wypadły mu wszystkie karty kredytowe. Z
tyłu głowy miał świeżą ranę.
- Halo! - zawołał Kim, usiłując zwrócić na siebie uwagę recepcjonistki. Była
to dwudziestoparoletnia Murzynka.
- Nazywam się doktor Reggis - zaczął Kim. - Jestem członkiem personelu na
oddziale kardiochirurgii. Moja córka...
- Przepraszam - wpadła mu w słowo Murzynka. - Za jednym razem mogę załatwiać
tylko jedną osobę.
- Niech pani posłucha! - zawołał Kim. - Jestem członkiem personelu na
kardio...
- To nie ma znaczenia - przerwała mu ponownie. - Wszystkich obsługujemy na
równi. Kto jest na początku kolejki, ten jest pierwszy we wszystkich
rutynowych przypadkach nagłych zachorowań.
- Rutynowych przypadkach nagłych zachorowań? - spytał zdumiony Kim. Był to
idiotyczny oksymoron. Pomysł, aby przemówić tej urzędniczce do rozumu, w
jednej chwili przypomniał mu przygnębiające utarczki z ludzmi bez
wykształcenia medycznego, ilekroć dzwonił do towarzystw ubezpieczeniowych albo
funduszów opieki medycznej, chcąc ściągnąć należność za leczenie. Była to
jedna z największych uciążliwości współczesnej praktyki lekarskiej.
- Proszę zaczekać na końcu kolejki - oznajmiła recepcjonistka. - Jeśli pozwoli
mi pan zająć się tymi ludzmi przed panem, szybciej przyjmę pana zgłoszenie. -
To powiedziawszy, zwróciła całą uwagę na pijaka. Tymczasem tamten zdołał już
zebrać zawartość swego portfela.
Kim chciał zaprotestować, ale uświadomił sobie, że próba rozmowy z tą kobietą
będzie stratą czasu. Przyszło mu na myśl, że mogła nawet nie zrozumieć, co
znaczy sformułowanie "członek personelu". Coraz bardziej przygnębiony,
upokorzony i rozzłoszczony, Kim wrócił do Tracy.
- Nie mam pojęcia, skąd oni biorą takich ludzi - pożalił się. - Są jak
automaty.
- Podziwiam twoją wysoką pozycję w tym szpitalu, która otwiera nam wszystkie
drzwi.
- Twój sarkazm nic tu nie pomoże - odwarknął Kim. - To wszystko z powodu
przejęcia szpitala przez AmeriCare. Nikt mnie tu nie zna. Nawet nie pamiętam,
czy kiedykolwiek byłem w tej izbie przyjęć.
- Gdybyś poważnie potraktował skargi Becky podczas weekendu, prawdopodobnie
nie musielibyśmy teraz tutaj tkwić - powiedziała Tracy.
- Potraktowałem je poważnie - odparł, broniąc się, Kim.
- O tak, na pewno. Dając jej zwykłe lekarstwa na biegunkę. Bardzo zdecydowane
podejście! Ale wiesz co? Nie jestem zaskoczona, że nie zrobiłeś nic więcej.
Nigdy nie traktowałeś poważnie żadnych objawów choroby u Becky. U mnie zresztą
również.
- To nieprawda - zaprzeczył ostro Kim.
- Tak, to prawda - ciągnęła Tracy. - Tylko ktoś, kto miał za małżonka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl